niedziela, 7 stycznia 2018

Fourteen Shades Of Blanks (część 2)

Śmiało można stwierdzić, że film "Talons Of The Eagle" z 1992 roku był przełomowy dla filmowej kariery Billy'ego Blanksa. To pierwsza produkcja, w której powierzono mu główną rolę i od tego momentu na półkach wypożyczalni kaset VHS nie brakowało filmów, gdzie wspomniany aktor grałby pierwsze skrzypce. Druga połowa dorobku filmowego Blanksa to też dominacja pozytywnych ról. O ile Billy dobrze sprawdzał się w rolach złoczyńców (chociażby "The King Of Kickboxers") to jednak o wiele wypadał jako ten główny dobry. W końcu w pełni doceniono również niezwykłe umiejętności tego mistrza taekwondo i pozwolono mu na pełne ich przedstawienie w trakcie efektownych bijatyk, w które obfitowały kolejne produkcje z Billym Blanksem w roli głównej.



TC 2000
Rok: 1993
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: Kanada/USA

"TC 2000" to pierwszy film sci-fi, w którym Billy Blanks zagrał główną rolę. Do tego nie jest to produkcja byle jaka, to pełnometrażowy debiut reżysera T.J. Scotta (aktualnie pracuje przy serialu "Star Trek: Discovery"). Temu wówczas początkującemu filmowcowi udało się zebrać do "TC 2000" naprawdę ciekawą obsadę. Poza wspomnianym już Billym Blanksem, na ekranie pojawiają się też takie sławy kina kopanego jak Bolo Yeung, Matthias Hues oraz...Jalal Merhi (nadal drewniany i niepotrafiący się bić). Poza tym to jeden z pierwszych filmów uroczej Bobbie Phillips. Podobnie jak w przypadku "Driving Force" historia "TC 2000" skupia się na świecie post-apokaliptycznym. Jednak tym razem kataklizm przyjął ostrzejszą formę spychając niemal całą pozostałą przy życiu ludzkość do podziemnych schronów, którymi zawiadują podejrzani ludzie. Po skażonej powierzchni wałęsają się tylko gangi, z którymi walczą tropiciele wysyłani z bunkrów. Jednym z najlepszych ludzi tego fachu jest Jason Storm (Billy Blanks), a partnerująca mu Zoey Kinsella (Bobbie Phillips) świetnie uzupełnia jego braki. Największym zagrożeniem dla ludzi kryjących się pod ziemią jest Niki Picasso (Jalal Merhi), który podstępnie chce się dostać do siedziby niedobitków chowających się w schronach. Wszystko się komplikuje, kiedy Picasso staje się częścią większego planu mającego na celu kompletne zniszczenie świata powierzchni. Powstrzymać go może tylko Jason Storm i współpracujący z nim mistrz sztuk walki Master Sumai (Bolo Yeung). Warto zobaczyć pojedynek  Bolo Yeunga (168 cm) z Matthiasem Huesem (196 cm) - to niczym walka Dawida z Goliatem. "TC 2000" to kino akcji całkiem przyzwoicie udające sci-fi. Pełno tutaj różnych głupotek, tradycyjnych suchych żartów, rzucania frazesów, których nie powstydziłby się Paolo Coelho, ale przede wszystkim jest tu masa naprawdę dobrze prezentujących się pojedynków. I to jest główna siła "TC 2000". Sama kreacja świata też wypada dość ciekawie, a zamknięte pod ziemią społeczeństwo odrobinę kojarzyło mi się z "Seksmisją".




Showdown
Rok: 1993
Gatunek: akcja/dramat
Kraj: USA

Tęsknicie za "Karate Kid", ale wersję z Jackiem Chanem i Jadenem Smithem uważacie za bluźnierstwo? Z ratunkiem przychodzi Robert Radler (tak, ten sam, który debiutował w pełnym metrażu świetnym "Best Of The Best"). "Showdown" spokojnie mogę nazwać wariacją na temat "Karate Kid" (nawet niewprawiony widz zauważy też żarciki nawiązujące do tego tytułu). Głównym bohaterem "Showdown" jest Ken Marx (Kenn Scott), który przeprowadza się wraz matką do dużego miasta i trafia do pełnej niebezpieczeństw szkoły. Jak to w tego typu placówkach bywa są tu zwalczające się grupki. Jest typek, którego wszyscy się boją i pewne nienaruszalne zasady, za których przekroczenie można zostać solidnie skopanym. Ken ma problemy z przystosowaniem się do panującego porządku i przez to zbiera regularny oklep od szkolnych zbirów. Na szczęście na jego drodze pojawia się woźny Billy (Billy Blanks), który w przeszłości był policjantem, ale przede wszystkim jest świetny w sztukach walki. Ken i Billy szybko się zaprzyjaźniają i ten drugi staje się trenerem chłopaka. Niestety za Billym ciągnie się smutna historia z czasów policyjnych, której konsekwencje odczują obydwaj bohaterowie "Showdown". Film Radlera to prosta historia w stylu "od zera do bohatera". Mamy tutaj wszystkie elementy, które są niezbędne do skompletowania tej układanki. Billy Blanks na moment wychodzi z roli głównego bijącego i całkiem nieźle radzi sobie w roli mentora (ale oczywiście nie brakuje pojedynków z jego udziałem). Pozostali aktorzy też dają radę, zwłaszcza urocza Christine Taylor, która wciela się w postać Julie. Ta jest głównym katalizatorem do zmian zachodzących w zachowaniu głównego bohatera "Showdown". Zdecydowanie warto zobaczyć tę produkcję. To połączenie dramatu szkolnego z kinem kopanym, ale ta mieszanka podana jest w odpowiednich proporcjach. I nie można też zapomnieć o charakterystycznym złolu, w którego wcielił się niezapomniany Patrick Kilpatrick.




Back In Action
Rok: 1993
Gatunek: sensacyjny
Kraj: Kanada

Patrząc na okładkę "Back In Action" można by sądzić, że jest to kopia "Lethal Weapon", ale zrealizowana z dużo niższym budżetem. Sam tytuł z kolei sugeruje, że to jakaś kontynuacja. Tymczasem nic z tego nie jest prawdą. Chociaż polski dystrybutor zadbał o to, żeby widzowie poczuli się zmieszani. Jeden z polskich tytułów brzmi "Szpony Orła 2". Przy czym warto zauważyć, że poza Billym Blanksem, który gra tutaj zupełnie inną postać niż w "Szponach Orła" z 1992 roku (tam jest agent DEA Tyler Wilson, a tutaj jest Billy, były żołnierz Special Force) te dwie produkcje nie mają ze sobą nic wspólnego. W "Back In Action" filmowcy serwują prostą historię, w której po jednej stronie mamy szalonego, ale oddanego sprawie gliniarza (Roddy Piper) i odwalającego za niego większość roboty ulicznego mściciela (Billy Blanks), a po drugiej stronie niezbyt energiczną i dość nieudolną mafię kierowaną przez pozbawionego charyzmy gangstera (Nigel Bennett). Dodatkowo pojawia się dziennikarka, którą łączą osobiste relacje ze wspomnianym policjantem (w roli dziennikarki Bobbie Phillips). Cała akcja polega na tym, że Billy Blanks efektownie wykańcza kolejnych cyngli mafijnych, a policjant grany przez Roddy'ego Pipera próbuje zatuszować jego działania i czasami w dość ociężały sposób pomaga w bitkach. Rola wrestlera znanego z występów w WCW i WWF polega też na dostarczaniu elementów humorystycznych. I do tego Piper ma talent, bo wreszcie suchy humor, który był nieodłącznym towarzyszem produkcji z Billym Blanksem wreszcie gdzieś ginie. Jego miejsce zajmują gagi, które reprezentują sobą zupełnie nowy, wyższy poziom. Sam film mimo skrajnej prostoty fabuły wypada naprawdę dobrze i trzyma w napięciu. Jedyne czego brakuje w "Back In Action" to charakterystycznych złoczyńców. Ci, którzy stają naprzeciw Billy'ego Blanksa i Roddy'ego Pipera to jakaś trzecia, albo nawet czwarta liga przestępców.




Tough and Deadly
Rok: 1995
Gatunek: sensacyjny/thriller
Kraj: USA

Po premierze "Back In Action" dość szybko postanowiono pójść za ciosem i zrealizowano kolejny film z podobną obsadą. W roli głównej obsadzony został Billy Blanks, a jego partnerem został ponownie Roddy Piper. Lekko komiksowa okładka tej produkcji mogłaby sugerować, że akcja filmu będzie nieco przerysowana, a już na pewno będzie się odnosiła do "Back In Action" (wszak ten sam zestaw głównych aktorów). Jednak "Tough And Deadly" nie ma nic wspólnego ze wspomnianą produkcją. Billy Blanks wciela się w postać agencja CIA, który w wyniku porachunków wewnątrz agencji traci pamięć. Mimo skrajnego wyczerpania ucieka swoim oprawcom i cudem trafia na łowcę głów Elmo Freecha (Roddy Piper). Ten z dziwnych powodów zaczyna mu pomagać i w końcu sam wkręca się w spisek, którego jedną z ofiar miał zostać agent Quicksilver (czyli Billy Blanks). Oczywiście jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A konkretnie o fundusze zdobyte na handlu narkotykami i nielegalną bronią. I znowu ktoś jakby zapomniał, że siłą tego typu produkcji jest wyraźny i charyzmatyczny złoczyńca. Zamiast niego twórcy zaserwowali nijakich agentów CIA i jakiegoś lokalnego bandziora pozbawionego osobowości. Fabuła też wypada słabo i akcja nie była w stanie utrzymać mojego zainteresowania. W całym filmie pojawia się tylko jeden dobry żarcik (związany z muzyką), a reszta to straszna drętwota. Natomiast nie można narzekać na sceny walki. Już w ciągu pierwszych 6 minut Billy Blanks prezentuje szeroki wachlarz okazałych kopów, a im dalej, tym jest tego zdecydowanie więcej. Szkoda tylko, że te wszystkie pojedynki są takie jednostronne, bo jak wspomniałem filmowcy zapomnieli o przeciwniku godnym umiejętności Blanksa. Przez co ten na swojej drodze spotyka wyłącznie gości, których ma położyć jednym bądź dwoma uderzeniami.




Expect No Mercy
Rok: 1995
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: Kanada/USA

Po tym jak "TC 2000" zawładnął wypożyczalniami kaset wideo trzeba było iść za ciosem i Billy Blanks znowu został obsadzony w produkcji akcji, która garściami czerpała z klimatów sci-fi. Tym razem zdecydowano się postawić wszystko na bardzo futurystyczną w latach 90-tych wirtualną rzeczywistość i połączyć ją z bijącymi rekordy popularności automatowymi bijatykami. Skoro duet Blanks-Merhi już nie raz się sprawdził, to zagrano tutaj tą samą kartą. Billy Blanks wciela się w tajnego agenta policji, który pod przykrywką przenika do struktur zagadkowej organizacji Virtual Arts Academy. Warbeck (Wolf Larson) jest szefem tej nowoczesnej szkoły, która za pomocą programów komputerowych szkoli wojowników. Jednak policja ma poważne dowody na to, że szkoła jest jedynie przykrywką dla przestępczej działalności Warbecka. Agent Justin Vanier (Billy Blanks) ma za zadanie przeniknąć do szeregów organizacji i odnaleźć ich głównego inżyniera Erica (Jalal Merhi), który to ma dostarczyć niezbite dowody na niezgodnie z prawem działania Warbecka. Niestety "Expect No Mercy" to jedna z najgorszych produkcji w dorobku Blanksa. Film jest kiepski pod każdym względem. Tempo akcji bardzo szybko siada i już nie podnosi się do samego końca. Pojedynki nie są specjalnie widowiskowe (Jalal Merhi nadal nie umie się bić). Słabo został też dobrany główny złol, wszak Wolf Larson to przecież serialowy Tarzan, więc jak może być zły? Billy Blanks też sprawia wrażenie nieszczególnie zdeterminowanego, chociaż co jakiś czas zaserwuje jakiś energiczny przewrót, czy ładnego kopniaka. Efekty specjalne stoją na wyjątkowo niskim poziomie, chociaż patrząc po tematyce produkcji powinny być przynajmniej na przyzwoitym poziomie. W 1995 roku miał swoją premierę chociażby "Mortal Kombat" i tam efekty były słabe, ale "Expect No Mercy" schodzi w tej kwestii dużo niżej. Ale film ma też swoje plusy, a jednym z nich jest młoda Laura Holden, którą możecie kojarzyć z roli Andrei z serialu "The Walking Dead".




Balance Of Power
Rok: 1996
Gatunek: akcja/turniejowy
Kraj: Kanada/USA

Po średnio udanych przygodach Billy'ego Blanksa w kinie sensacyjnym i sci-fi w końcu nastąpił powrót do korzeni, czyli filmu turniejowego. "Balance Of Power" to specyficzna produkcja i jednocześnie jedyny większy projekt reżyserski Ricka Bennetta. Głównym bohaterem jest prowadzący szkołę karate Niko (Billy Blanks). Jego placówka ma być nie tylko odskocznią dla miejscowych dzieciaków, ale też spełnia ważną rolę wychowawczą. Niko jest przede wszystkim społecznikiem, który przejmuje się losem zostawionych samym sobie dzieciaków żyjących w niebezpiecznej dzielnicy, gdzie rządzą gangi, a narkotyki sprzedają się niczym świeże bułeczki. Można powiedzieć, że Niko to taki porucznik Lech Ryś znany z filmu "Miś" (to ten, który uzyskał u urwisów przydomek "wujek dobra rada"). Niestety jako, że szkoła karate znajduje się w niebezpiecznej dzielnicy to jest również narażona na ataki gangsterów, którzy każą sobie płacić za "ochronę". Niko stawia się póki może, ale w końcu decyduje się wziąć udział w turnieju sztuk walki organizowanym przez bossa japońskiego gangu. Oczywiście zanim dojdzie do pierwszych starć nasz bohater musi przejść morderczy trening pod okiem wielkiego mistrza (Mako). "Balance Of Power" to typowe dla lat 90-tych kino moralizatorskie. Pamiętacie te gadki kończące każdy odcinek serialu "Kapitan Planeta i planetarianie" czy "He-Man i Władcy Wszechświata"? Podobnie odbieram "Balance Of Power". Ale siła tej produkcji tkwi nie tylko w nostalgicznej konstrukcji, na pierwszym planie są świetnie prezentujące się pojedynki. I na choreografię sztuk walki nie można tutaj narzekać. Na uwagę zasługują tutaj również barwni złole, może nie sam szef mafii, który jest nijaki, ale jego prawa ręka, czyli Slater (Adrian Hough) oraz główny cyngiel i zarazem mistrz turnieju - Shinji Takamura (James Lew). Oczywiście bardzo dobrze wypada również Billy Blanks, który już niestety tym razem występuje bez swojej charakterystycznej fryzury przez lata będącej jego znakiem rozpoznawczym (zaraz za niesamowitym zestawem kopów). Jest tylko jeden element, który w "Balance Of Power" jest mi zadrą w oku - wnuczka starego mistrza. Naprawdę ta produkcja świetnie by sobie poradziła bez postaci przemądrzałej nastolatki. Niestety "Balance Of Power" to pożegnanie Billy'ego Banksa z rolami pierwszoplanowymi.




Assault On Devil's Island
Rok: 1997
Gatunek: akcja/przygodowy/thriller
Kraj: USA/Kanada

Ostatnia produkcja z lat 90-tych z sensownym udziałem Billy'ego Blanksa. Nie mam pojęcia, co stało się po "Blance Of Power", ale Billy nagle zniknął ze świata filmu. Na "Assault On Devil's Island" aktor wrócił do formy ról z początku swojej kariery. Blanks gra jednego z cyngli głównego złego i niestety nie ma zbyt dużego udziału w historii przedstawianej na ekranie. Głównymi bohaterami tej produkcji jest oddział Navy Seals, którym dowodzi Mike McBride (Terry "Hulk" Hogan). Grupa specjalizuje się w zadaniach niewykonalnych. I właśnie jedną z takich akcji dostajemy na samym początku. Zgarnięcie mafijnego bossa (Billy Drago) z jego willi. Jak się jednak okazuje nawet w szeregach Navy Seals mogą pojawić się zdrajcy. Misja z jednej strony kończy się sukcesem, ale zdrajca przyczynia się do śmierci dwóch żołnierzy i ucieka na Diabelską Wyspę. W międzyczasie porywa amerykańską drużynę gimnastyczną i żąda zwolnienia z aresztu mafijnego bossa, w zamian za życie sportowców. Jako, że Amerykanie nie negocjują z terrorystami to wygląda to na doskonałą misję dla ekipy dowodzonej przez McBride'a. "Assault On Devil's Island" to pierwszy film z dwuczęściowej serii "Shadow Warriors". Gołym okiem widać, że schyłek epoki VHS nie był już tak dobry dla schematycznych akcyjniaków. Jak już wspomniałem Billy Blanks nie odgrywa tutaj zbyt dużej roli. Jego zadaniem jest podawanie telefonu głównemu złemu, odprowadzanie więźniów, prężenie mięśni i strojenie groźnych min. Ale jest pewien moment w "Assault On Devil's Island", który jest prawdziwą ozdobą tej niespecjalnie wyróżniającej się produkcji. Jest nim pojedynek Billy'ego Blanksa z Hulkiem Hoganem. To jedyna tak efektowna walka w całym filmie, w której nasz mistrz prezentuje szeroki wachlarz kopnięć i pewnie, gdyby Hogan nie grał głównego bohatera, to zapewne po przyjęciu kilku takich uderzeń musiałby się złożyć w pół. I chociażby dla tej jednej sceny, która jest również najdłuższym pojedynkiem w tej produkcji warto sięgnąć po tego akcyjniaka. Poza tym przez ekran przewija się sporo znanych twarzy - chociażby Carl Weathers, Trevor Goddard, wspomniany Billy Drago i Martin Kove (który gra pozytywną postać, co średnio do niego pasuje).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz