niedziela, 21 sierpnia 2016

Deszczowe koszmary undergroundu

Visions Of Suffering

Rok: 2006
Gatunek: horror/surrealistyczny
Kraj: Rosja/USA

Rosyjski horror "Visions Of Suffering" od wielu lat miałem w swojej kolejce oznaczonej napisem "do obejrzenia". I tak go odkładałem, później kompletnie o nim zapomniałem i jakoś niedawno ponownie zwrócił moją uwagę. Pomyślałem sobie, że tym razem się przełamię i dam mu szansę, w końcu niczym nie ryzykuję, prawda? "Visions Of Suffering" to drugi film wyreżyserowany przez undergroundowego filmowca, jakim jest Andrey Iskanov. Plakat, a raczej okładka tej produkcji prezentuje się naprawdę obiecująco i obskurnie jednocześnie, co rozbudziło moje zainteresowanie.



Główny bohater, którego imienia nie znamy (i przyzwyczajcie się do tego), to zwykły okularnik łażący po domu w wyprasowanej koszuli. Siedzi smutny w szarym bloku i myśli sobie, a raczej przekazuje widzom, że podczas deszczowych nocy nawiedzają go koszmary. Znajduje się gdzieś na polu, po którym w zwolnionym tempie goni go jakiś umarlak, a do gałęzi pobliskich drzew przysysają się jakieś dziwaczne, czarne i obślizgłe żyjątka. Po przebudzeniu chłopak chce zadzwonić do pewnej dziewczyny, jednak okazuje się, że telefon nie działa. Mechanik przybywa na miejsce i naprawia aparat. Chłopak zwierza mu się, że słyszał w słuchawce jakieś dziwne głosy. Ten w odpowiedzi zaczyna sączyć okularnikowi dziwną historię, jakoby były to głosy wampirów, które chcą dorwać młodzieńca. Grzecznie się żegnając mechanik wychodzi, a chłopak przerażony zauważa, że przed jego blokiem stoi dziwna postać ubrana w czarny płaszcz. Wiadomo, wampir. Bohater dodzwania się do dziewczyny, ale ta oznajmia, że wróci do domu później, bo musi jeszcze zostać w pracy...a słychać, że jest na jakiejś dyskotece. Tam daje sobie w żyłę, łyka pigułki, a widzom serwowane są jakieś surrealistyczne jazdy, które jej towarzyszą po tych zabiegach. Tymczasem u chłopaka okazuje się, że faktycznie dziwna czarna postać chce go zabić. Znowu słychać głosy w słuchawce. Kolejnym bohaterem historii jest dziwaczny ksiądz, który wybiera się na dyskotekę, gdzie bierze pigułę i ma różne jazdy. A to widzi jakieś dziwne postaci, a to obserwuje jak jakiś typ okłada laskę, a to spotyka dziwnego faceta w czarnym płaszczu. Fabuła tej produkcji jest naprawdę pogięta i próba ubrania jej w jakąś formę graniczy wręcz z cudem.



Zdaję sobie sprawę z tego, że "Visions Of Suffering" to niskobudżetowy podziemny horror, ale nie zamierzam mu z tego powodu odpuszczać. Początek filmu jest naprawdę obiecujący i w ogóle scenki z naszym głównym bohaterem wypadają na plus. Mieszkanie w bloku jest posępne, na zewnątrz ciągle siąpi deszcz, a nasz okularnik szuka informacji o wampirach, które podobno chcą jego zguby. No klimatu temu epizodowi odmówić nie można. Natomiast wszystko, co dzieje się w dyskotece to jakaś totalna padaka. Miałem wrażenie, że reżyser serwując tutaj niektóre sceny specjalnie wydłużał film. Bo kogo interesuje pokaz gościa, który tasakiem przecina jakieś ogórki? Albo jakieś scenki z ludźmi tańczącymi w mroku? Do tego to ciągle migoczące światło (epileptycy strzeżcie się!). I to nie są krótkie ujęcia, one potrafią trwać po kilka, albo nawet kilkanaście minut. Przede wszystkim widać, że Andrey Iskanov jest fanem "Tetsuo" i wczesnej twórczości Lyncha. Niektóre scenki wyglądają jakby zostały żywcem wyjęte z filmu Tsukamoto. Natomiast cały klimat tej produkcji śmierdzi Lynchem na kilometr. Ale gdyby z całości powycinać zbędne sceny to ta pozostawiona przyzwoita część pewnie by się zamknęła w jakichś 30 minutach. 



Z drugiej strony muszę przyznać, że kompletnie nie zrozumiałem tego filmu (tak przynajmniej przypuszczam). Patrząc na różne opinie odnośnie "Visions Of Suffering" spotkałem się z daleko idącymi interpretacjami, próbami rozłożenia tego obrazu na części, itp. Prawdę mówiąc tak, jak "Tetsuo" jest dla mnie mega pokręconym teledyskiem, tak film Iskanova odbieram jako przerost formy nad treścią. A tej ostatniej nie ma tutaj zbyt wiele. Za to nie brakuje surrealizmu, psychodelicznych obrazów i uczucia zagubienia. Tak, tego jest chyba najwięcej. Niemalże od samego początku czułem się tutaj zagubiony i ciągle zwodzony na manowce. Zresztą przyznam się, że podchodziłem do tego filmu cztery razy, trzy razy na nim przysnąłem. Ale i tak uważam, że sporym sukcesem jest to, że jednak udało mi się dobrnąć do końca (przez ostatnie 20 minut co chwila sprawdzałem,, czy dużo jeszcze zostało do końca). To, co zwróciło moją uwagę to zbyt wyeksponowane nagłośnienie nieistotnych elementów tej produkcji i jeden dobry kawałek na dyskotece (jakieś dark electro). I przestrzegam każdego, kto mimo wszystko chciałby sięgnąć po ten film, to bardzo leniwe kino, główny trzon tej produkcji stanowią sceny, w których kompletnie nic się nie dzieje.



"Visions Of Suffering" to typowo undergroundowy horror, w którym nie za wiele jest treści, za to nie brakuje surrealizmu. Wiadomo, że w jakiś sposób trzeba nadrobić braki w budżecie. Dzięki temu odpowiedzialny za reżyserię Andrey Iskanov serwuje niepokojące dźwięki, nakłada dziwne filtry na obraz, kombinuje z montażem, serwuje długie i nikomu niepotrzebne sceny. Fabuła "Visions Of Suffering" spokojnie mogłaby się ograniczyć do okularnika, który we własnym mieszkaniu chowa się przed podejrzanymi postaciami ubranymi w czarne płaszcze. Ale Iskanov postanowił iść dalej i nakręcił niezwykle nudny i poszatkowany spektakl trwający 120 minut. Inspiracje "Tetsuo" i wczesną twórczością Lyncha są aż nazbyt widoczne, ale nie sugerujcie się tym za bardzo, jeżeli ma to Was skłonić do sięgnięcia po "Visions Of Suffering".






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz