sobota, 17 października 2015

Sobotnie kino - odcinek 8

Czas najwyższy na kolejny niepoważny odcinek "Sobotniego kina". Dobór tytułów jest oczywiście zupełnie przypadkowy, ale tak się złożyło, że obydwie produkcje są drugimi częściami. Co ciekawe obydwie są też sequelami kiepskich produkcji, więc jednak coś je łączy. No nic, zapraszam do lektury 8 odcinka "Sobotniego kina".

Autor tekstu: Est


All Hallows' Eve 2

Rok: 2015
Gatunek: horror
Kraj: USA

Jeżeli mieliście nieprzyjemność obejrzeć pierwszą część "All Hallows' Eve", która zachęcała do zapoznania się zawartością prezentując na okładce japę masakrycznego klauna, to na 99% nie sięgniecie po dwójkę. Pewnie, część z Was właśnie się pyta "dlaczego"? A ja już spieszę z odpowiedzią. "All Hallows' Eve" z 2013 to po prostu kolejna kompilacja krótkich filmów grozy. Pierwsza część składała się z kilku historii, którą łączył jeden segment właśnie z tym masakrycznym klaunem. Ta scenka została zostawiona na koniec i jako jedyna nadawała się do oglądania. Niestety żeby do niej dotrzeć trzeba się było przebić przez tony gówna wylewającego się z ekranu. No dobra, ale skoro tak bardzo nie podobała mi się część pierwsza, to dlaczego sięgnąłem po dwójkę? Głównie dlatego, że pomyliłem ten film z innym, również robionym na halloween i również składającym się z różnych historyjek. Mam na myśli całkiem niezły "Trick 'r Treat" z 2007 roku. Jednak przyszedł ten czas, że odpaliłem "All Hallows' Eve 2" i bardzo szybko się spostrzegłem, że to jednak nie jest ten film, który chciałem zobaczyć. W głównym segmencie kobieta ogląda jakąś tajemniczą kasetę VHS i widzi wszystkie kolejne opowieści na ekranie telewizora. I już pierwsza historyjka, w której dzieciak krztusi się pestką z dyni sprawiła, że zapłakałem w sobie. Aktorstwa w tym segmencie nie ma wcale, nie ma też żadnej fabuły. Ten kilkuminutowy short przypomina bardziej jedną z historyjek z "The ABCs Of Death". Po nim nie jest wcale lepiej, bo oto jakiś dziwny świat przypominający ten z "Nocy Oczyszczenia", gdzie ludzie siedzą szczelnie zamknięci w swoich domach i obawiają się wszelkich obcych. Tymczasem po tym łez padole łazi grupka dzieciaków w przebraniach i zbiera słodycze...a raczej puszkę z żarciem dla psa, kawałek zdechłego ptaka i pewnie inne rzeczy nieprzypominające cukierków. No taki super segment. Po nim nie jest lepiej, bo trzecia historyjka dotyczy jakiegoś psychicznie chorego gościa, który robi ozdoby na halloween z żywych ludzi, a raczej odurzonych. Jednego typa wiesza na sznurze, drugiego przebiera za trupa i zabija. No taka super zabawa. Na szczęście to szybko mija. Czwarta historyjka to znowu nuda. Kobieta widzi swoją przyjaciółkę zamordowaną i chowając się w szafie obserwuje jej mordercę. Po kilku tygodniach przypadkiem trafia na typa w windzie i jest szamotanina. Znowu rewelacyjny pomysł. I prawie na koniec dostajemy prawdziwą wisienkę na torcie, segment tak nudny, że prawdziwą sztuką jest na nim nie usnąć. Kobieta traci męża na wojnie, więc sama musi wychowywać syna. Ten boi się ciemności i ciągle słyszy jakieś odgłosy dochodzące z szafy. Oczywiście mamy tutaj dramat dziecka tęskniącego za ojcem, żony tęskniącej za mężem. Matka próbuje udowodnić synowi, że potwory nie istnieją, itp. Jeszcze gdzieś pomiędzy tymi historyjkami jest skrótowiec o ojcu i synu, którzy przybywają na jakieś odludzie, żeby złożyć ofiarę jakiejś tajemniczej bestii. I ten kilkuminutowy segment jest ok, przynajmniej ma jakiś klimat. Na sam koniec główna atrakcja, czyli zamknięcie głównego wątku. Ten jest dużo krótszy niż w części pierwszej "All Hallows' Eve", no prostu jest. Występuje w nim typ z okładki. Zupełnie zapomniałem jeszcze o segmencie z cyrkiem, gdzie dzieciaki idą sobie porzucać różnymi rodzajami broni do wiszącego na kole człowieka. Ot taka odskocznia, która nie zapada w pamięć. Ogólnie cała ta kompilacja to kompletna strata czasu, nawet jeśli lubicie oglądać słabe filmy, żeby się pośmiać, to tutaj nie ma za bardzo z czego się śmiać.






Dzieciaki chodzą po domach i zbierają słodycze, a zamiast tego dostają jakieś śmieci.
Segment z cyrkiem jest krótki i to jego największa zaleta.


Aliens vs Predator: Requiem

Rok: 2007
Gatunek: akcja/horror/sci-fi
Kraj: USA

Po tragedii jaką była pierwsza część "AVP" wyreżyserowana przez Paula W.S. Andersona (którego lubię nazywać "człowiek przekrój") liczyłem na to, że nikt nie połasi się na to, żeby kontynuować ten projekt. Jak jednak widać trzy lata później do kin trafiła prodkcja "Aliens vs Predator: Requiem", w której to akcja dzieje się na terenie małego miasteczka w USA. Gdzieś tam w lesie rozbija się statek predatorów, w którym obcy wyrżnęli wszystkich łowców. Na domiar złego jeden z predatorów został zainfekowany i z jego ciała wyszła hybryda obcego posiadająca niektóre umiejętności łowców. Pobliskie miasteczko szybko staje się stołówką dla alienów. Na szczęście dla ludzkości na Ziemię przybywa jeden (dosłownie JEDEN) predator, który zamierza polować na obcych. W całą historię zamieszana jest też grupka miejscowych, którzy z bronią w ręku zamierzają bronić się przed najeźdźcami z kosmosu. Jeżeli widzieliście "AVP" z 2004 roku to przestrzegam, ten film jest o wiele gorszy. Cała produkcja jakością przypomina obraz robiony dla telewizji. Za reżyserię odpowiadają bracia Straus, którzy poza "Aliens vs Predator: Requiem" zrobili jeszcze "Skyline" z 2010 roku. Ale przede wszystkim specjalizują się w kręceniu klipów muzycznych oraz efektach specjalnych. Niestety tego drugiego w "AVPR" nie widać, bo wszystko sprawia wrażenie taniego i plastikowego, tak jakby większość sprzętu wykorzystanego w filmie kupili na jakimś bazarze. Poza tym obsada "Requiem" to  jakaś zbieranina anonimowych aktorów. Jedynie Johna Ortiza kojarzę z innych produkcji, chociażby "American Gangster", czy "The Drop". Pozostali to chyba tylko gwiazdy niskobudżetowych telewizyjnych filmów oraz seriali. Dzięki temu w "AVPR" nie ma żadnych ciekawych bohaterów. Cała akcja przypomina jakąś wakacyjną produkcję sci-fi dla młodzieży, w której zupełnie przypadkiem znalazły się hordy obcych i jeden predator. No właśnie, odnośnie tych hord xenomorfów. W scenariuszu "Aliens vs Predator: Requiem" jest cała masa dziur, pewnie skrypt wyglądał jak ogromny ser szwajcarski. Czasami nie wiadomo co się dzieje i dlaczego. Skąd się wzięły hordy obcych? Dlaczego przyleciał tylko jeden predator? Czemu służy zamknięta kanalizacja pod lasem? Pytań jest więcej i oczywiście nie ma tutaj żadnych odpowiedzi. Ten film to po prostu dramat.






Takie wspaniałe dziury w twarzy wypala krew obcego.
Predator łażąc po kanałach rozwala jednego obcego po drugim.
I w końcu dochodzi do finałowej walki z "predalienem".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz