czwartek, 27 sierpnia 2015

Sobotnie kino - odcinek 7

Zbyt poważnie było w cyklu "Sobotnie kino", a to przecież to miał być luźny dział, w którym pojawiają się przede wszystkim głupawe produkcje, które idealnie nadają się na weekendowe oglądanie. Jako, że zbliżają się upragniony weekend to warto polecić coś lekkiego, coś co pozwoli mózgowi odpocząć. Ten cykl był martwy od niemalże roku, ale teraz ożywa niczym potwór Frankensteina i oby żył długo i szczęśliwie. Na pierwszy rzut dwie świeże produkcje z niskobudżetowej półki, ale podejmujące niesamowite tematy.

Autor tekstu: Est


Cowboys vs. Dinosaurs
(Kowboje kontra dinozaury)

Rok: 2015
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: USA

Fabuła tego filmu do samego końca pozostaje tajemnicą. Sięgając po tę produkcję nie liczcie na to, że cokolwiek zostanie tu wyjaśnione. Oglądając „Cowboys vs Dinosaurs” miałem wrażenie, że po prostu na jakimś terenie rozrzucono atrapy broni, później pod przymusem zaprowadzono tam kilku podrzędnych aktorów i włączono kamery. Na samo koniec na ten teren zrzucono dinozaury w koszmarnym CGI. Czy był jakiś scenariusz? Szczerze wątpię, chociaż przy rubryczce scenarzysta widnieje jakieś nazwisko. Podejrzewam,  że to tylko zmyła. Ta produkcja może się poszczycić niezwykle irytującym głównym bohaterem, który jest najtwardszym z najtwardszych kowbojów. Oglądaliście „Zombie Hunter”? Tam był ten sam typ bohatera. Twardziel nie do zdarcia, któremu ból sprawia każda wypowiadana kwestia. Zero mimiki twarzy, ciągle zachrypnięty i niezrozumiały głos (niczym nolanowski Batman). Co można zobaczyć jeszcze w „Cowboys vs Dinosaurs”? Pijanego Erica Robertsa, który sprawia wrażenie jakby wcale nie grał. Wygląda to tak, jakby twórcy tego filmu złapali pijanego Robertsa na kamerze i dorzucili do tej produkcji bez jego wiedzy. No i jest też cycata pani geolog, która przypomina gwiazdkę porno, która pomyliła plany zdjęciowe. W końcu trzeba jakoś przyciągnąć widzów prawda? A to najprostszy z możliwych sposobów. No dobra, a co tu robią dinozaury? No raptory na przykład podrzynaj gardła i zostawiają palce na miejscu zbrodni. Tyranozaur biega bez ładu po mieście, a triceratops próbuje udawać tyranozaura, ale mu nie wychodzi. Oczywiście każdy z prehistorycznych gadów wygląda bardzo nieporadnie, oj nie graficy się nie przyłożyli. Gwoździem do trumny dla tej jest produkcji jest jej zakończenie. Mimo tych narzekań dobrze się bawiłem obcując z tym filmem, przynajmniej jest się z czego pośmiać. Nieudolność twórców, drewniane dialogi, bezbarwne postaci, brak scenariusza, sztuczna gra aktorska i koszmarnie wyglądające dinozaury - to kwintesencja "Cowboys vs. Dinosaurs".





Jeżeli uciekacie przed tyranozaurem to najlepiej to robić na piechotę.
Eric Roberts w filmie głównie rzyga i gada bzdury, taka rola.


3-Headed Shark Attack
(Atak trzygłowego rekina)

Rok: 2015
Gatunek: horror/sci-fi/akcja
Kraj: USA

Oglądaliście "2-Headed Shark Attack"? To pewnie nie mogliście się doczekać jego niezobowiązującej kontynuacji. Bo "3-Headed Shark Attack" to z jednej strony kontynuacja, bo w końcu teraz jest trzygłowy rekin, a z drugiej zupełnie oddzielny film. Gdzieś tam w okolicy USA na jakichś niesamowicie płytkich i niezwykle zanieczyszczonych wodach grasuje dziwny trzygłowy rekin, którego pożywieniem są śmieci. Ten zmutowany zwierzak pływa sobie beztrosko i pochłania całą masę pływających pod wodą śmieci (głównie puszek), aż tu nagle trafiają się ludzie, których też zjada. Czy można mu się dziwić? Wepchnęli mu się przed paszczę to zeżarł. A tymczasem inni ludzie wpadają w panikę i nagle postanawiają zabić ten niewinny wybryk natury. Rekin robi wszystko, żeby nie zwracać uwagi na zdziczałych ludzi, którzy raz siedzą na łódce, raz na wyspie, a i tak włażą do wody, bo przecież tam najbezpieczniej skoro w okolicy jest rekin, prawda? No oczywiście, że tak. W filmie można zobaczyć wrestlera znanego jako Rob Van Dam, nie za wiele tu robi, ale jest. Głównych bohaterów stanowi grupka ciapowatych młodziaków, którzy co chwila wpychają się pod paszczę rekina. Na szczęście jest też Danny Trejo, który jak zwykle robi różnicę. O ile w przypadku "Cowboys vs. Dinosaurs" na pewno nie było scenariusza, tak tutaj było go zbyt dużo. Momentami miałem wrażenie, że akcja "3-Headed Shark Attack" to jakiś zlepek lepszy i gorszych pomysłów (głównie tych drugich). A to jest impreza na jakiejś wielkiej łodzi, którą atakuje trzygłowy rekin. Po chwili główni bohaterowie za sprawą zjeżdżali wskakują do wody. A wszystko to tylko po to, żeby dostać się na wyspę...z której za chwilę znowu włażą do wody. O co tu chodzi? Dlaczego bohaterowie tego filmu zachowują się jak banda idiotów? To pytanie retoryczne. Polecam "3-Headed Shark Attack" jako dobrą komedię pełną idiotyzmów (nie wiem, czy zamierzonych, podejrzewam, że jednak nie).





Trzygłowy rekin w pełnej krasie, w trakcie pory karmienia.
Trzygłowy rekin zadarł z niewłaściwym Meksykaninem.

4 komentarze:

  1. Najwyraźniej nie wszyscy jeszcze wiedzą (a zwłaszcza jeśli mówimy o rekinach) nie wiedzą, że z papą "Maczetą" Trejo lepiej nie zadzierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz rekiny się nauczą, tylko pytanie kto następny podpadnie Danny'emu? Możliwości są niemalże nieograniczone :-)

      Usuń
    2. nawiasem dałbym głowę że był w l60 jakiś film gdzie się kowboje z dinosami walczyli ;)

      Usuń
    3. Oczywiście, że jest - "The Valley of Gwangi", ale podejrzewam (bo jeszcze nie widziałem), że jest milion razy lepszy niż "Cowboys vs Dinosaurs". Tam jest animacja poklatkowa, a tu koszmarne CGI.

      Usuń