środa, 27 kwietnia 2011

Fritt Vilt (2006)

Fritt Vilt
(Hotel Zła)

Rok: 2006
Gatunek: horror
Kraj: Norwegia

Autor recenzji: Est

Konwencja horrorów w stylu "slasher" miała swoje lata świetności, które bezpowrotnie minęły mieszając tą konwencję z błotem. Z początku ciekawe produkcje, które były faktycznie zastrzykiem świeżości do filmów grozy nagle stały się jego przekleństwem. Niskobudżetowe produkcje, które nic nie wnosiły do gatunku, ale w pełni wykorzystywały utarte schematy slasherów, w których niemalże każda możliwa opcja była już wielokrotnie powielana. Przykładowy zarys scenariusza wyglądał zawsze tak samo - jest seryjny morderca, który ucieka z (wybrać miejsce) postanawia się zemścić na (wybrać osobę). Przy czym często wykorzystywane były motywy, z których naśmiewali się twórcy "Scary Movie". Ostatnie lata to zdecydowanie mniejszy nacisk na slashery - jakieś remake'i klasycznych pozycji takich jak "Friday The 13th", czy "Halloween", a nawet czwarta część "Scream" miały podnieść ten gatunek z kolan - w moim mniemaniu nie udało się. Ale slashery to nie tylko amerykańskie produkcje, czego dowodem jest norweska seria "Fritt Vilt".



Piątka przyjaciół wyrusza w góry, oczywiście nie w miejsce, które jest zapchane turystami. Za cel upatrują sobie odcięte od świata wzgórza, po których zamierzają szusować na snowboardach. Piękna sceneria, gruba warstwa śniegu i słoneczna pogoda – czego chcieć więcej? Deska snowboardowa na nogi i zjazd w dolinę. Problem pojawia się w momencie kiedy jednej osobie przytrafia się wypadek, a jeszcze gorzej kiedy ten wypadek uniemożliwia poruszanie się. Taka wpadka przytrafia się  Mortenowi, który „funduje” sobie otwarte złamanie kości piszczelowej. Jego przyjaciele są w kropce, nie sposób go przetransportować przez górę, na której szczycie czeka ich samochód, a wokół pustka – jedynie śnieg i góry. Na szczęście na horyzoncie pojawia się jakiś kompleks wyglądający jak schronisko. Grupka przyjaciół udaje się do budynku, w którym chronią się przed mrozem i nabierają sił – jak się okazuje jest to opuszczony hotel. Mroczny budynek udaje się oświetlić dzięki generatorowi ukrytemu w piwnicy, jednak to nie pomaga odkryć tajemnicy hotelu, ani odpowiedzieć na pytanie, dlaczego został opuszczony? Podczas, gdy grupka przyjaciół próbuje zacieśnić więzi międzyludzkie okazuje się, że na terenie hotelu jest ktoś/coś jeszcze...

„Hotel Zła”, bo tak brzmi polska wersja tytułu tego obrazu, czerpie pełnymi garściami z klasyków gatunku. Całość opiera się na niewyjśnionej tajemnicy z przeszłości, która skrywana jest w mrokach opuszczonego hotelu. Krew leje się strumieniami (chociaż twórcy znają umiar), napięcie jest na dobrym poziomie i nawet zardzewiała już konwencja „slashera” okazuje się znośna, a wręcz przyjemna. Już sam fakt, że grupka przyjaciół nie zachowuje się jak kompletne barany (jak to miało miejsce w wielu amerykańskich slasherach) przemawia na plus tej produkcji. Osadzenie akcji filmu w opuszczonej dolinie okrążonej przez szczyty górskie robi pozytywne wrażenie, tymbardziej, że krajobrazy naprawdę robią wrażenie. Sama postać głównego antagonisty skryta jest w mroku, przez co jest tajemnicza. Nie dostajemy jasnej odpowiedzi, co tak naprawdę skłania owe monstrum do takich, a nie innych czynów. To duży plus – zakładam, że w amerykańskim filmie na sam koniec dostali byśmy wszystkie odpowiedzi na tacy. Tutaj nie ma prostych odpowiedzi, chociaż konwencja slashera jest prosta jak drut i pytania pozostawione bez odpowiedzi nie do końca się z nią łączą. Co ciekawe Roar Uthaug, reżyser i zarazem scenarzysta „Fritt Vilt”, jest debiutantem – a w takim przypadku brawa powinny być tym większe, chociaż film z 2006 roku nie jest niczym nadzwyczajnym, to spokojnie można go zaliczyć do wyższej półki slasherów.

„Hotel Zła” to nic nadzwyczajnego, ale dobra produkcja, jeśli chodzi o horrory w konwencji „slasher”. Dobry scenariusz, taka sama gra aktorów i przede wszystkim osadzenie akcji filmu. Wszechobecna tajemnica i opuszczony hotel ustawiony z dala od cywilizacji. Po prostu dobry klimat, który z początku lekki, wręcz zabawowy przekształca się w klimatycznego slashera. Oczywiście nie ma się tutaj czego bać, w końcu nie ma tutaj nic strasznego, ale faktycznie film przykuwa do ekranu i nie pozwala się oderwać – chodzi wyłącznie wynik porównania z innymi filmami z gatunku slasher. Jeśli ktoś lubi tajemnice połączone z krwawą masakrą ten spokojnie może sięgać po „Fritt Vilt”.

Ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz