poniedziałek, 4 września 2017

Wayans to nie Murray, Tiddes to nie Ramis

Naked
(Nago)

Rok: 2017
Gatunek: komedia
Kraj: USA

Mam jakąś dziwną słabość do filmów, w których występuje Marlon Wayans. Wiem, że to nie jest normalne, ale muszę żyć z tą uporczywą przypadłością. Zdaje się, że moim pierwszym zetknięciem się z tym aktorem był "Scary Movie" (2000), który rozpoczął pewną niechlubną modę na robienie tandetnych parodii (tak, to od tej produkcji zaczęły się te wszystkie "Epic Movie", "Disaster Movie", "Meet The Spartans", czy "Vampire Sucks"). Oczywiście każda kolejna odsłona "Scary Movie" też była gorsza od swojej poprzedniczki (recenzję "Scary Movie 5" znajdziecie na RO). Oczywiście Wayans to nie tylko seria "Scary Movie", z którą rozstał się po drugiej części, ale też sporo innych parodii i głupkowatych komedii. Wystarczy wspomnieć chociażby "Don't Be a Menace to South Central While Drinking Your Juice in the Hood" (parodia "Boyz n the Hood"), "A Haunted House", "The Ladykillers", czy wreszcie najpoważniejsza produkcja w karierze Wayansa, czyli "Requiem For A Dream". Marlon to chyba najbardziej charakterystyczny aktor w swojej rodzinie, w której sporo osób próbowało sił w filmie (w różnych zawodach). Niedawno Netflix pokusił się o wyprodukowanie obrazu z Marlonem Wayansem w roli głównej. Na stołku reżyserskim zasiadł Michael Tiddes, człowiek odpowiedzialny za dwie części "A Haunted House"...i zeszłoroczny gniot "Fifty Shades Of Black". Po prostu wiedziałem, że muszę zobaczyć "Naked", tym bardziej, że film miał odnosić się do schematu znanego z "Groundhog Day" (1993).


Rob (Marlon Wayans) to nieudacznik. Gość, który przez całe życie omijał podejmowanie trudnych decyzji, nie ma żadnej kariery zawodowej (pracuje jako nauczyciel na zastępstwie), a jego największym hobby jest obijanie się. Jednak na swojej drodze napotkał Megan (Regina Hall). Bardzo ambitną dziewczynę, która odnosi sukcesy jako lekarz. Poza tym pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Dziwnym trafem Megan zdecydowała się wyjść za mąż za Roba, chociaż całe jej otoczenie próbowało ją od tego odwieść. W noc poprzedzającą ślub Rob wraz z kumplem decyduje się wyskoczyć na jednego drinka. Zabawa nie kończy się dobrze dla przyszłego pana młodego. Ten budzi następnego dnia nagi, a do tego zatrzaśnięty w windzie. Za wszelką cenę próbuje się dostać najpierw do hotelowego pokoju, a następnie na swój własny ślub. Jednak kiedy słyszy dzwony kościelne...ponownie budzi się nagi w windzie. Zowu, ale tym razem innym sposobem, próbuje się dostać do kościoła, czemu towarzyszą dziwne zdarzenia, ale kiedy dzwony świątyni idą w ruch...Rob znów budzi się nagi w zatrzaśniętej windzie.



"Naked" to film bazujący na schemacie świetnie sprawdzającym się w "Groundhog Day" z 1993 roku. I sięgając po tę produkcję liczyłem na typową głupkowatą komedię. W końcu Marlon Wayans jest wręcz znakiem rozpoznawczym tego typu obrazów. I fakt, część historii jest właśnie taka, a później...zamienia się w komedię romantyczną z elementami dramatu. Tak, Marlon Wayans gra w komedii romantycznej. Z początku jego perypetie, które towarzyszą próbom dotarcia do pokoju hotelowego, a następnie do kościoła mogą się nawet wydawać zabawne. Wszystko jednak dość szybko się kończy, kiedy główny bohater zaczyna rozumieć, że ten "dzień świstaka" przydarzył mu się nieprzypadkowo. Rob musi spojrzeć na swoje życie, przemyśleć podejmowane przez siebie decyzje i zrozumieć, co dla niego jest najważniejsze. Tak, zamiast głupkowatej komedii dostajemy historię o dojrzewaniu dorosłego faceta, który stojąc na ślubnym kobiercu musi dojść do wniosku, czego tak naprawdę chce od życia.



I w "Naked" najbardziej rażący jest ten brak zdecydowania. To głupkowata komedia? Komedia romantyczna? Czy komedio-dramat? Jak już wspomniałem Wayansa lubię głównie za głupie i jeszcze głupsze komedie, w których dominuje kiblowy humor. Ale sięgając po produkcję z najmłodszym z braci Wayans na okładce wiem, czego się spodziewać. Z pełną premedytacją sięgnąłem po "A Haunted House", czy "White Chicks". Doskonale wiedziałem, co mnie czeka po naciśnięciu "play". Zawsze dostawałem głupkowate komedie, przy których mój mózg mógł sobie odpocząć. I o ile w tych wszystkich "wayansowych" filmach mogłem się krzywić na słabe żarty, to zawsze znalazł się jeden, dwa lub trzy takie, przy których mój wyraz twarzy choć na chwilę wyglądał na zadowolony. W "Naked" takich scen brakuje. O ile sam pomysł i temat jest ok, to wykonanie już nie, a najbardziej przeszkadza ten brak zdecydowania twórców.



I zdaję sobie sprawę z tego, że Netflix stara się uderzać w różne klimaty. Jakiś czas temu rozbili bank podpisując kontrakt z Adamem Sandlerem, którego głupkowate komedie biły rekordy popularności na tej platformie (tak przynajmniej było z "The Ridiculous 6"). Widocznie chcieli to powtórzyć z Marlonem Wayansem, ale coś nie wszyło. Może zamiast robić komedię romantyczną lepiej było wyłożyć pieniądze na trzecią odsłonę "A Haunted House"? Przecież nad tą serią pracują dokładnie ci sami ludzie, którzy odpowiadają za "Naked". A taki film na pewno usatysfakcjonowałby wielbicieli talentu Marlona Wayansa i nie byłby żadnym zaskoczeniem dla jego zaciętych przeciwników. A jeżeli już Netflix chce uderzyć w poważne tony, to niech da Wayansowi jakiś pełnoprawny dramat i nie bawi się w półśrodki. Adam Sandler dał radę w "Reign Over Me" (2007), więc dlaczego Marlon miałby poradzić sobie gorzej?


"Naked" to film absolutnie nijaki. Najnowsza komedia z Marlonem Wayansem w roli głównej nie zadowoli ani wielbicieli tego aktora, ani nie będzie kolejnym orężem dzierżonym w dłoni przez jego przeciwników. Wątpię, żeby po ten netflixowy exclusive sięgnęli entuzjaści komedii romantycznych...bo Wayans. Z tego samego powodu "Naked" nie odpalą fani "Groundhog Day". W końcu Marlon Wayans to nie Bill Murray, a Michael Tiddes to nie Harold Ramis. "Naked" to po prostu film dla nikogo. Netflix włączył do swojej kolekcji nieśmieszną komedię, która w połowie przeistacza się w produkcję udającą pouczające kino o wiecznym dzieciaku, który próbuje przeobrazić się w mężczyznę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz