piątek, 7 lipca 2017

Filmy za "Dychę": walka o mikroprocesor potrafiący wykonać około tryliona operacji w ułamku sekundy

C.I.A. Codename: Alexa
(Kryptonim Alexa)

Rok: 1992
Gatunek: akcja/thriller
Kraj: USA

Bardzo długo zabierałem się za ten film i teraz mocno tego żałuję. Za "Kryptonimem Alexa" stoi Joseph Merhi (niespokrewniony z Jalalem Merhim), który rozpoczynał swoją reżysersko-scenopisarsko-producencką przygodę w połowie lat 80-tych. Czy mógł być lepszy czas dla człowieka zajmującego się szeroko pojętym kinem akcji? Zakładam, że chóralnie odpowiedzieliście, że nie. Spod ręki Merhiego wyszło sporo filmów, które znają pewnie tylko najbardziej zagorzali fani tego typu produkcji okupujący w latach 90-tych wypożyczalnie kaset VHS. Joseph Merhi jako reżyser i scenarzysta nigdy nie wyszedł z tej niszy. Natomiast jako producent...też nie osiągnął niczego wielkiego. Jeżeli jesteście fanami Gary'ego Danielsa, to pewnie nie raz natknęliście się na film, którego producentem był Joseph Merhi. Jednak "Kryptonim Alexa" miał gwiazdy sporego formatu (z całym szacunkiem dla Danielsa), które w latach 90-tych gwarantowały niemałe zainteresowanie widzów. Lorenzo Lamas był już po serii "Snake Eater" i po pierwszych odcinkach serialu "Renegade". Kathleen Kinmont pojawiła się nie tylko w niezliczonej ilości filmów akcji, ale też w czwartej odsłonie serii "Halloween". A O.J. Simpson był znany jako najbardziej pechowy policjant z "Nagiej Broni". Szykował się hit, jakiego wielbiciele VHS-ów jeszcze nie widzieli!

Epicka poza Lorenzo Lamas po ustrzeleniu bandziora. Właśnie dla takich chwil ludzie wstępują do CIA.
Grupka bandziorów napada na budynek rządowy, kradnie superwydajny mikroprocesor (który potrafi wykonać około tryliona operacji w ułamku sekundy) i bierze zakładników. Policja, jak to policja okrąża miejscówkę, celuje ze wszystkich możliwych pistoletów do przestępców i zbiera się, żeby rozpocząć negocjacje. Wtem przylatuje jakiś luźny typ z kucykiem, który mówi, że wszystkim się zajmie. Tym luzakiem jest Mark Graver (Lorenzo Lamas). Ten wjeżdża do budynku na jakimś skuterze i szybko neutralizuje zbirów, jednak nie odzyskuje superwydajnego mikroprocesora (który potrafi wykonać około tryliona operacji w ułamku sekundy), gdyż ten zostaje połknięty przez szefa bandziorów, który zostaje zastrzelony. Podczas ceremonii pogrzebowej grupa zamaskowanych osób wykrada ciało zawierające procesor. Jednak szybko spotykają się z oporem ze strony policji. Jedna z prowodyrek wpada w ręce stróżów prawa i szybko zostaje przejęta przez Marka Gravera z CIA. Alexa (Kathleen Kinmont), bo tak ma na imię owa kobieta, pod "lekkim" szantażem staje się tajną bronią CIA do walki z Victorem Mahlerem (Alex Cord), który za wszelką cenę chce wejść w posiadanie superwydajnego mikroprocesora (który potrafi wykonać około tryliona operacji w ułamku sekundy). Kobieta jest ostatnią szansą dla CIA na dorwanie jednego z największych mafijnych bossów.

Jak wykradać ciało zmarłego, to tylko podczas ceremonii pogrzebowej!
ABC ucieczki - pamiętaj, żeby uciekając przed policją biec samym środkiem pustej ulicy.
Popularny "Nordberg" w akcji.
"Kryptonim Alexa" to prawdziwe arcydzieło kina akcji z epoki VHS. Oglądając ten niesamowity spektakl wielokrotnie łapałem się za głowę zastanawiając się, jak to jest możliwe, że ludzie stojący za kamerami puścili tyle niedorzeczności. Na pewno ktoś znajdujący się na planie widział, co tu się odwala i pewnie zwracał uwagę reżyserowi. Jednak wierzę też w to, że Joseph Merhi wiedział co robi, specjalnie w tej produkcji umieścił taką ilość głupotek, żeby widzowie oglądając "Kryptonim Alexa" po ciężkim dniu pracy mogli wreszcie wyłączyć mózg i oddać się we władanie czystej rozrywce, w której logika nie ma racji bytu.

"Nordberg" po drugiej stronie lufy już nie czuje się tak komfortowo.
Rozrywki ludzi obrzydliwie bogatych nie mają żadnych limitów - walka na śmierć i życie w ogródku.
Co byście woleli stracić? Język, czy oko?
Cały "Kryptonim Alexa" to właśnie zbitek takich głupotek i to chyba największy czar tej produkcji. Już na początek dostajemy scenę, kiedy to Lorenzo Lamas wściekły wjeżdża jakimś skuterem do budynku opanowanego przez terrorystów. Oczywiście agent CIA jest bezbłędny, wykańcza wszystkich, co do jednego. Lorenzo Lamas jest w tej chwili niczym Chuck Norris. Niedługo później kolejna ciekawa scenka, czyli napad na kościół podczas ceremonii pogrzebowej. Widać, że bandyci są w gorącej wodzie kąpani i nie mogli poczekać, aż ciało znajdzie się na cmentarzu, ludzie się rozejdą, a oni na spokojnie mogliby gwizdnąć trumnę. I naprawdę nie trzeba czekać długo, żeby zobaczyć do czego zdolni są twórcy "Kryptonim Alexa". Zbiry po zabiciu pastora, ostrzelaniu ścian świątyni wychodzą ze zwłokami i co robią zaraz po wyjściu z budynku, kiedy są okrążeni przez policję? Oczywiście zdejmują kominiarki i uciekają biegnąć środkiem ulicy. Jeżeli z uśmiechem na ustach przejdziecie przez te początkowe scenki, to wiedzcie, że do końca czasu trwania tego niesamowitego show dostaniecie więcej takich perełek.

Najlepiej strzeżona oczyszczalnia ścieków (psssst, tak naprawdę to tajna baza CIA).
Takich niesamowitych ujęć Lorenzo Lamasa w "Kryptonim Alexa" nie brakuje.
Pamiętacie o rozrywkach obrzydliwie bogatych ludzi? Tym razem mamy operację chirurgiczną przy basenie.
Jak już wspomniałem we wstępie dużym ładunkiem przyciągającym do "Kryptonimu Alexa" są aktorzy. Lorenzo Lamas przez cały film przechadza się po planie i pozuje, jakby był na jakiejś sesji fotograficznej. O.J. Simpson chyba dalej gra Nordberga z "Nagiej Broni", ale dzięki temu przynajmniej zapewnia solidną dawkę komedii (ciężko powiedzieć, czy to było zamierzone). Kathleen Kinmont zgodnie z tytułem produkcji powinna tutaj grać pierwsze skrzypce, ale sprawia wrażenie odsuniętej na plan dalszy. Jest jakby wycofana i nawet sceny z jej udziałem wyglądają tak, jakby była postacią drugoplanową. Natomiast nie zawodzą złoczyńcy. Alex Cord wcielający się w rolę Victora Mahlera jest zły do szpiku kości. Jednak potrafi świetnie maskować swoje czarne serce poprzez złowieszczy uśmieszek, który rzadko schodzi mu z gęby. Prawdziwą perłą jest jednak Michael Bailey Smith grający typowego mięśniaka podlegającego Mahlerowi. Niestety Smith ma pewien problem, który doskwiera również Tilowi Schweigerowi. Ma głos kompletnie niepasujący do jego postury. I o ile Vlad (grany przez Smitha) budzi respekt, kiedy po prostu stoi i napina muskuły, tak cały czar pryska w momencie, w który odzywa się swoim cienkim głosikiem. Jednak w duecie z Alexem Cordem wypada świetnie i to jest niemal idealna para złoczyńców. O ile to szef mówi, a mięśniak wykonuje.

W CIA nie ma lekko. Alexa musiała siedzieć po turecku przez kilka godzin, na szczęście jej kumpel przyniósł jej kieliszek wody.
"Nordberg" zachwycony nową wybuchową zabawką...
...która zostawia po sobie dziury niczym wyrzutnia rakiet.
"Kryptonim Alexa" to świetny przykład tego, jak robiło się w latach 90-tych kino akcji. Nic nie musiało trzymać się kupy, scenariusz mógł się skupiać na jednym elemencie, do którego dopisywana była cała reszta. W przypadku filmu Josepha Merhiego tym "centrum wszechświata" był mikroprocesor (który potrafi wykonać około tryliona operacji w ułamku sekundy). I tak naprawdę nigdzie nie jest powiedziane, dlaczego główny zły tak bardzo chce mieć ten wynalazek. Po prostu go chce i już! W trakcie jednej z rozmów w tajnej bazie CIA (ukrytej pod oczyszczalnią ścieków ochranianą przez grupkę uzbrojonych po zęby gości w beretach) padają jakieś słowa odnośnie sterowania rakietami, itp. Ale to tyko jeden i to bardzo króciutki epizod w całym trwającym 90 minut filmie. Ten cały procesor to zaledwie pretekst, który ma doprowadzić do bitki, strzelaniny i bitki, a później jeszcze do strzelaniny. Ale to jest też piękno tego typu "spektakli". Teraz producenci, żeby ukryć swoje braki scenariuszowe, czy w ogóle brak pomysłu na fabułę, muszą zasypywać ekran nieskończoną ilością efektów specjalnych, kombinować z milionem kamer (które zupełnie przypadkowo wszystkie ustawione są na maksymalnym "zoomie") albo jakimiś bajerami w stylu 3D. Kiedyś takie niedostatki było trudniej przykryć, przez co spora część akcyjniaków obfituje w różnego rodzaju śmiesznostki, które są swoistą wizytówką epoki VHS.

Bycie złolem nie jest łatwe, trzeba umieć zajmować się dziećmi.
Ooooo tak! Szykuje się wiekopomna bitka w scenerii znanej z "Commando" (i wielu innych filmów, w których są rury).
Cieniutki głosik Michaela Bailey'a Smitha kompletnie nie pasuje do jego demonicznego wyrazu twarzy.

Victor Mahler to złol jaki mało, sami zobaczcie jaki jest zły!
Joseph Merhi odwalił w przypadku "Kryptonimu Alexa" kawał dobrej roboty. Drugiego takiego zabawnego akcyjniaka z lat 90-tych ze świecą szukać! Żaden z pojawiających się na ekranie bohaterów nie myśli logicznie. Nikogo nie zrażają porażki, czy głupie wpadki. Każdy prze do przodu licząc na finalny sukces (albo nawet nie). O ile wśród pozytywnych bohaterów jest raczej posucha (no może poza "Nordbergiem"), to złole skutecznie ten niedostatek nadrabiają i co chwilę serwują zestaw totalnych idiotyzmów. Głupota, brak konsekwencji i myślenia przez bohaterów są tak urocze, że ciężko nie lubić "Kryptonimu Alexa". Zakończenie już kompletnie rozłożyło mnie na łopatki i dłonie same złożyły mi się w kształt serca. To zdecydowanie jeden z najprzyjemniejszych obrazów, które trafiły do cyklu "filmy za dychę". Nie męczył, ale bawił. Co ciekawe zaledwie rok po premierze "Kryptonimu Alexa" powstał jego sequel, który został wyreżyserowany przez samego Lorenzo Lamasa (aż ciężko nie uśmiechnąć się w tym momencie :-) ).






2 komentarze:

  1. oglądałem to jako nowość prosto z usa w 1993r na bodajże PRO 7 z dubbingiem nasza bohaterka sehr hot brzmiała xD ale sam film to wzorowy produkt początku l90 w filmie akcji z tej nieco niższej półki część druga też zła nie była ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero teraz zobaczyłem ten film, chociaż pamiętam uginające się półki wypożyczalni kaset wideo z tego typu produkcjami. Dwójkę muszę obejrzeć koniecznie głównie dlatego, że to pierwszy i jedyny film wyreżyserowany przez Lorenzo Lamasa.

      Usuń