Raid
Rok: 2011
Gatunek: akcja
Kraj: Indonezja/USA
Autor recenzji: Bobson
„Na nic się nie nastawiałem, więc dla mnie bomba” - usłyszałem niedawno z ust kolegi po obejrzanym wspólnie filmie. W mojej pokrętnej logice odebrałem to jako negatywną ocenę seansu. Nie liczył na nic dobrego, nie miał wygórowanych oczekiwań i w efekcie to właśnie dostał, był więc usatysfakcjonowany. Piszę o tym dlatego, gdyż zasiadając do indonezyjskiego „The Raid” miałem dokładnie to samo podejście – na nic się nie nastawiałem, na nic dobrego – uściślając. Wiedziałem bowiem, że będę miał do czynienia z anachronicznym kinem kopanym, święcącym swoje triumfy w latach 80-tych i 90-tych. Pomimo licznych prób reanimacji (a może właśnie za ich przyczyną), zostało ono już tak wyeksploatowane, że z czasem sekwencje prezentowanych walk w produkcjach AD 2000-wzwyż zaczęły sięgać absurdu. Wszystko po to, by uszczęśliwić złaknionego nowych wrażeń widza, by dać mu to, czego jeszcze nie miał okazji zobaczyć. Tak, trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w przypadku filmu „Raid” spodziewałem się kolejnego ładunku przewidywalności w nieprzewidywalności - choreografii pojedynków i miałkiej fabuły. Po projekcji stwierdziłem jednak bezsprzecznie, że dla mnie film ten też był bombą, której detonacji zupełnie się nie spodziewałem i której efekty, w postaci podziwu (czy nie za dużo w tym egzaltacji?:) ) i niedowierzania towarzyszyły mi jeszcze długo po napisach końcowych.