niedziela, 9 lipca 2017

Zarażając Azją: Zabawne i wzruszające kino drogi

Getting Home
(W stronę domu)

Rok: 2007
Gatunek: komedia/dramat
Kraj: Chiny/Hong Kong

"Getting Home" po raz pierwszy widziałem niemal 10 lat temu, kiedy to łykałem kolejne horrory, komedie i dramaty z kontynentu azjatyckiego. Skupiałem się wyłącznie na produkcjach japońskich, chińskich i koreańskich - w sumie do tej pory jeżeli sięgam po jakieś azjatyckie obrazy, to skłaniam się właśnie w stronę tych krajów. Na "Getting Home" wpadłem zupełnie przypadkiem i już sam krótki opis wydał mi się na tyle niebanalny i interesujący, że zdecydowałem się zobaczyć tę produkcję Yanga Zhanga. Niezbyt doświadczonego filmowca, dla którego "Getting Home" był dopiero piątą wyreżyserowaną produkcją.


Głównym bohaterem dramatu jest Zhao, który po śmierci swojego kumpla z pracy postanawia dostarczyć jego ciało w rodzinne strony, czyli na drugą stronę Chin. Problem w tym, że mężczyzna ma zbyt prosty plan, który sypie się już niemal na początku. Wyrzucony wraz ze zwłokami z autobusu musi próbować innych sposobów, żeby przewieźć ciało swojego przyjaciela i nie zwrócić na siebie uwagi stróżów prawa. Na domiar złego Zhao nie posiada wystarczających funduszy, którymi mógłby opłacić transport. Jego podróż to prawdziwa przygoda pełna goryczy, wzruszeń, ale również śmiechu i radości. Na swojej drodze Zhao spotyka przeróżnych ludzi, którzy urozmaicają jego i tak już ciekawą przeprawę przez niemal całe Chiny.



Jak już wspomniałem pierwszy raz "Getting Home" widziałem dość dawno temu i pamiętałem historię, sporo szczegółów z całego filmu, ale z głowy kompletnie wyleciał mi tytuł. Na szczęście w końcu udało mi się go odnaleźć. Wyreżyserowany przez Yanga Zhanga film to prawdziwe arcydzieło kina drogi. To produkcja pełna wzruszeń, dobrego humoru i osobistych dramatów głównego bohatera. A przede wszystkim to niezwykle oryginalna produkcja, która na szczęście nie doczekała się jeszcze amerykańskiego remake'u (a może się doczekała, ale o tym nie wiem).



Główną siłą napędową "Getting Home" jest Zhao, w którego wciela się Benshan Zhao. Film wyreżyserowany przez Yanga Zhanga to swoisty "one man show", w którym główny bohater na swojej drodze spotka masę epizodycznych postaci. I to właśnie interakcje i ogromna motywacja Zhao pcha ten film do przodu. Chociaż konstrukcja "Getting Home" jest prosta, w końcu główny bohater musi dotrzeć z punktu A do punktu B, to jednak niezwykle ważne są wszelkie przeciwności, które spotyka na swojej drodze, ale też sposób, w jaki je pokonuje. Zhao to taki pechowy szczęściarz. "Getting Home" to z jednej strony prześmieszna komedia, wszak sam powód podróży jest niezwykły. A z drugiej to głęboki film, który skrywa w sobie podwójne dno. Ponadto warto zwrócić uwagę na świetne zdjęcia, które dodatkowo ozdabiają podróż Zhao. Mamy tutaj ogromną różnorodność krajobrazów, a kamerzysta doskonale wie ja uchwycić w obiektywie prawdziwe piękno terenów, które przemierza główny bohater.




"Getting Home" to dzieło absolutnie niesamowite. Oglądając go wręcz czuję jak z ekranu płynie radość życia. Główny bohater mimo ogromnego problemu i przeróżnych perypetii sprawia wrażenie człowieka beztroskiego, dla którego nie ma sytuacji bez wyjścia. Co prawda na pierwszym planie znajduje się tylko Benshan Zhao, ale do jego niesamowitej przygody swoją cegiełkę dokłada każda epizodyczna postać, z którą nasz bohater wchodzi w interakcję. Yang Zhang stworzył dzieło kompletne, które potrafi wzruszyć do łez, ale za chwilę kompletnie zmienia ton i śmieszy niczym najlepsza komedia, w której trzonem żartów są niesamowite dialogi.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz