piątek, 29 marca 2013

Maraton (22.03.2013)


22 marca odbył się drugi maraton, na którym udało nam się obejrzeć 6 filmów (jak i spore fragmenty meczu Polska-Ukraina) - mieszanka była spora, chociaż przeważały horrory i filmy horroro-podobne (bo niektóre ciężko nazwać horrorami). W zestawie znalazł się nawet film z lat 80-tych oraz jego zeszłoroczny remake - oj było co porównywać.

Autorzy podsumowania: Bobson, Luskan13, Est

Red Dawn (1984)

Stany Zjednoczone zaatakowane! Cały kraj okupowany! Rząd bezsilny! Godzina policyjna wprowadzona! Amerykanie wtrąceni do obozów koncentracyjnych! Zemsta Indian? Nie, to inwazja bliżej nieszprycowanego mocarstwa, posługującego się językiem włosko-rosyjskim (Włorosja?). Można by tu zacytować Dorotkę z Czarnoksiężnika z OZ: ”wydaję mi się Toto, że chyba już nie jesteśmy w Kansas”. Jakie globalne skutki ma to na resztę świata? Jak na zbrojną agresje zareagują inne państwa? Tego akurat, jako widzowie, nie dowiemy się z filmu. Historia skupia się na grupce młodzieży, której udaje się zbiec w góry i tam sformułować (pierwszy w historii tego kraju) prowizoryczny ruch oporu. W efekcie daje to film z gatunku political-fiction/survivor movie/teen movie/z elementami kina akcji i kina wojennego. Na uwagę zasługuje jednak jedynie ukazanie przemiany głównych bohaterów. Z wystraszonych i zapłakanych w idealnie działającą piątą kolumnę, której konstrukcja zaczyna jednak sypać się wraz z kolejnymi akcjami dywersyjnymi. Dzielni wojownicy o wolność i demokrację odkrywają swoje mroczne strony, a jeszcze młodzi Charlie Sheen i Patrick Swayze udowadniają, że już wtedy umieli płakać przed kamerą. Reszta to typowy akcyjniak z lat 80. Ocena: 6/10

To political fiction o inwazji na USA. Inwazja dokonuje się dość lokalnie, gdzieś w środkowej Ameryce i dokonują ją źli Sowieci. Film mocno propagandowy. To wręcz klasyka filmu antykomunistycznego. Na małe miasteczko dokonują desantu komuniści. Wymordowują bestialsko mieszkańców. Uciec zdoła tylko grupa nastolatków pod przewodnictwem Jeda Eckerta (Patrick Swayze), która zamienia się w oddział partyzantów. Pomysł trochę naiwny, ale dosyć aktualny w tamtych latach. Twórca John Milius (jego poprzednim filmem był Conan Barbarzyńcy) stara się trochę na edukację młodzieży a głównym przesłaniem filmu jest „bij komucha”. Mimo to w filmie jest dramatyzm i akcja. Może nie taka akcja co w innej inwazji na USA z Chuckiem Norrisem w roli głównej, ale da się wysiedzieć do końca seansu. Jest to film gdzie jedną z pierwszych swoich ról zagrał Charlie Sheen oraz Patrick Swayze. Ocena: 5/10

Ciekawe kino przygodowe z kategorii political fiction. USA zostaje nagle zaatakowane przez tajemnicze siły zbrojne (dominują żołnierze mówiący w języku włoskim i rosyjskim). W środku konfliktu zbrojnego znajduje się grupka nastolatków, którzy muszą walczyć o przetrwanie. Od razu widać, że na realizację "Red Dawn" położone zostałe niewielkie środki finansowe. Ale nie przeszkadzało to reżyserowi w sprawnym zrealizowaniu dobrego filmu - ponadto w obsadzie znalazły się przyszłe gwiazdy kina - Patrick Swayze, Charlie Sheen, Jennifer Grey, Lea Thompson oraz Powers Boothe. Sporym plusem jest dość realistyczne przedstawienie akcji oraz dramatów, jakie towarzyszą zbyt szybko dorastającym nastolatkom. Ocena: 6,5/10


Red Dawn (2012)

Natomiast w przypadku wersji "Red Dawn" z 2012 roku od razu widać, że pieniądze były i to niemałe. Za to poza pieniędzmi nie było nic więcej - fabuła leży totalnie, film jest wypakowany kompletnie nielogicznymi scenami i słabą grą aktorską. Oglądając ten film doszedłem do wniosku, że napaści na USA dopuściło się chyba kompletnie bezmózga armia, która nie potrafi sobie poradzić z grupką nastolatków z "dobrych domów". Wspomniana grupka pod dowództwem byłego marines robi co chce - dosłownie. Wszyscy są tutaj ładni, schludnie i modnie ubrani - w oka mgnieniu ze zwykłych nastolatków zamieniają się w świetnie wyszkolonych komandosów. Nic tutaj tak naprawdę nie ma sensu. Ocena: 2/10

Remake filmu o tym samym tytule z 1984 roku jest jedną z tych produkcji, gdzie widz nie jest w stanie dostrzec jakichkolwiek walorów obrazu, gdyż ekran zasłania mu wielki środkowy palec możnowładczych wafli z Hollywood, którzy zarabiają na produkowaniu takich odmóżdżających gówien. Oglądając to bowiem czułem się nieszanowany, celowo ogłupiany. Wszystko to, co było chociaż trochę przyswajalne w oryginale zostało tutaj zastąpione odrealnioną papką i mdłym patosem. Ameryka po raz kolejny zostaje zaatakowana, tym razem przez skośnookie mocarstwa wschodu (oj coś czuję, że teraz oni stali się etatowymi antagonistami w filmach amerykańskich, którzy zagrażają pokojowi na świecie - przejmując tym samym schedę po ruskich). Główni bohaterowie, którzy mają prezentować tutaj obraz przeciętnego młodego Amerykanina (o zgrozo!), pomimo przeważających sił wroga, czynnie stawiają opór. To jednak jak są ukazani jest na tyle odpychające, że ja jako widz, tylko modlę się by cała ta inwazja odniosła sukces. Oto mamy obraz partyzanta made in USA Facebook A.D. – wszyscy są piękni i czyści, przepełnieni odwagą i gotowością do poświęceń. Nie ma w nich lęku, a wszystko dla nich to świetna zabawa, gdyż jak widać twórcy tego gniota chcą nam zwrócić uwagę, że nie można powiedzieć „partyzantka” bez słowa „party”. O taką Amerykę nie warto walczyć! Ocena: 1/10

Dan Bradley to kaskader znany w wielu hitów (np. Krucjata Bourna) a remake „Czerwonego Świtu” to jego debiut reżyserski. W Hollywood często się zdarza, że znani specjaliści od efektów specjalnych czy kaskaderzy biorą się za tworzenie własnych filmów. Niestety skutki są zazwyczaj marne. Tym razem jest... bardzo źle. Filmu nie ratuje nawet znany i lubiany Chris „Thor” Hemsworth który tutaj wciela się w rolę Jeda. Jed, tak jak w oryginale, prowadzi grupę nastolatków do walki z komunistami. Tym razem są to Północni Koreańczycy. Bardzo zresztą nieudolni w swoich poczynaniach. Przez cały film grupa nastolatków dobrze się bawi. Walczą z najeźdźcami, mieszkają w lesie, uczą się strzelać i walczyć. Mają nieskończone zapasy amunicji i idzie im całkiem łatwo. Przecież wszyscy grali w Call of Duty. Film jest płytki jak brodzik. Do tego potrafi nieźle zirytować swoją głupotą. Zadowoleni z niego mogą być tylko amerykańscy analfabeci do których chyba był kierowany. Jedyne plusy to praca operatora i produkcja na niezłym poziomie. No i sekwencje walki. Na tym akurat Dan Bradley się zna. Ocena: 3/10


Zombi 2 (1979)

Jeśli ktoś lubi filmy o zombie jest to pozycja obowiązkowa. Wręcz kultowa. Lucio Fulci jest nazywany „ojcem chrzestnym kina gore” a "Zombi 2" to produkcja od której zaczęła się jego kariera. Dużo niezapomnianych scen okraszonych oryginalną muzyką. Dużo krwi i flaków. Wszystko to co powinien mieć horror gore. Do tego niesamowity, wręcz hipnotyzujący klimat. Dobra, przekonywująca charakteryzacja. Film trafił w latach 80 na listę filmów zakazanych w Wielkiej Brytanii a to dla niego najlepsza rekomendacja. Polecam sięgnąć też po inne filmy Fulciego. Ocena: 9/10

Est:
Prawdziwy klasyk wśród horrorów o zombie. Fabuła filmu jest bardzo prosta, ale mimo tego film wciąga. Na największy plus tej produkcji należy zaliczyć charakteryzacje - zombiaki wyglądają naprawdę okazale. Do tego film wyróżnia się naprawdę dobrym klimatem, a osadzenie akcji na tropikalnej wyspie dodaje mu specyficznego kolorytu. I ogromny plus za zakończenie. Jak dla mnie to niekwestionowany faworyt tego maratonu. Ocena: 7,5/10

Bobson:
Klasyk gatunku z włoskiej szkoły, kiedy to zombie nadal były powolnymi stworami, które snuły się bez celu,  niczym znudzona hipsteria o czwartej nad ranem. Umarli powracają do życia i to jest fakt  - tak też klaruję się cały pomysł na fabułę. Nikt nie szuka przyczyn i powodów, a jedynie sposobu by zniszczyć żywe trupy. Zadania podejmuje się czteroosobowa grupka osób, która  - jak to zwykle bywa – sama napytuje sobie biedy. Szybko okazuje się, że podróż na odległą tropikalną wyspę to nienajlepszy pomysł – zwłaszcza, gdy tą owładnęły spacerujące zwłoki. Twórcy nie silą się na ambitne kino, zamiast tego serwują klasyczny obraz zombie/survival movie. Brutalne sceny gore przeplatają się z heroizmem mężczyzn i golizną kobiet. Tak samo jak na mnie nie robi to wrażenia, taki i ich starania nie robią żadnej różnicy w świecie owładniętym przez zombie. Ocena: 5/10


Basket Case 2 (1990)

Bobson:
Zabójcze dziwolągi powracają i tym razem jest ich cała masa, a twórcy filmu nie szczędzą widzowi jak najdziwniejszych wynaturzeń i zniekształceń ludzkiego ciała. Film jest bezpośrednią kontynuacją przygód osobliwego rodzeństwa z części pierwszej. Młody chłopak, ukrywający swojego zdeformowanego brata w koszu trafia do miejsca, gdzie - jak na początku może się zdawać – w końcu odnajdzie spokój i zrozumienie. Niestety idylla nie trwa długo, gdyż ich tropem podążają wścibscy reporterzy, którzy nie pozwolą naszym bohaterom żyć w szczęściu i harmonii. Tym razem nie jest to jednak desperacka ucieczka przed okrutnym światem, tym razem bracia wypowiadają wojnę „normalnym” ludziom, a ich armią jest cała gama oszpeconych i zniekształconych osób, gotowych na wszystko. Film jest chwilami odrażający i niesmaczny, ma pewne sceny, które na długo zapadają w pamięci. Nie można go jednak brać na serio, gdyż to wszystko co jest w nim pokazane tak bardzo odrealnione, że bardziej odbiera się to w konwencji niesmacznego żartu. Historia ma ambicje by poruszać kwestie odrzucenia i tego jak wiele znaczy identyfikowanie się ze społeczeństwem. Wszystko to jednak grzęźnie w gumowych kostiumach i kiepskim aktorstwie. Nie boje się, nie współczuję i nie polecam. Ocena: 3/10

Luskan13:
Po 8 latach od powstania Wiklinowego Koszyka Frank Henenlotter zdołał zrealizować jego kontynuację. Dalsze przygody Duane'a i jego brata mutanta mieszkającego w koszyku. Akcja dzieje się tuż po wydarzeniach z pierwszej części. Bohaterowie zostają zabrani do domu opieki gdzie, jak się okazuje, jest mnóstwo mutantów takich jak oni. Druga cześć jest gorsza od oryginału, ale jak na standardy horroru klasy B wypada całkiem nieźle. W filmie jest sporo elementów humorystycznych a scena seksu pary mutantów pozostaje w pamięci na długo. Solidny przedstawiciel gatunku. Ocena: 6/10

Est:
Po „sukcesie” pierwszego filmu twórcy weszli na salony kina klasy B i stworzyli drugą część. Ta jest bardziej kontrowersyjna niż pierwsza odsłona. Jednakże akcja jest zdecydowanie mniej dynamiczna, ponadto wszystko rozgrywa się w zaledwie kilku lokacjach. Natomiast sporym plusem jest pokazanie małej społeczności mocno zdeformowanych ludzi, nad którymi pieczę sprawuje babcia Ruth. Kostiumy "potworków" są naprawdę ciekawie pomyślane, a deformacje mocno przerysowane. Jednakże film polecam wyłącznie wielbicielom kina klasy B - pozostali mogą doznać szoku. Ocena: 5/10


The Apparition (2012)

Est:
Rzadko kiedy oglądam film, który nie jest mnie w stanie niczym zainteresować. Tak jednak jest w przypadku "The Apparition" - ta produkcja to jedna wielka reklama. Nie ma tutaj kompletnie żadnych strasznych scen - a przecież to horror. Za to na każdym kroku można się natknąć na "product placement" - brakowało tylko tekstów w stylu "możesz to sprawdzić na swoim najnowszym Iphonie", "zrobić ci może kawę X" i aby główna bohaterka myła włosy szamponem "X" zachwalając jego niesamowite właściwości. Miał być film o duchach, a wyszła nędza - ducha nie ma, klimatu brak, grozy nie zauważyłem, żadnych plusów też nie ma. Ocena: 1/10

Po pierwsze, tego obrazu nie można nazwać filmem – to jedna wielka reklama firm, próbujących wcisnąć z ekranu swoje produkty. Oglądając to przypomniały mi się sceny z „Truman Show” Petera Weira, gdzie bohaterowie uśmiechali się do kamery z różnego rodzaju sprzętem i zachwali jego liczne walory. Pomimo już takiej bezczelności ze strony twórców, historia jest niewyobrażalnie wtórna i głupia. Pomysł, że duchy są złe i chcą nas skrzywdzić już nie wystarcza. W obrazie nie ma za grosz oryginalności, jawna zrzyna z podobnych pozycji tego gatunku. Wielka kulminacja zamiast wciskać w fotel prosi o pomstę do nieba, kiedy jedna z postaci ścigana przez zjawi trafia do magazynu, wypakowanego jeszcze większą ilością produktów, z logami i cenami na wierzchu! Noszkurwa! Myśląc o tym produkcie (nie mylić z produkcją) przychodzi mi na myśl darmowa gazeta rozdawana na ulicy, która utrzymuje się z zamieszczonych w środku reklam. Analogicznie to właśnie one trafiają najszybciej do kosza na śmieci, czyli dokładnie gdzie powinien znaleźć się „The Apparition”. Ocena: 1/10

Znowu mamy do czynienia z debiutem reżyserskim. Todd Lincoln zajmował się wcześniej filmami krótkometrażowymi teraz postanowił zrobić film ze zlepku dobrze znanych wszystkim klisz. „Zjawy” to film do bólu przewidywalny i nieoryginalny. Wszystko co widzimy kojarzy się nam z innymi produkcjami. Jest tutaj i Paranormal Activity i The Ring i Poltergeist i Blair Witch Project i wszystkie zagrywki znane z horrorów o duchach. Oczywiście samo wykorzystanie znanych motywów nie jest złe. Najgorzej wypada to, że są one wykorzystane nieumiejętnie. Film potrafi naprawdę znudzić i nie posiada ani krzty grozy. W pewnym momencie zamienia się w farsę kiedy na główny plan wychodzi product placement, który w filmie jest dosyć nachalny. Mam wrażenie, że ten film powstał tylko po to aby zareklamować produkty i marki pojawiające się w filmie. Ocena: 3/10


Aladdin And The Death Lamp (2012)

Film telewizyjny produkcji SyFy w reżyserii Mario Azzopardi. Reżyser ma na swoim koncie dużo produkcji telewizyjnych oraz odcinków znanych seriali takich jak Stargate, The Outer Limits, Total Recall 2070. Ma już 63 lata i pracował też przy takich klasykach jak np. The Flash z 1990. Aladyn i Lampa Śmierci nie jest dobrym filmem, ale trzeba wziąć pod uwagę to , że jak na produkcję niskobudżetową wygląda całkiem nieźle. Film zalicza się trochę do filmów które przyciągają uwagę swoją nieporadnością. Fabuła nie jest zbyt rozbudowana. Skupia się na walce Aladyna i grupki nieszczęśników ze złym dżinem. Dżin spełnia życzenia, ale interpretuje je na swój nikczemny i złowieszczy sposób. Film tylko dla tych który chcą zmarnować dwie godziny swojego życia. Ocena: 3/10

Czego można się spodziewać po produkcji Syfy? Na pewno nie dobrego filmu. I tym razem oczekiwania zostały w pełni spełnione. Ten obraz jest praktycznie pozbawiony akcji - teraz jak go wspominam to mam wrażenie, że główny nacisk został tutaj położony na rozmowy pomiędzy bohaterami. A o czym rozmawiają? Praktycznie o niczym. Dżin przypomina jakiegoś jaszczura, który znika w nocy, a pojawia się za dnia. Na plus mogę tutaj zaliczyć wyłącznie efekty specjalne - ale to tylko dlatego, że spodziewałem się czegoś zdecydowanie gorszego. Ocena: 1,5/10

Jak się okazuje Alladyn to nie niebieski dżin spełniający zachcianki tego, który potrze jego dzbanuszek - to lewitujący jaszczur przypominający amerykańską Godzillę z zielonym dymem zamiast nóg/łap/ogona? Zawistny gad, który jak już spełni jakąś zachciankę, to tylko po to by zaraz wbić szpilę i ukatrupić. Wszystko kręcone na jakiś polanach, chyba późną jesienią. Jest tak źle, że aż tragicznie. Zasnąłem na tym w pierwszych minutach seansu… Tyle w temacie. Ocena: 1/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz