piątek, 2 stycznia 2015

Norman Bates 2.0?

Hollow Gate
(Bal Przebierańców)

Rok: 1988
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Tromę wszyscy znają i kochają, bo inaczej nie można. Nie da się odrzucić absurdów i sztuczności serwowanych przez Lloyda Kaufmana. Produkcje z tego studia charakteryzowały się również bardzo specyficznym poczuciem humoru. Zresztą całe były specyficzne i skierowane do konkretnego widza - wielbiciela kiczu, słabych filmów i szeroko pojętej tandety. Filmów Tromy nikt się nie wstydził, a i Troma nigdy nie wstydziła się swoich produkcji, bo przecież każdy wiedział jakie to obrazy i czego się można po nich spodziewać. "Hollow Gate" to film, w którym za scenariusz i reżyserię odpowiadał jeden człowiek - Ray Di Zazzo. Nie szukajcie o nim żadnych wiadomości, to człowiek widmo, który już nigdy więcej nie odznaczył swojego piętna na jakimkolwiek innym filmie.

Mark był podtapiany przez własnego ojca w misce z wodą i jabłkami... to spowodowało, że chłopak stał się psychopatą.
Mark nie miał łatwego życia, za młodych lat ojciec znęcał się nad nim psychicznie i fizycznie. A jako nastolatek był źle traktowany przez swoich rówieśników. Nic więc dziwnego, że jako dorosły człowiek miał zaburzenia psychiczne. Po tym jak zaatakował jedną ze swoich koleżanek jego sprawą zajął się sąd i psychiatra. Po śmierci jego rodziców trafił pod opiekę swojej bogatej babci, która trzymała go zamkniętego w pokoju. Mark miał mocne skrzywienie na punkcie Halloween, w końcu to w ten dzień spotykały go największe upokorzenia. Tymczasem jego babcia wpadła na pomysł, żeby urządzić bal przebierańców z okazji zbliżającego się Halloween i zaprosić znajomych. W końcu Mark bierze leki i zachowuje się coraz lepiej. Jednak chłopak po drętwej rozmowie postanawia zabić swoją opiekunkę. Tymczasem czteroosobowa grupka nastolatków wybiera się do klubu Hangar na imprezowanie z okazji święta duchów. Postanawiają wyświadczyć przysługę sprzedawcy strojów halloweenowych i dostarczyć paczki do domu w Hollow Gate, gdzie czeka na nie Mark.

Główni bohaterowie, a raczej zwierzyna łowna, większość czasu w filmie spędzają w krzakach chowając się przed napastnikiem.
Troma Tromą, ale ten film to prawdziwy zły film w pełnej krasie. Gra aktorska jest na poziomie "Trudnych Spraw", czy innych programów tego typu. Prawdziwą perłą "Hollow Gate" są dialogi, oto jeden z nich z początku filmu:

Babcia: - Mark?
Mark: - Dobry wieczór babciu.
B: - Jak się czujesz mój chłopcze?
M: - Nieźle, a ty babciu?
B: - Całkiem dobrze, dziękuję. Widzę, że wziąłeś swoje lekarstwa.
M: - O tak, już wiem, że bez nich jest mi ciężko.
B: - Tak sobie myślałam...
M: - Tak babciu?
B: - Dziś jest taki miły wieczór, byłoby miło trochę razem posiedzieć.
M: - Tak. To byłoby bardzo miłe.
B: - A czy czujesz się na siłach?
M: - Tak, babciu.
B: - Jesteś pewien?
M: - Tak, czuję, że teraz w pełni potrafię się kontrolować. Z tymi lekarstwami to był dobry pomysł.
B: - Doskonale.


Wydawałoby się, że Mark świetnie się dogaduje z babcią... a jednak.
"Świetnie" wypada nie tylko Mark jako psychopatyczny morderca, ale też grupka młodzieży, która przez większość filmu chowa się przed nim w krzakach, albo w pokraczny sposób uciekają. Ich rozmowy to prawdziwe perły, ale wyciągnięte z kontekstu nie wypadają już tak rewelacyjnie. Nikt z nich nie myśli o obronie, o walce z psychopatą, wszyscy zastanawiają się jak by tu uciec z ogromnej posiadłości. Co ciekawe nie mogą uciec bramą, bo ta jest podłączona do prądu. W związku z tym każdy z czteroosobowej grupki histeryzuje, każdy na swój sposób, a niech widz nie myśli, że reżyser nie pomyślał o różnorodności. Jeden gość ciągle się wydziera, a później zapewnia wszystkich o tym, że ich kocha. Jedna z dziewczyn przez cały czas milczy i nie krzyczy nawet będą przywiązywana do łóżka przez psychopatę. Prawdziwy pokaz ludzkiej różnorodności. No i w końcu postać głównego złego. Gość jest naprawdę fantastyczny, żeby nadać kolorytu tej historii przed każdym zabójstwem przebiera się za kogoś innego. Raz jest dżokejem, raz kowbojem, a innym razem lekarzem. Przy tym przed każdym odzianiem się w fikuśny strój wygłasza durny monolog. Jestem pewien, że gdyby puszczali "Hollow Gate" w kinach to przy każdej z tych scen widzowie wstawali by z miejsc i głośno bili brawo. W ogóle Mark zachowuje się bardziej jak niegroźny wioskowy głupek i czystym przypadkiem jest, że akurat ktoś mu się nawinie na muszkę, albo nabije się na nóż, który akurat trzymał w ręku. Ale przecież muszą też być jacyś pozytywni bohaterowie tej opowieści, prawda? Oczywiście są, reżyser i scenarzysta w jednym nie mógł zapomnieć o tak ważnym elemencie. Na ratunek młodzieży wyrusza dwóch nieustraszonych policjantów, którzy przez większość czasu opowiadają sobie dowcipy w lokalnym barze. Co ciekawe jeden z nich z mimiki twarzy przypominał mi Franka Washingtona z "Samurai Copa". I to chyba jedyny plus tej produkcji. Zakończenie filmu jest tak samo głupie jak cała historia pokazana w "Hollow Gate". No i jeszcze ten plakat...

Jeden z bohaterskich policjantów, który z miejsca przypomniał mi o Franku z "Samurai Copa".
Szukacie idealnego filmu na halloween? Takiego, który wystraszy każdego? To na pewno nie sięgajcie po "Hollow Gate". Ten film wprawi was tylko w zażenowanie, a jeśli obejrzycie go ze znajomymi to spowoduje, że możecie ich już nie mieć po seansie (albo nawet w trakcie). Drętwota lejąca się z ekranu hektolitrami wprawiła by w zakłopotanie nawet największych wielbicieli złego kina. Jakoś mnie nie dziwi fakt, że nigdy więcej Ray Di Zazzo nie brał udziału przy tworzeniu filmów. Jego antytalent jest tutaj ukazany w pełnej krasie. Jeżeli jesteście wielbicielami Tromy to też nie będziecie się dobrze bawić przy "Hollow Gate", bo jednak nie ma tu nic szczególnie śmiesznego. Największym plusem tej produkcji jest to, że trwa ona zaledwie 70 minut.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz