poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Film zapadający w Niepamięć

Oblivion
(Niepamięć)

Rok: 2013
Gatunek: sci-fi/akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Bobson

Decydując się na seans kierowała mną świadomość, że przede mną typowa kalka SF, jakich teraz pełno w Hollywood. Nie ukrywam, że moje czarnowidztwo było w dużej mierze spowodowane też uprzedzeniem do odtwórcy głównej roli, Toma Cruise’a. W moim odczuciu aktor ostatnio nie ma szczęścia w dobieraniu ról. Jak nie odcina kuponów kolejnymi częściami Missione Impossibru, to występuje w filmach typu „Jack Reacher: jednym strzałem”, który okazuje się kompletnym pudłem.

Fabuła "Oblivion" przedstawia się następująco: Przed laty Ziemia została zaatakowana przez obcych. Wygraliśmy, ale przybysze zniszczyli Księżyc, a nasza planeta nie nadaje się już do życia. Zmieniona w niekończące się wąwozy i pustkowia skrywa jedynie niedobitków obcej rasy, którzy są sukcesywnie eliminowani przez drony ludzi. Jack Harper (Tom Cruise) jest technikiem i ma za zadanie je reperować. Pomaga mu w tym Victoria (Andrea Riseborough), która nawiguje go z centrum dowodzenia ziemskiej placówki. Życie im mija na niekończącej się służbie i codziennych wyprawach na pustkowia. Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy Jack podczas rutynowej akcji wpada na trop przerażającej prawdy…

Film pozytywnie mnie zaskoczył. To co najpierw rzuca się w oczy to oczywiście jego wizualna część, która jest bardzo poprawna. Z efektów specjalnych bije pewien rodzaj estetyczności, reżyser znany z kręcenia reklamówek perfekcyjnie opanował sztukę operowania obrazem. Porównuję sobie tutaj np. takiego Michaela Bay'a, który chociaż bardziej jako doświadczony rzemieślnik, serwuje jedynie wizualny chaos. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Podobnie jak i ścieżka dźwiękowa, która idealnie wpasowuje się w to co oglądamy (jej twórcy ewidentnie wzorowali się na Zimmermanie). 

Od strony historii w filmie jest sympatyczny zwrot akcji, może nie wstrząsający, ale wciąga jeszcze bardziej, a to duży plus filmu. To wszystko jednak za mało, by obraz Josepha Kosinskiego, znanego z kontynuacji  filmu „Tron” postawić obok najlepszych z gatunku. Najbardziej chyba przeszkadza jednowymiarowość postaci. Każda postać, która pokaże się na ekranie ma dokładnie przypisany wachlarz emocji i przez to wiadomo jak się zachowa, co powie itp. Mimo to film ogląda się dobrze i można nawet w nim znaleźć kilka odniesień do innych, już kultowych dzieł SF. Ostatecznie jednak pomimo kilku plusów (i przerwania niekorzystnej passy aktorskiej pana Top Gun), obawiam się, że dla szerszej publiki film skazany będzie na niepamięć.

Ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz