czwartek, 17 lipca 2014

Mściwy demon z Harlemu

Bones

Rok: 2001
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Ten film pierwszy raz widziałem wiele, wiele lat temu. Nabyłem go w ciemno, bo najzwyczajniej w świecie lubiłem Snoop Dogga. I zakładam, że ten znany amerykański raper był głównym magnesem, który przyciągał ludzi do tego filmu. Ale z czym poza rapem może kojarzyć się Snoop Dogg? Chociażby z programem komediowym zatytułowanym "Doggy Fizzle Televizzle", który to był emitowany na Mtv. Również w polskiej wersji tej muzycznej stacji telewizyjnej można było zobaczyć sporo odcinków, w których Snoop Dogg wcielał się w różne postaci i brał udział w głupich scenkach. Raper brał też udział w kilku komediach i dramatach o trudnym życiu na amerykańskiej ulicy. Jednak do tej pory nie grał jeszcze w horrorze. Dzięki produkcji "Bones" w reżyserii Ernesta Dickersona miało się to zmienić.


Jimmy Bones był niegdyś niezłą szychą trzęsącą całą dzielnicą.
W 1979 roku czarną dzielnicą jednego z amerykańskich miast rządził Jimmy Bones (Snoop Dogg). Dobry człowiek dbający o swoich sąsiadów i nie pozwalający na panoszenie się w okolicy podejrzanym typom. Można by powiedzieć, że gangster-filantrop. Niestety jak to często bywa kiedy komuś się powodzi - Bones zostaje zdradzony i zamordowany z zimną krwią. Jego zwłoki zostają zniesione do piwnicy i przysypane piachem. Dwadzieścia dwa lata później czwórka przyjaciół wykupuje na własność dziwny dom stojący pośrodku czarnej dzielnicy. Wiedzeni marzeniami młodzi ludzie zamierzają otworzyć w nim klub muzyczny, który przyciągnie miejscową młodzież. Jednak na budynku ciąży klątwa Jimmy'ego Bonesa, zdradzonego za życia, a po śmierci szukającego zemsty.

Już sam dom Jimmy'ego wzbudza strach, a może raczej szacunek?
Cóż można powiedzieć o filmie "Bones"? Jest to słabej jakości i kompletnie niestraszny horror, którego akcja pocięta jest sporą ilością retrospekcji. Pierwszym zarzutem jaki mogę wysunąć jest postać głównego złego. Czy Snoop Dogg jest postacią potrafiącą kogokolwiek przestraszyć? Chyba nie bardzo. Na szczęście Jimmy Bones nie jest tutaj jedynym straszydłem, a reżyser Ernest Dickerson stara się wykorzystywać inne elementy, żeby zaskoczyć widza. Chociaż przeważnie nie jest to nic nowego. W pewnym momencie bohaterowie trafiają do świata postaci granej przez Snoop Dogga i naprawdę trudno jest nie mieć skojarzeń z serią "Hellraiser". Kalek z innych filmów jest tu więcej. Mamy czerwonookiego czarnego psa pochłaniającego spore ilości mielonego mięsa, atak białych larw, masywne cienie pojawiające się nie wiadomo skąd i w końcu złowrogo wyglądający dom przypominający bardzo skromny zamek hrabiego Draculi. Klisze, kalki i kopie - tym raczy widzów Ernest Dickerson. Chociaż niektóre z tych zrzynek są podane całkiem nieźle. Jednak za mało jest tu własnej inwencji. Oglądając ciągle przerywające główną akcję retrospekcje bardziej byłem zainteresowany tym co działo się w 1979 roku niż grupką przyjaciół otwierających klub muzyczny. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się zrobić dobrego kryminału w takim retro stylu ze Snoop Doggiem w roli ojca chrzestnego. Na pewno byłoby to lepsze posunięcie niż tworzenie horroru, w którym znany raper wciela się w demona żądanego zemsty. 

Jimmy zostaje wybudzony po 22 latach i szuka zemsty na swoich oprawcach.
O aktorstwie nic złego nie można powiedzieć, chociaż momentami jest przerysowane na kształt produkcji z działki "blaxploitation", która rozkwitała w latach 70-tych. Ale to tylko lekkie nawiązanie, bo takim prawdziwym pastiszem tego typu kina był film "Black Dynamite" z 2009 roku. W "Bones" da się wyczuć elementy "blaxploitation", ale wyłącznie w retrospekcjach. I znowu dochodzę do tego, że ten film warto zobaczyć nie dla głównej fabuły, ale dla fragmentów historii z przeszłości. Prawda jest niestety taka, że to co dzieje się 22 lata po zabójstwie Jimmy'ego Bonesa to nic nadzwyczajnego. Ot grupka przyjaciół ma marzenie, chce odratować upadającą dzielnicę, natrafia na podejrzany dom i postanawia otworzyć w nim klub. W wyniku nieszczęśliwych zdarzeń budzą żądnego krwi demona i zaczyna się regularna vendetta. Oczywiście grupka znajomków postanawia odesłać demona. Czyli mamy standardowy horror nie potrafiący wystraszyć widza. I to jest sedno - "Bones" to po prostu niestraszny horror. Za to realizacja tego filmu jest już na lepszym poziomie. Mógłbym też powiedzieć, że efekty specjalne chociaż w większości słabe to mają kilka lepszych momentów (np. odbudowywanie się ciała Jimmy'ego). Najsłabiej wypadają te, do których zaprzężone zostały komputery, natomiast dobrze wypadają tradycyjne efekty z użyciem makiet, kostiumów, itp. Sam dom Jimmy'ego Bonesa też robi spore wrażenie, ale czar za chwilę pryska, jak tylko pojawia się czwórka przyjaciół. Mogło być dobrze, a wyszło jak zwykle.

W produkcji jest sporo scen przywołujących skojarzenia z serią Hellraiser.
Udział Snoop Dogga w produkcji Ernesta Dickersona na pewno nie przysporzył mu nowych fanów. Ani nie rozwinął kariery aktorskiej tego znanego rapera. Można powiedzieć, że to taka wpadka jaka zdarza się nawet najlepszym. Ot nietrafiony film, który pewnie ma wąskie grono odbiorców, do których trafia. Pozostałym pozostaje narzekanie na brak własnych pomysłów reżysera i scenarzystów, złe obsadzenie głównego złego, raczej słabe efekty specjalne (chociaż trafiają się perełki) i przede wszystkim brak strachu, który jest tak potrzebny w horrorach. Co to za dreszczowiec, który nie wywołuje lęku u widza? To tak jak nieśmieszna komedia. Film nie spełnia swojego podstawowego założenia. Jednak to dość sprawnie zrealizowany film dobrze wykorzystujący retrospekcje i dawkujący widzowi kolejne elementy układanki. Szkoda, że całość produkcji nie została zrobiona tak dobrze jak wstawki z 1979 roku. Mam spory sentyment do tego filmu, więc ocena jest leciutko zawyżona.







3 komentarze:

  1. Snoop Dogg kojarzy mi się wyłącznie z tandetną muzyką i kiepskim, komediowym aktorstwem. Po hiphopowej myjni raczej nie sięgnę po żaden film z jego udziałem. Horroru nawet nie chcę sobie wyobrażać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja stoję po drugiej stronie - dla mnie udział Snoop Dogga w filmie jest gwarancją głupkowatej produkcji, czyli zwiększa prawdopodobieństwo, że po taki film sięgnę.

      Usuń
    2. No cóż, tu już trzeba gościa lubić. Straszny film 5 w końcu wybitnym dziełem też nie był;)

      Usuń