niedziela, 19 listopada 2017

Sobotnie kino - odcinek 14 (11. Festiwal Filmowy Pięć Smaków #1)

Podobnie jak w latach ubiegłych nie mogłem sobie odmówić chociażby symbolicznego udziału w Festiwalu Filmowym Pięć Smaków. To już XI edycja tej filmowej imprezy, która organizowana jest zawsze w listopadzie i obejmuje kilka warszawskich kin studyjnych zlokalizowanych w centrum miasta. Festiwal Filmowy Pięć Smaków skupia się wyłącznie na kinie azjatyckim co roku serwując zarówno klasyki z tamtego regionu, nieznane do tej pory w naszym kraju rarytasy, ale też premiery, które biorą udział w konkursie festiwalowym. Jeżeli jesteście zainteresowani większą ilością szczegółów dotyczących tego wydarzenia to zapraszam na stronę Festiwalu. W tym roku udało mi się wybrać na więcej filmów niż w 2016, gdzie widziałem tylko dwie produkcje. Tradycyjnie swoje wrażenia z seansów będę publikował w cyklu "sobotnie kino" - swoje recenzje podzieliłem na dwie części. Poniżej znajdują się opinie odnośnie filmów "The Secret" oraz "Kfc", a teksty dotyczące pozostałych dwóch produkcji znajdziecie w 15 odcinku, który niedługo trafi na RO.



The Secret
(Tajemnica)

Rok: 1979
Gatunek: dramat/thriller
Kraj: Hong Kong

W tym roku Festiwal Filmowy Pięć Smaków w dużej mierze skupia się na dorobku reżyserskim Ann Hui. To twórczyni, która ma na swoim koncie już 28 pełnometrażowych produkcji kinowych. Zdecydowałem się wybrać na kinowy debiut Ann Hui, który pochodzi z 1979 roku. I zgodnie zapewnieniami prelegentów jest to rarytas, który jest ciężki do zdobycia i dopiero niedawno został odrestaurowany cyfrowo. Dzięki wnikliwej pracy udało się odnaleźć również brakujące sceny, które wydłużyły "The Secret" o 5 minut. Biorąc to wszystko pod uwagę byłem jeszcze bardziej podekscytowany, bo możliwość zapoznania się z tak ciężką do zdobycia produkcją jest dla mnie pewnego rodzaju wyróżnieniem.

Podstawą dla "The Secret" była prawdziwa historia morderstwa popełnionego w Hong Kongu w 1970 roku. W lesie odnaleziono zwłoki rozebranej kobiety przywiązanej do drzewa, oraz mężczyzny zadźganego widelcem do grilla. Policja szybko doszła do wniosku, że za zbrodnię odpowiada chory psychicznie mieszkaniec wioski. Jednak Ann Hui w swoim filmie zdecydowała się podkoloryzować tę historię i wraz ze scenarzystką Joyce Chan dodały do niej elementy paranormalne. Główną bohaterką "The Secret" jest Lin Jeng-ming, koleżanka zamordowanej Li Yuen. Dziewczyna mając wątpliwości odnośnie oficjalnej wersji wydarzeń podanych przez policję decyduje się przeprowadzić własne śledztwo. Tym bardziej, że okoliczni mieszkańcy twierdzą, że są nawiedzani przez dziewczynę w czerwonym płaszczu (ulubiony strój Li Yuen). Tymczasem policja przy współpracy psychologa próbuje dokonać wizji lokalnej z udziałem chorego psychicznie mordercy.

Największym minusem "The Secret" jest fabularny chaos. Kolejne sceny trzeba sobie kleić i domyślać się, czy dana scena to retrospekcja, czy też aktualne wydarzenia. Jednak z biegiem czasu wszystko samo zaczyna się układać w spójną historię. Bardzo dobrze wypada klimat "The Secret". Jest ciężko i mrocznie, gdzieś w powietrzu ciągle wisi tajemnica. Sytuację podkręcają kolejne niepokojące spotkania ze "zjawą" w czerwonym płaszczu. I co dość ważne, te elementy paranormalne dodane przez Ann Hui i Joyce Chan do scenariusza niespecjalnie rzucają się w oczy, a przede wszystkim nie rozmydlają głównej osi fabularnej. Aktorsko film stoi na bardzo różnym poziomie, bo oglądając "The Secret" miałem wrażenie, że w obsadzie pojawili się również amatorzy, ewentualnie aktorzy telewizyjni. Absolutnym strzałem w 10 było obsadzenie Normana Chu jako chorego psychicznie Ah Saw. Do tej pory znałem Normana Chu głównie z roli mistrza sztuk walki z filmu "King Of Beggars". W "The Secret" pokazał, że potrafi zdecydowanie więcej niż tylko efektownie kopać przeciwników.

"The Secret" to ciekawa pozycja, która jest już mocno nadgryziona zębem czasu. I niestety nie pomoże tutaj nawet najbardziej profesjonalna rekonstrukcja cyfrowa. Ann Hui zaserwowała widzom nie tylko ciekawą zagadkę kryminalną wspartą elementami paranormalnymi, ale też sporą dawkę chaosu fabularnego. Przez to "The Secret" może być trudny w odbiorze i odrzucić widza niezaznajomionego z kinem azjatyckim.



Kfc

Rok: 2017
Gatunek: horror
Kraj: Wietnam

"Kfc" to filmowy debiut Le Binh Giang, gdzie ten odpowiadał zarówno za reżyserię i scenariusz. Jeszcze przed projekcją twórca pojawił się na sali kinowej i życzył wszystkim "smacznych snów" po seansie. Z twarzy zebranych kinomanów można było wyczytać przeróżne emocje. Jedni odebrali to za faktyczne życzenia udanego seansu, a inni mogli to odebrać jako przestrogę przed tym, co za chwilę pojawi się na ekranie.

Film rozpoczyna się w dowcipny sposób, a konkretnie od wielokrotnych zapewnień, że historia przedstawiona w "Kfc" jest kompletnie zmyślona, nigdy nie miała miejsca i nigdy mieć nie będzie. Nie ma tutaj głównej osi fabularnej, a sama opowieść jest dość poszatkowana i gdyby nie pewne zabiegi reżysera związane z kreacjami postaci to można by się w tym wszystkim pogubić. Kreacja postaci jest dość szczątkowa, ale absolutnie wystarczająca dla rozeznania się w sytuacji. Le Binh Giang obdarza każdą z głównych postaci zestawem jednej lub dwóch charakterystycznych cech, które pozwolą widzowi momentalnie rozpoznać osoby dramatu. Mamy tutaj cztery główne postaci: dziewczynę zaczytującą się mangą "Doraemon", jej brata, który jest fanem zapalniczek Zippo, ich grubszego kumpla, który z upodobaniem tworzy "magiczny eliksir" mieszając Colę z Pepsi i na sam koniec mamy ich znajomego, który niemal nigdy nie zdejmuje nausznych słuchawek firmy Sennheiser. I praktycznie nie wiadomo nic więcej o tych postaciach. Ale ewidentnie reżyserowi nie zależało na tym, żeby odbiorcy jego filmu sympatyzowali z bohaterami pojawiającymi się na ekranie. Przyczyna tego jest bardzo prosta. Le Binh Giang w "Kfc" serwuje obraz zła, do jakiego zdolny jest człowiek. Nikt tutaj nie ma motywu, po prostu bohaterom sprawia frajdę znęcanie się nad przypadkowymi ludźmi, którzy wpadną w ich sidła. Tortury są pokazane w bardzo dokładny sposób, więc "Kfc" nie jest produkcją przeznaczoną dla widzów o słabych nerwach i delikatnym żołądku. Jednak reżyser nie wrzuca nikogo od razu na głęboką wodę. Stopniowo wprowadza widza w pełen patologii, zła, kanibalizmu i nekrofilii świat, który wykreował na potrzeby "Kfc". Im bliżej końca tym Le Binh Giang przekracza coraz więcej granic, z tymże ostre sceny w jego filmie wspierane są mocnym czarnym humorem, co może budzić konsternację wśród widzów. Bo nie wiadomo, czy powinno się odwrócić wzrok, czy też zaśmiać. Jedynym dość poważnym mankamentem tej produkcji jest udźwiękowienie, które było bardzo dziwne. Efekty uderzeń było ewidentnie dogrywane w post-produkcji i z niewiadomych przyczyn były dużo głośniejsze od wszystkich innych dźwięków pojawiających się w filmie. W tej materii wszelkie skojarzenia z dawnym kinem kopanym z rejonów Azji są jak najbardziej na miejscu.

"Kfc" to produkcja bardzo specyficzna, która przy szerszej dystrybucji bez problemu trafiłaby do top 10 "najbardziej chorych filmów". Le Binh Giang w swoim obrazie chciał przedstawić nigdy niezamykający się cykl zła, które przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Zrobił to w sposób dość intrygujący, bo mocno oddziałujący na widza poprzez przekraczanie kolejnych granic dobrego smaku. Jednak Le Binh Giang w umiejętny sposób dawkuje gore i powoli wprowadza widza w chory świat pełen bezsensownej przemocy, do tego okraszając to wszystko porządną dawką czarnego humoru. "Kfc" nie jest dla wszystkich, ale wielbiciele mocnych wrażenie będą się dobrze bawić podczas seansu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz