czwartek, 1 października 2015

Mała syrenka

Nymph aka Killer Mermaid
(Nimfa/Mamula)

Rok: 2014
Gatunek: horror/fantasy/dramat
Kraj: Serbia/Czarnogóra

Autor recenzji: Est

Do tej pory nie widziałem chyba żadnego horroru produkcji serbsko-czarnogórskiej, czyli z terenów byłej Jugosławii. Kiedyś w końcu musiałem na coś takiego wpaść, traf chciał, że padło na "Nymph" w reżyserii Milana Todorovicia. Nie jest to ani doświadczony, ani specjalnie obiecujący reżyser. Wśród aktorów występujących w "Nymph" nie znalazły się żadne głośne nazwiska (no może poza jednym, ale o tym w dalszej części). Co w takim razie przyciągnęło mnie do tego akurat filmu? Jego tematyka.

Przyjaciele bawią się w najlepsze, oczywiście jeszcze nie wiedzą co ich czeka.
Kelly i Lucy wybierają się na urlop nad Morze Śródziemne, na jedną z wielu wysp, na której wyczekuje ich przyjaciel z lat studenckich, Alex. Mężczyzna postanawia zadbać o organizację rozrywek. Do Amerykanek i Alexa dołącza jeszcze jego narzeczona oraz jej przyjaciel Boban., który szybko przejmuje inicjatywę stając się przewodnikiem grupy. Wszyscy świetnie się bawią w urokliwym i bardzo spokojnym miasteczku, kiedy biesiadowanie przerywa im mroczny typ poszukujący swojej zaginionej córki. Przestrzega on godnych przygód wczasowiczów przez wyspą o nazwie Mamula, na której znajduje się opuszczone więzienie. Jednak Boban postanawia zabrać Kelly, Lucy, Alexa i jego narzeczoną na zwiedzanie wspomnianej wyspy, gdzie czeka ich przykra niespodzianka.

Syrena spokojnie siedzi sobie w studni i śpiewa przyciągając otumanionych mężczyzn.
"Nymph" to film, którego akcja mogłaby się zamknąć w 20-30 minut, jednak trwa on aż 90 minut. Przez około godzinę produkcja Todorovicia przypomina bardziej dramat, o przyjaciołach z lat studenckich i skrywanych przez nich sekretach. Tak jakby reżyser starał się jak najbardziej szczegółowo przedstawić każdą z postaci. I niby wszystko jest ok, ale to jednak miał być horror, a nie dramat. Zresztą po tych 60 minutach wcale więcej o głównych bohaterach nie wiadomo, poza tym nikogo oni nie obchodzą, przecież i tak wiadomo, że zaraz zginą, nie? Same sceny na wyspie Mamula też nie są specjalnie zajmujące, bo bohaterowie biegają po niej uciekając przed jakimś staruszkiem, który próbuje wszystkich wyrżnąć za pomocą czegoś pomiędzy harpunem, a kotwicą. Cała zabawa zaczyna się dopiero od momentu, w którym na dobre na ekran "wpływa" tytułowa nimfa, a raczej syrena. Ale też nie jest to akcja, której bym się spodziewał. Owszem jest odrobina krwawych scen, jest sporo niezłych efektów, ale nic nie wynagrodziło mi tych 60 minut oczekiwania.

Część akcji filmu toczy się na malowniczej wyspie Mamula.
Dużym plusem tej produkcji są scenerie, w których kręcono poszczególne sceny "Nymph". Teren jest naprawdę urokliwy i może zachwycić. W filmie Todorovicia pojawia się jedna gwiazda, którą znają zwłaszcza wielbiciele westernów. W postać mrocznego typa poszukującego zaginionej córki wciela się sam Franco Nero. I w sumie tyle, jeśli chodzi o niespodzianki. Produkcja "Nymph" jest w pełni profesjonalna i jak na moje oko nic nie odróżnia jej w tym aspekcie od hollywoodzkich standardów. Aktorstwo wypada nieźle, chociaż zdarzają się drewniane sceny z głównymi bohaterami, którzy za wszelką cenę starają się pokazać luźną atmosferę. W oczy momentami kuły mnie idiotyczne zachowania poszczególnych postaci. Absolutnie nic ich nie tłumaczy z niektórych pozbawionych sensu posunięć. Ale rozumiem, że to nie jest kwestia aktorstwa, a raczej prowadzanie akcji i scenariusza. Główne monstrum jest zdecydowanie za mało wyeksponowane. Po prostu za mało  jest nimfy w filmie o tytule "Nymph". Kiedy się pojawia to zaczyna się robić ciekawie, ale tych scen z syreną jest mniej niż palców u jednej ręki. Nie ma tutaj również żadnych odpowiedzi. Są tylko pytania, ale tych nikt z bohaterów nie zadaje (no skoro jest syrena pożerająca ludzi, to niech sobie będzie, w sumie to nic niezwykłego). Są tylko jakieś ogólniki rzucone od niechcenia, które w żaden sposób nie rozwiały moich wątpliwości. W sumie szkoda, bo temat wydawał się nośny i ciekawy, a "Nymph" jedynie go nadgryzł. Po prostu zmarnowany potencjał.

Franco Nero przypomina w "Nymph" obłąkanego starca.
"Mamula" to dziwny film, chociaż osadzony w ładnych sceneriach. W pełni profesjonalna produkcja, ale horroru jest tutaj niewiele, za to znajdzie się sporo dramatu. Reżyser chciał skupić uwagę widza na bohaterach, których niezbyt umiejętnie starał się wykreować. Niestety nic z tego nie wyszło i przez 60 minut filmu ci mniej cierpliwi zwolennicy horrorów mogą się strasznie wynudzić. Dopiero po tym czasie, kiedy grupka bohaterów trafia na teren opuszczonego więzienia to coś zaczyna się dziać. Nawet gdzieś tam pojawiają się zalążki mrocznego klimatu i jakiejś niepewności. Szkoda, że pomysł na horror o syrence został tak zmarnowany. Ale przecież mogło być gorzej, prawda?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz