niedziela, 7 lipca 2013

Podróż bez celu przez Aleję Potępionych

Damnation Alley
(Aleja Potępionych)

Rok: 1977
Gatunek: sci-fi
Kraj: USA

Autor recenzji: Bobson

Zanim szalony Max Rockatansky, grany przez jeszcze bardziej szalonego Mela Gibsona, ścigał się z bandą degeneratów po pustynnych drogach Australii, w podróż przez świat po zagładzie nuklearnej wybrali się bohaterowie „Alei Potępionych”, amerykańskiej produkcji sci-fi z 1977 roku.


Mało który film zaczyna się od końca świata. Mam na myśli wielki wybuch i kres cywilizacji, który jest tutaj punktem wyjściowym do opowiadanej historii. Kiedyś Alfred Hitchcock stwierdził, że dobry film powinien rozpocząć się od trzęsienia ziemi, by potem napięcie już tylko rosło. Twórcy „Alei..” wyszli z podobnego założenia i zdetonowali nuklearny arsenał świata. Musze przyznać, że rzeczywiście wzbudzili tym moje zainteresowanie filmem. 

Tajna baza wojskowa, gdzieś na pustynnych terenach Stanów Zjednoczonych. Właśnie zaczyna się kolejny dyżur personelu. Jedni pracownicy zaczynają zmianę, drudzy szykują się do domu. Nic nie zapowiada tragicznych wydarzeń, które zaraz mają nastąpić. Nagle ogłoszony zostaje alarm bojowy, stawiający rządową placówkę w stan pełnej gotowości. W stronę USA lecą uzbrojone pociski nuklearne i tylko sekundy dzielą kontynent od zupełnej zagłady. Wystrzelone zostają pociski obronne, które mają zestrzelić nadlatujące rakiety. Każdy w ciszy przygląda się monitorom, czeka na informacje powodzenia misji. W końcu pojawia się napis „Liczba zestrzelonych obiektów – 40%”, to znaczy, że ponad połowa dotarła do celu. Słychać pomruki niedowierzania, jeżeli to nie ćwiczenia świat właśnie wybuchł w powietrze. Co teraz? 

Baza, w której jesteśmy świadkami tych dramatycznych wydarzeń znajduje się głęboko pod ziemią i pozostaje nietknięta. W wyniku licznych wybuchów oś ziemi jednak zmieniła swoje położenie, powodując szereg anomalii na całej planecie. Miasta i ulice pokryła pustynia nad którą rozpościera się czerwone niebo. Jedynymi istotami, które przetrwały bombardowanie są przerośnięte i krwiożercze insekty.

To jednak jedynie wstęp do „Alei..”, który jak się szybko okazuje jest najlepszą częścią filmu. Akcja za chwilę przenosi się o dwa lata do przodu. Pośród morza piasków, ocaleli z bazy przypominają rozbitków na bezludnej wyspie, która zamiast rekinów, otoczona jest przez olbrzymie skorpiony. Mimo to grupka bohaterów za sprawą przypadkowej eksplozji jest zmuszona opuścić pozornie bezpieczną przystań i wyrusza w nieznaną drogę.
Przemieszczając się w dwóch opancerzonych wozach kierują się szczątkowymi informacjami do miejsca, gdzie podobno istnieje inna enklawa ocalałych.

Materiał na historię zdecydowanie trafił w mój gust, a twórcy filmu, jako pionierzy gatunku post-apo mieli spory wachlarz możliwości na pokazanie zniszczonego świata i człowieka u progu wymarcia. Niestety po skończonej projekcji nie sposób było nie odczuć zawodu.

Niebezpieczna podróż w nieznane przypomina w filmie sielankową wycieczkę, a na samych bohaterach nie widać nawet cienia traumy czy nawet przejęcia w związku z zaistniałymi wydarzeniami. Czyści i ogoleni przemierzają kolejne kilometry, a jedynymi problemami z którymi się mierzą to kwestia dowodzenia, kiedy połowa załogi ma znacznie luźniejsze podejście do wykonywania obowiązków. W trakcie filmu część bohaterów zostaje uśmiercona, a w ich miejsce pojawiają się inni. To oczywiście też w żaden sposób nie wpływa na resztę drużyny i łatwo przychodzi im się pożegnać z poległymi, witając nowoprzybyłych. 

Chociaż tej produkcji należą się pewne honory za podjęcie nowego w tamtych czasach tematu, mogę się czepiać jeszcze o szereg rzeczy, które kłuły mnie w oczy. Za największy minus uważam jednak brak motywacji bohaterów i dążenia do jakiegokolwiek celu. Jadą bo jadą, bo jest paliwo, bo da się przejechać. Nie ma w tym emocji, nie ma powagi sytuacji, są za to wielkie krwiożercze karaluchy, które jak mówi przysłowie, rzeczywiście są w stanie przetrwać nawet wybuch bomby jądrowej. Bardziej to przestroga niż pocieszenie.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz