środa, 13 lipca 2016

10 filmowych koszmarów z dzieciństwa (część 1)

Zapewne każdy z nas ma swoje horrory z dzieciństwa, prawdziwe dreszczowce, które na zawsze zostaną w naszej pamięci. I w żadnym wypadku nie mam na myśli sytuacji, kiedy przypadkiem będąc niedorostkiem zobaczyło się prawdziwy horror nie będąc na to przygotowanym. Mam na myśli filmy familijne, które często utrzymane były w tematyce fantasy i skierowane były dla młodszych widzów. Nie miałem problemów z zebraniem 10 produkcji, które w doskonały sposób przygotowały mnie do dorosłego życia filmowego, do obcowania z horrorami i opieraniu wszelkim technikom straszenia zawartym w kolejnych generacjach kina grozy. W poniższym zestawieniu znajdują się wyłącznie starsze produkcje, jako, że mój świadomy okres szczenięcy przypadał głównie na lata 90-te. Zapraszam do krainy moich dziecięcych koszmarów, które zrodziły się za sprawą filmów przeznaczonych dla młodego widza.

Grafika autorstwa Johna Kenna.

10. The NeverEnding Story
(Niekończąca się opowieść)

Rok: 1984
Gatunek: familijny/przygodowy/fantasy
Kraj: USA/Niemcy

Serii "Niekończąca się opowieść" nikomu chyba przedstawiać nie trzeba i bez żadnych problemów mogę ją polecić wszystkim młodym widzom, którzy są jeszcze zbyt mali na przygody młodego czarodzieja z Hogwartu. I mając takie podejście kilka lat temu puściłem pierwszą część cyklu "Niekończącej się opowieści" mojemu małemu bratankowi. A niech szkrab już od najmłodszych lat zdobywa szlify w kinie fantasy. Dopiero podczas oglądania razem z nim tego filmu powróciły do mnie straszne wspomnienia związane z tą produkcją. Ewidentnie kiedyś twórcy myśleli, że dzieciaki mają dużą tolerancję na masakryczne sceny. I tak zaserwowali małym widzom jakiegoś zmutowanego wilka zwanego Gmork, który nawet nie ukrywał, że jego głównym celem jest zabicie głównego bohatera tej historii. Kolejną sceną mogącą wywołać traumę jest przeprawa Atreju przez Bagna Smutku. I nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podczas tego trudnego dla dziecka zadania jego koń zostaje wciągnięty przez bagno. Pełną scenę walki o życie Artaxa możecie zobaczyć poniżej:


Ale jak się okazuje to nie ta scena wywołuje paniczny strach u najmłodszych. Ta najgorsza sekwencja pojawia się pod koniec filmu, kiedy Atreju dociera do kresu swej podróży. Stojąc przed wrotami mija szkielety poległych wojowników. Kiedy na ekranie pojawiły się kościotrupy mój bratanek niemalże ze łzami w oczach przerażony krzyczał, żeby wyłączył ten film. Jednak z całego tego zestawu "Niekończącą się opowieść" wspominam jako najlżejszą produkcję, w której po prostu momentami twórcy delikatnie się zagalopowali.

Gmork w pełnej okazałości, teraz widzę, że to kukła, ale kiedyś widziałem monstrualnego wilka.
Atreyu walczący o życie Artaxa.
Tajemnicze wrota zwiastujące trupy poległych wojowników.

09. Pan Samochodzik i niesamowity dwór

Rok: 1986
Gatunek: familijny/przygodowy
Kraj: Polska

Nie dało się być dzieciakiem w latach 90-tych i nie trafić na serię filmowych przygód Pana Samochodzika. Filmy były inspirowane książkami Zbigniewa Nienackiego, w których pomysłowy jegomość pan Tomasz zwany panem Samochodzikiem rozwiązywał przeróżne tajemnice i stawiał opór różnym zgniłkom. Jeżeli dobrze się rozejrzycie zapewne zauważycie, że powstały cztery filmy o wspomnianym panu Tomaszu i serial, w którym głównego bohatera zagrał nie kto inny, jak sam Stanisław Mikulski. Jednak najbardziej w pamięć wryła mi się produkcja "Pan Samochodzik i niesamowity dwór". Sama historia nie różni się za bardzo od pozostałych przygód pana Tomasza. Ot rezolutny mężczyzna rozwiązuje kolejną zagadkę i stawia opór różnym obwiesiom. Jednak to co jest wyróżniające w tej produkcji to niezwykle mroczny klimat. Reżyser tego filmu wziął sobie chyba za punkt honoru, żeby budować tutaj napięcie niczym w horrorze. I tak co chwilę mamy scenki, które od razu przywołują straszaki z typowego dreszczowca o nawiedzonym domostwie. Zresztą same scenerie już są przerażające, a to gigantyczny dworek skąpany w mroku, w którym jedynym źródłem nikłego światła są świeczki, a to jakaś krypta, ewentualnie strych oblepiony pajęczynami. Uspokoić palpitacji serca młodego widza nie pomagają również bohaterowie, prym wiedzie tutaj Ludwik Benoit wcielający się w byłego dozorcę dworku. Zgarbiony, z wiecznie wykrzywionym wyrazem twarzy pojawia się znikąd i przeraża już samą fizjonomią. Oczywiście w filmie nie mogło zabraknąć duchów, no jakżeby inaczej.

Tak właśnie wygląda inwentaryzacja antyków - mrok, pajęczyny, każdy dźwięk wywołuje dreszcz na karku.
To nie jest scena z jakiegoś niskobudżetowego horroru, to nadal przygody Pana Samochodzika.
Duchy pojawiają się co prawda tylko symbolicznie, ale jednak nie mogło ich zabraknąć.

08. Willow

Rok: 1988
Gatunek: fantasy/przygodowy
Kraj: USA/Nowa Zelandia/UK

Któż nie zna tego pociesznego filmu Rona Howarda i George'a Lucasa? Dzięki tej produkcji na szerokie wody wypłynął Warwick Davis, który wcześniej grał jednego z Ewoków w "Star Wars: Return Of Jedi". Ten jakże przyjemny obraz fantasy, w którym niziołek imieniem Willow za wszelką cenę chce ochronić przygarnięte dziecko na stałe wpisał się do pamięci wielbicieli tego gatunku filmowego. Ale i ta produkcja nie pozostała bez skazy. Owszem nadal uwielbiam "Willow", ale pojawia się w nim kilka elementów, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Do tych na pewno zaliczam wszelkie potyczki z trollami. Dlaczego? Bo te stwory nie są tutaj przedstawione na wzór marvelowskiego Hulka. Bardziej przypominają jakieś zdziczałem małpy o podobnym do ludzkiego obliczu i lekko wyłysiałej głowie. Poza tym sama potyczka niewielkiego Willowa z jednym z przedstawicieli tej szkaradnej rasy powodowała u mnie lekki ścisk w żołądku i ogromną niepewność, co to zdziczałe stworzenie może zrobić z jednym z moich ulubionych bohaterów z dziecięcych lat. Innym motywem jest czar rzucony na  Madmartigana (Val Kilmer), który zamieniał tego pyszałkowatego wojownika w prosiaka. I przerażający nie był efekt końcowy, ale sama strona wizualna takiej przemiany. Przy niej przemiana w wilkołaka w "Amerykański wilkołak w Londynie" to pikuś. Do tego wszystkiego należy jeszcze dołączyć finałowy pojedynek czarodziejek, podczas którego główna zła, czyli królowa Bavmorda zaczyna przypominać niemalże szkielet, a raczej szkielet obleczony lekko obwisłą skórą. Cały ten obraz może jeszcze dopełnić nieco obrzydliwie prezentujący się smok zwany Eborsisk. "Willow" to naprawdę świetne kino przygodowe/fantasy (w końcu to film Rona Howarda i George'a Lucasa), ale chyba nie do końca przeznaczone dla bardzo młodych widzów. Do tej pory uwielbiam do niego wracać i za każdym razem odczuwam tę nutkę nostalgii, która każe mi wypowiedzieć słowa "kiedyś filmy fantasy to były jakieś lepsze".

Trolle w "Willow" znacznie odbiegają od standardów fantasy.
Eborsisk trochę przypomina hydrę, ale wyłącznie dwugłową i prezentuje się wręcz koszmarnie.
Główna zła, czyli królowa Bavmorda podczas finałowego pojedynku zamianie się niemalże w chodzący szkielet obleczony skórą.

07. Wakacje z duchami

Rok: 1970
Gatunek: familijny/przygodowy
Kraj: Polska

Co prawda 1970 rok to czas dla mnie dość odległy i wręcz obcy, ale wszelkie filmy i seriale z Cegiełką (Henryk Gołębiewski), Dudusiem (Filip Łobodziński) i im podobnymi urwisami były puszczane w telewizji pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych niemalże bez przerwy. I naprawdę ciężko było nie znać losów bohaterów dziecięcych seriali takich jak "Podróż za jeden uśmiech", "Do przerwy 0:1", "Stawiam na Tolka Banana", czy w końcu "Wakacji z duchami". Siódme miejsce w moim zestawieniu filmowych koszmarów z dzieciństwa należy do tego ostatniego serialu. Ktoś mógłby zapytać, co może być strasznego w takim programie telewizyjnym? Przecież poza postaciami dziecięcymi pojawiają się tutaj dorośli aktorzy, którzy specjalizują się w komedii. Wśród nich znaleźli się między innymi Zdzisław Maklakiewicz, Janusz Gajos, Wacław Kowalski, Jerzy Turek i Roman Wilhelmi. Powinna wyjść z tego kupa śmiechu w starym, dobrym stylu. A jednak nie brakuje tutaj przerażający elementów. Już samo intro budziło we mnie niepokój. Oto jakiś duch osnuty mgłą wymachuje łapami na jednej z wież zamku. Tego typu scen nie brakowało w tym serialu, i chociaż było to świetne kino przygodowe przeznaczone dla młodego widza, to można było tu uświadczyć grozę rodem z horrorów o duchach. Ale wiadomo, że można straszyć w różny sposób, a w przypadku "Wakacji z duchami" odbywa się to również za sprawą samych historii o zjawach, które "podobno" przechadzają się po korytarzach zamku, po którym krząta się również grupka urwisów będących głównymi bohaterami tego serialu. Oczywiście twórcy tego programu telewizyjnego nie skąpili widzom również wizualnych straszaków, dzięki czemu dostajemy ducha widocznego na plakacie, ale też inne zjawy, które wprawiają w osłupienie sympatycznych bohaterów tej przygody. I chociaż uwielbiam te wszystkie polskie seriale dla dzieci nakręcone w latach 70-tych, to zawsze z lekką nutką strachu oglądałem każdy kolejny odcinek "Wakacji z duchami", nawet nie chodzi o samą wizualną stronę zjaw, ale o tę niepewność, że za chwilę wyskoczy jakieś straszydło, które później będzie mi się śniło po nocach.

Różnego rodzaju zjaw w "Wakacjach z duchami" nie brakuje.
Idealnym sposobem na złapanie ducha jest przebranie się za jednego z nich.

06. Krull

Rok: 1983
Gatunek: fantasy/przygodowy
Kraj: USA/UK

Jeżeli kochacie "Gwiezdne Wojny", a nigdy w życiu nie słyszeliście o filmie "Krull" to chyba czas najwyższy nadrobić zaległości. Produkcja Petera Yatesa to nic innego jak próba zagarnięcia odrobiny szału związanego z trylogią George'a Lucasa i przeniesienia jej na realia fantasy. Ot na jakąś odległą planetę (podobną do Ziemi) przybywa tajemnicza bestia z kosmosu, która porywa księżniczkę. Do cytadeli potwora wyrusza nieustraszony książę, który po drodze dorabia się pokaźnej drużyny i przeżywa niesamowite, niejednokrotnie mrożące krew w żyłach przygody. I tak pokrótce przedstawia się dość prosta fabuła filmu "Krull", który dla mnie jest jednym z najważniejszych filmów fantasy, jakie dane mi było zobaczyć w dzieciństwie (widziałem go w tym samym okresie, w którym jarałem się "Willow", nawet miałem te dwa filmy nagrane na jednej kasecie VHS). Ale obraz w reżyserii Yatesa chyba nie do końca skierowany był do najmłodszych widzów mimo tej całej baśniowej otoczki towarzyszącej prezentowanej w nim historii. Nie brakuje tutaj przerażających scen, w których nie wiadomo skąd pojawiają się podobni do szturmowców jegomoście i strzelają laserami w plecy członkom drużyny księcia. Jednak najbardziej w pamięć zapadły mi sceny na ruchomych piaskach, w których to bohaterowie walczyli nie tylko o swój dobytek, ale też o życie. Za każdym razem przeżywałem, kiedy drużyna księcia uszczuplała się o kolejnego z mężnych wojów, bo wiedziałem, że z każdą stratą szanse na wygraną z bestią maleją. Jednym z członków ekipy jest niewidomy starzec, który jest również jasnowidzem. W pewnym momencie okazuje się, że jego miejsce zajmuje zmiennokształtny będący na usługach bestii. Scena, w której szpieg zostaje zabity na długo zapadła mi w pamięć i przerażała mnie za każdym razem, kiedy pojawiała się na ekranie. Do drużyny księcia dołącza nawet budząca grozę postać, a jest nią cyklop. I nawet nie chodzi o jego wygląd (no dobra, może trochę też), ale o dziwną przypadłość tych jednookich monstrów. Otóż cyklopi doskonale wiedzieli w jaki sposób i kiedy umrą. Sam ten element budził we mnie strach. Ale "Krull" przerażał też w inny sposób. Odpowiedzialny za muzykę James Horner stworzył niezapomnianą ścieżkę dźwiękową, która potrafiła zachwycić, ale i zmrozić krew w żyłach. Ten drugi efekt pojawiał chociażby podczas wizyty księcia u pajęczej wdowy, gdzie główny bohater był osaczony przez monstrualne tarantule, a towarzyszyła temu ostra, wręcz momentami wwiercająca się w mózg muzyka. No i na sam koniec główny zły tego przedsięwzięcia, czyli wspomniana wcześniej bestia. Na szczęście ów potwór jest przeważnie pokazany w sposób zniekształcony, ale to i tak wystarcza, żeby można było doskonale przyjrzeć się wyglądającemu niczym wyciągnięte z jakiegoś horroru monstrum. I przyznam, że nadal nie wiem w jaki sposób ten ogromnych rozmiarów kosmita miał sobie wziąć za żonę ludzką księżniczkę...

Szturmowcy bestii są niczym ninja, potrafią się wyłonić nawet z bagien.
Zmiennokształtny dostał włócznią w klatkę i zaczął dziwnie puchnąć.
Jak nie bagna, to ruchome piaski, nadal uważam tę scenę za przerażającą.
Cyklopi są przyjaźnie nastawieni, chociaż starają się nie ingerować w sprawy ludzi.
Główny zły w "Krullu" wygląda jakby został wyciągnięty z jakiegoś horroru.

5 komentarzy:

  1. Świetny wpis, aż nachodzi ochota na powtórkę każdego z nich. Czekam na kolejne miejsca :) A swoją drogą czy w polskim tłumaczeniu "Niekończącej się opowieści" (i mam tu na myśli lektora a nie polski dubbing) przypadkiem ten wilk nie był tłumaczony jako Nicość, Ciemność czy jakoś tak? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :-) Druga część pojawi się pewnie na początku przyszłego tygodnia.
      Gmork w polskiej wersji występował jako Nicość. W oryginale był sługą potęgi Nicości, czy coś w tym rodzaju.

      Usuń
    2. Czyli dobrze zapamiętałem :)

      Usuń
  2. w sumie główny zły w Krullu to wygląda jakby się z opowieści lovecrafta urwał :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co w tym jest, ale mam wrażenie, że Yates nie bardzo chciał go pokazać w pełnej krasie, stąd te dziwne zbliżenia, załamania obrazu, itp.

      Usuń