Jako, że nasza trójka od czasu do czasu lubi sobie zrobić maraton filmowy to postanowiliśmy się dzielić opiniami odnośnie filmów, które na takim maratonie widzieliśmy. Przeważnie jest to sześć filmów - raz chyba udało się dobić do ośmiu i jest to chyba rekord nie do pobicia. W każdym razie cykl o maratonach będzie prowadzony do dnia dzisiejszego, jego forma jest na razie skromna, ale pewnie będzie przechodziła zmiany.
King Kong Escapes (1967): klasyk pełen kiczu, przerysowanych postaci i niezwykłych machin rodem z przyszłości. Ten film na długo pozostanie w mojej pamięci - chociażby ze względu na postać głównego złoczyńcy, doktora Who - niesamowita postać. "King Kong Escapes" na pewno zainteresuje wielbicieli wrestlingu i kaiju. Ocena: 6/10
The Divide (2011): ciekawy film w klimatach post-apokaliptycznych. Bardziej dramat niż horror, czy sci-fi, pokazujący jak ludzie potrafią się zmienić w niezwykłej dla siebie sytuacjach. Niby nic odkrywczego, ale bardzo dobrze się go oglądało. Na plus zasługuje aktorstwo i muzyka. Ocena: 7/10
Count Dracula (1970): Jesus Franco próbował stworzyć adaptację filmową opowiadania Stokera i można powiedzieć, że nawet mu się udało - fabuła filmu nie odbiega znacząco od tego co można znaleźć na kartach powieści. Samo wykonanie jednak jest przesiąknięte kiczem, scenerie są dziwnie puste, a muzyka drażniąca. Jednak zawsze jest dobrze zobaczyć Christophera Lee w roli krwiopiojcy. No i "niesamowita" rola Klausa Kinsky, który wpadł na plan zdjęciowy chyba tylko dlatego, że akurat miał wolna chwilę. Ocena: 4,5/10
Rumpelstiltskin (1995): liczyłem na to, że ten film będzie połączeniem "Leprechaun" i "Wishmaster". Po obiecującym początku wszystko się rozmyło i wyszła nudna papka z ciekawym głównym złolem, którego potencjał nie został kompletnie wykorzystany. Niestety przez większość filmu wieje nudą, a nieliczne dobre sceny nie są w stanie tego nadrobić. Ocena: 3/10
Super Shark (2011): kolejna produkcja z cyklu shark movies. Niestety zabrakło tym razem Brooke Hogan w roli pani doktor...od rekinów. Film wypada słabo, ale nawet jak na shark movie. Bohaterowie są "papierowi", mam wrażenie, że kolejne postaci pojawiają się w filmie tylko po to, żeby rekin mógł je pożreć. Praktycznie wszystko co najlepsze w tym filmie zostało pokazane na plakacie. Ocena: 1,5/10
Enter The Ninja (1981): klasyczna historia walki dobra ze złem - oczywiście utrzymana w otoczce kina kopanego lat 80-tych. Dobry jest ubrany na biało, zły jest ubrany na czarno - czy można być bardziej dosłownym? Film nienajgorszy, ale niczym specjalnym się nie wyróżnia - no może poza faktem, że jednym w roli białego ninja wystąpił Franco Nero i jego wąsiska - niczym młody Chuck Norris zagarnia wszystkie kobiety, leje tabuny przeciwników i wszystko to bez najmniejszego wysiłku. Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz