poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Cold Harvest (1999)

Cold Harvest
(Mroczne Żniwa)

Rok: 1999
Gatunek: sci-fi/akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Isaac Florentine, a właściwie Yitzhak Florentin to niezbyt znany reżyser - chociaż wielbiciele kina kopanego zapewne kojarzą go z takich hitów jak "Undisputed 2" oraz "Undisputed 3". Wszak dzięki tym dwóm produkcjom wypłynął na szersze wody Scott Adkins - rola Boyki była niezwykle ważna dla jego późniejszej kariery. W każdym razie Florentine był również reżyserem innego filmu z Adkinsem - "Ninja". Jak również jest reżyserem sequelu tej produkcji, która jest planowana na ten rok - oczywiście nie zabraknie Scotta. Jednakże wspomniany Florentine filmy robi od 1992 roku, a od 1993 roku trzyma się kurczowo serii "Power Rangers". Ale "Cold Harvest" nie ma nic wspólnego ani ze wspomnianym tutaj Adkinsem, ani z piątką kolorowych wojowników.



Niedaleka przyszłość, na Ziemię spadła kometa, w efekcie czego znacząca część ludzkości przestała istnieć. tych, którzy przetrwali kataklizm dziesiątkuje tajemnicza choroba, na którą przeciwciała ma tylko niewielki odsetek nadal żyjących ludzi. Jednym z wybrańców jest Olivier, który wraz ze swoją żoną jest eskortowany do "strefy bezpieczeństwa". Niestety post-apokaliptyczną Ameryką Północną w dużej mierze rządzą gangi, które nic sobie nie robią z działań dla dobra ludzkości - dla nich najważniejsze jest ich własne przetrwanie. Jednak podczas ataku na konwój ginie Olivier, który był jedną z ostatnich szans na pokonanie choroby trapiącej ludzkość. Na nieszczęście dla Little Raya, który dowodzi gangiem bratem zabitego Oliviera jest niepokonany łowca głów - Roland. Ten przybywając na miejsce niedawnego ataku odnajduje swojego martwego brata i postanawia go pomścić. Przy okazji śledzi zbiegłą z miejsca strzelaniny kobietę, która okazuje się być żoną Oliviera. Od tej pory ta dwójka łączy swoje siły i wypowiada wojnę Little Ray'owi oraz jego gangsterom. Okazuje się, że istnieje jeszcze szansa dla ludzkości.

Niby "Cold Harvest" to film z 1999 roku, ale zdecydowanie bliżej mu do filmu klasy B z lat 80-tych. Jest tutaj sporo elementów, które obecne były w "American Cyborg: Steel Warrior". Jednakże jest coś co bardzo wyróżnia ten film spośród całego zalewu produkcji sci-fi z lat 90-tych - tym elementem jest wciśnięcie do świata post-apokaliptycznego klimatu dzikiego zachodu. Nikt tutaj nie nosi futurystycznych broni, główny bohater nie rozstaje się ze swoim koltem, a i Little Ray strzelając do helikoptera odkłada karabin maszynowy i mierzy do maszyny z kolta. Ponadto Roland, który robi tutaj za bezwzględnego łowcę głów znającego wschodnie sztuki walki (jak na każdego kowboja przystało) chodzi przez większość filmu w płaszczu, który zapewne pamięta jeszcze czasy świetności spaghetti westernów. Ten płaszcz zapewne przeżył już niejeden pojedynek w samo południe. No tak, ale to wszystko to zaledwie zarys całego filmu - a raczej największe plusy, bo innych tutaj nie będzie. Potencjał pomysłu prawie wcale nie został wykorzystany. Gdzie tylko można było twórcy wciskali akcję, ale jednak oglądając "Cold Harvest" miałem wrażenie, że jego większość stanowią przestoje, jakieś dziwaczne rozterki pary bohaterów. Co ciekawe ani Roland, ani Christine (żona Oliviera) nie wzbudzają żadnej sympatii. Ot po prostu biegają sobie od jednej do drugiej lokacji - przy czym Roland jeszcze zabija kogo popadnie. Little Ray jako główny złoczyńca też się kompletnie nie sprawdza - niby jest ostry, ma cięty język, ale w dużej mierze jest nijaki. I nie wiem, czy to wszystko wina scenariusza, reżysera, czy też słabej (nawet jak na standardy kina klasy B) gry aktorskiej. W każdym razie "Cold Harvest" to nie jest dobre kino - dobry był tu tylko pomysł, może lokacje, po których przemieszają się bohaterowie też trzymają klimat, ale nic poza tym. Roland jest sztuczny niczym barwniki używane przy produkcji żelek. Film niby jest wypakowany akcją, ale już po 15 minutach byłem nim znudzony. Ta nuda niestety nie minęła, a ciągnęła się aż do napisów końcowych. Jednakże wybuchów, strzelanin, pościgów, walk, czy w końcu pojedynków rewolwerowców tutaj nie brakuje. "Cold Harvest" wydaje mi się być wydmuszką - z zewnątrz piękną i kolorową, a w nic, tylko pustka.

Wielbiciele kina sci-fi klasy B mogą uznać "Mroczne Żniwa" za perełkę. Jak już wspomniałem to film z końcówki kolorowych lat 90-tych wyglądający jakby powstawał w szalonych latach 80-tych. To już wspomniany przeze mnie na początku "American Cyborg: Steel Warrior" miał więcej klimatu lat 90-tych - chociaż premierę miał w 1993, czyli 6 lat przed "Cold Harvest". Żałuję, że pomysł na ten film nie został w ogóle wykorzystany - można było naprawdę stworzyć naprawdę fajny film sci-fi osadzony w klimatach dzikiego zachodu, a tymczasem stworzono obraz oparty w dużej mierze na straszliwie nudnej akcji, która ciągnie się w nieskończoność. Niby jest akcja, ale przeważa tutaj nuda.

Ocena: 3,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz