piątek, 5 czerwca 2015

2047: umrzesz z nudów

2047: Sights Of Death
(2047: Rok Śmierci)

Rok: 2014
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: Włochy

Autor recenzji: Est

Nic nie przyciąga mnie do filmu tak, jak słaba, ale doskonale znana obsada. Od czasu premiery pierwszych "Niezniszczalnych" czekam na to, aż jakiś słaby reżyser i równie słaby scenarzysta zbiorą ekipę charakterystycznych i jednocześnie słabych aktorów, którzy próbowali swoich sił na ekranie głównie w latach 80-tych i 90-tych. W efekcie współpracy tej ekipy powstanie gówniany film, ale pełen czaru pamiętnego kina akcji z epoki VHS. Sztuczność będzie wylewać się z ekranu, a aktorzy będą sypać suchymi żartami, które będą tak żałosne, że aż śmieszne. Ta nieporadność i jednocześnie chęć stworzenia wiekopomnego dzieła zapewni filmowi zasłużone miejsce w sercach milionów kinomanów. Sądziłem, że "2047: Sights Of Death" może być właśnie taką produkcją.

Julian Assange miał rację, Noam Chomsky miał rację, podobnie jak Dan Brown, a także wszystkie anonimowe gangi i świry z Bilderberger. Trafili w sedno. Kim Dotcom, Wikileaks,  Wikipedia i inne Wiki i internet.

Nawet nie będę podejmował próby opisania fabuły tego "dzieła", bo przez cały czas trwania "2047" zastanawiałem się: o co tu chodzi? Z jednej strony jest jakiś generał (Rutger Hauer) dowodzący dwoma żołnierzami i współpracująca z nim pani oficer (Daryl Hannah). Z drugiej strony jakiś komandos (Stephen Baldwin) zrzucony na jakiś zniszczony teren, nie za bardzo wiadomo po co. A z trzeciej strony jakiś podejrzany typ w stylu alfonsa (Michael Madsen), który jest coś winien wspomnianemu wcześniej generałowi. No i jest jeszcze jakiś typ patrzący na kilka monitorów pokazujących DOS-a (Danny Glover) - ten współpracuje ze zrzuconym komandosem. Jeszcze jest jakaś czerwona dziewczyna, która wzięła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego w ogóle pojawia się w filmie. Z akcji "2047" można wywnioskować, że gość od DOS-a ma jakieś zatargi z generałem, a żeby je wyrównać wysyła swojego komandosa. A może to generał chce dorwać typa od DOS-a i komandosa? Sam już nie wiem. Wszystko osadzone jest w jakimś post-apokaliptycznym świecie, do którego ludzkość doprowadziły powierzchnie biurowe (open space'y) i regularne zarobki. Jeszcze jakiś tam wkład w to miała broń jądrowa, ale podejrzewam, że najmniejszy.

Danny Glover i jego tajna baza pełna komputerów z DOS-em.
Co jest takiego złego w "2047"? Oczywiście poza tym, że fabuła jest tak niejasna, że aktorzy sprawiają wrażenie, jakby każdy grał w innym filmie. Wszystko jest tu złe, absolutnie wszystko. Każdy z aktorów gra tak, jakby ktoś im przystawiał pistolet do skroni. Jakby ich pojawienie się w "2047" było efektem jakiegoś przegranego zakładu. Wystąpienie w tej produkcji to najbardziej dotkliwa kara, jaką mogli ponieść za to, co wyprawiali do tej pory na ekranie i poza nim. Widać po twarzach Hauera, Hannah, Glovera, czy Baldwina, że męczą się straszliwie. Jedynie Madsen sprawia wrażenie zadowolonego, jakby myślał, że nadal gra we "Wściekłych Psach" i jakby kompletnie zapomniał, co też prezentował na ekranie przez ostatnie lata. Męczarnia aktorów udzieliła mi się błyskawicznie. Do tego przez 99% czasu trwania "2047" nic na ekranie się nie dzieje. Postaci ze sobą gadają i kompletnie nic z tego nie wynika. Później gdzieś idą i znowu gadają. Nawet kiedy już miałem wrażenie, że coś zacznie się dziać, to nie działo się nic, absolutnie nic. Rutger Hauer chodził w kółko i sypał suchymi żartami, Baldwin mówił sam do siebie, a Madsen miał wyraz twarzy człowieka niesamowicie zadowolonego z siebie. No i właśnie tak to wygląda. Całość trwa 90 minut, a dopiero jakieś 5 minut przed końcem zaczyna się coś dziać. Wówczas byłem już tak zmęczonym tym filmidłem, że z zegarkiem w ręku odliczałem wlokące się niełosiernie sekundy dzielące mnie od niezwykle ekscytujących napisów końcowych.

Tymczasem wojsko dysponuje super nowoczesną technologią, która pokazuje jakieś kropki, kratki i linie (można to było zrobić w DOS-ie).
Nic tak bardzo nie boli jak śmiertelnie nudny film. W przypadku "2047" nuda została podniesiona do rangi sztuki i chyba to też było zamiarem reżysera, który z lubością serwuje widzowi kolejną bezsensowną scenę, która absolutnie nic nie wnosi do historii. Zresztą fabuła jest tutaj tak pokręcona i niejasna, że scenarzysta chyba sam się gubił podczas pisania skryptu. Nie wiadomo dlaczego poszczególne postaci robią to co robią. Nie mam pojęcia w jaki sposób twórcy filmu przekonali producentów, żeby ci wyłożyli na to "dzieło" chociażby 1 euro centa. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie sfinansować powstania takiego nudnego gniota jakim jest "2047". To jest po prostu niemożliwe.






4 komentarze:

  1. Ocena mnie zabiła :) To musi być naprawdę beznadziejny film :D król królów..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero drugi film, który dostał taką ocenę. Z tymże ten pierwszy otrzymał ją za to, że był po prostu "zbyt zaskakujący", a ten...no cóż, wyżej się nie dało.

      Usuń
    2. Tak się zastanawiam, czy istnieje tak zły film, że równie dobrze mógłby dostać ocenę ujemną :)

      Usuń
    3. Poprzeczka ciągle idzie w górę, więc podejrzewam, że kiedyś coś takiego powstanie.

      Usuń