niedziela, 20 lipca 2014

Małpa nie zabija małpy

Dawn Of The Planet Of The Apes
(Ewolucja Planety Małp)

Rok: 2014
Gatunek: sci-fi
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Po tym jak zobaczyłem "Planetę Małp" w reżyserii Tima Burtona byłem przeciwny kolejnym krokom filmowców, które mogły się skończyć rozdrapywaniem jątrzącej się rany. Bo nie można inaczej nazwać produkcji, w której główną rolę zagrał Mark Wahlberg. Teraz patrząc na ten film dziwię się tylko, że zabrakło w nim miejsca dla Johnny'ego Deppa, w końcu to ulubiony aktor Burtona. Na szczęście burtonowska wersja "Planety Małp" poniosła klęskę i nikt nie myślał o kontynuowaniu wizji tego reżysera. W 2011 roku pojawiła się zupełnie nowa wersja historii Caesara. Obraz zatytułowany "Geneza Planety Małp" trafił do polskich kin 5 sierpnia 2011 roku. Reżyserem tego filmu był Ruper Wyatt. W "Genezie" widzowie poznali historię szympansa o imieniu Caesar oraz jego relacje z Willem Rodmanem (James Franco). Ale również to, co doprowadziło do buntu naczelnych. I aż dziwne, że przy sequelu tego hitu na stołku reżyserskim zasiadł zupełnie inny człowiek. Miejsce to zajął Matt Reeves, filmowiec odpowiedzialny za takie produkcje jak (znienawidzony przeze mnie) "Cloverfield" oraz amerykański remake "Let Me In". Na szczęście zestaw scenarzystów pozostawał ten sam: Amanda Silver i Rick Jaffa. Do tej dwójki dołączył jeszcze Mark Bomback (spec od sequeli i remake'ów starych hitów).

Grupka bohaterów pod przewodnictwem Malcoma (pierwszy od lewej) wyrusza w poszukiwaniu tamy.


Kilka lat po wydarzeniach z "Genezy" Ziemię nawiedziła epidemia "małpiej grypy", która zdziesiątkowała ludzkość. Niewielki procent populacji, który pozostał przy życiu ukrywa się w opustoszałych miastach poszukując schronienia. Jednak ludzkość nie może obyć się bez elektryczności, w związku z tym niewielka społeczność poszukuje alternatywnych źródeł energii. W niedalekiej odległości od miasta zajmowanego przez grupę Dreyfusa (Gary Oldman) znajduje się tama, która niegdyś zasilała w elektryczność okoliczne mieściny. Kilkuosobowa ekipa pod przewodnictwem Malcoma zostaje wysłana do tamy, żeby uruchomić mechanizm i dostarczyć do miasta niezbędnej energii. Problem pojawia się w momencie, w którym okazuje się, że drogocenne urządzenie znajduje się na terenie kontrolowanym przez spore stado inteligentnych małp. Przywódcą grupy jest życzliwy ludziom, ale bardzo podejrzliwy szympans o imieniu Caesar (Andy Serkis). Jednak największy problem stanowi Koba ciągle szukający zemsty na ludziach, którzy w przeszłości przeprowadzali na nim eksperymenty.

Koba nie raz zapuszcza się do miasta, żeby przejrzeć zamiary ludzi.
W drugiej odsłonie odświeżonej Planety Małp jest praktycznie w każdym aspekcie wszystkiego więcej niż w "Genezie". Jest tutaj więcej akcji, małpy są lepiej "wykonane", efekty specjalne wyglądają lepiej, historia jest bardziej monumentalna, dramatu jest więcej niż w "Genezie", sama produkcja jest też bardziej widowiskowa (pod każdym względem). Czyli jest tu praktycznie wszystko czego można by oczekiwać od sequelu. Nie ma żadnego odcinania kuponów od popularności części pierwszej, czy serii, którą otworzyła produkcja z Charltonem Hestonem.  Bohaterowie ludzcy są zepchnięci na trzeci plan. Wreszcie najważniejsze są małpy, ich komuna i życie codzienne na wyludnionej Ziemi. Centralną postacią filmu jest Caesar i ciężko nie lubić tego sympatycznego szympansa, który jest jednocześnie najrozsądniejszym członkiem małpiego stada. Na drugim biegunie jest impulsywny i bardzo agresywny Koba. Ale już w "Genezie" było widać, że właśnie ten szympans będzie zupełnym przeciwieństwem Caesara. I to rywalizacja tych dwóch małp jest jedną z głównych atrakcji tej produkcji. Owszem, ludzie też są ważni, ale stoją jakby na uboczu. Momentami miałem wrażenie, że reżyser kompletnie o nich zapomniał, albo scenarzyści tak bardzo skupili się przedstawieniu historii małp i małej grupki ludzi mającej uruchomić tamę, że zapomnieli rozpisać role innych ludzkich bohaterów. Czy film na tym traci? Nie bardzo, dla mnie plusem jest to, że na pierwszym miejscu stoi grupa dowodzona przez Caesara. "Ewolucja Planety Małp" jest dłuższa prawie o 30 minut od "Genezy", a jednak tego czasu się nie zauważa. A wszystko to zasługa historii, jaka pojawia się na ekranie. Mimo tego, że akcja często zwalnia i film zamienia się w dramat, to fabuła na tyle przyciąga uwagę, że nie zauważa się tych upływających dwóch godzin.

Pozostałości po miastach przypominają miejsca znane z serialu "Życie po zagładzie ludzi".
Produkcja sporo ze swojego niesamowitego klimatu zawdzięcza nie tylko świetnym efektom specjalnym związanym z małpami, ale również sceneriom. Te generowane są perfekcyjnie. Jeśli oglądaliście taki serial dokumentalny jak "Życie po zagładzie ludzie" to wiecie jakich krajobrazów należy się spodziewać w "Ewolucji Planety Małp". Większość scenerii wygląda jakby zostały żywcem wyjęte z tego serialu, ale to świetnie oddaje klimat wydarzeń przedstawionych w filmie Matta Reevesa. I w końcu starcia pomiędzy ludźmi, a małpami. Jeżeli wrażenie robiła na Was batalia tocząca się na moście w "Genezie", to bitwy w "Ewolucji" będziecie oglądać z szeroko otwartą "gębą". Nie jest to poziom potyczek godny trylogii "Władcy Pierścieni", ale też skala walk jest zdecydowanie mniejsza. Jeżeli podobała Wam się pierwsza część nowej serii, to dwójka tym bardziej wpadnie Wam w oko.

Małpy są gotowe do wojny, ale Caesar robi wszystko, żeby zażegnać konflikt.
"Geneza Planety Małp" otworzyła nowy rozdział w historii filmów o inteligentnych małpach walczących z dążącymi do destrukcji ludźmi. Produkcja Matta Reevesa mniej skupia się na ludzkich bohaterach, a gloryfikuje wręcz drugą stronę konfliktu. Większość czasu trwania "Ewolucji Planety Małp" jest poświęcona właśnie człekokształtnym. Widz poznaje nie tylko zwyczaje małp, ale też widzi jak powoli ich styl życia zaczyna przypominać ludzki. Na pozór prosta historia została obleczona w post-apokaliptyczną szatę, w której to natura upomina się o swoje miejsce na Ziemi. "Ewolucja Planety Małp" wyrasta na jeden z najlepszych blockbusterów ostatnich kilku lat. Wszystkiego jest tutaj więcej niż w "Genezie" (oprócz udziału ludzkich bohaterów), a jednak oglądając film Matta Reevesa nie miałem uczucia przesytu.







3 komentarze:

  1. "(znienawidzony przeze mnie) "Cloverfield"" ... kuuuurna, przecież to było odkrywcze, zajebiste i mega wciągające. Dobra co kto lubi. Jeżeli zaś chodzi o małpy, mi bardziej przypadła do gustu "Geneza...". James Franco by świetny, a tutaj..... Jason Clarke był taki drewniany :) Wiem że tu chodzi przede wszystkim o małpy. Jednak pozbawienie aktorów "ludzkich" chociaż jednej charyzmatycznej postaci było dla mnie błędem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takich nowomodnych monster movies zdecydowanie bardziej cenię "Monsters" (Projekt X) w reżyserii Garetha Edwardsa.
      Mam wrażenie, że to pozbawienie "Ewolucji" jakiejś ważniejszej ludzkiej postaci było zamierzone, dlatego nie uznałem tego za duży minus. O ile w "Genezie" taka ludzka postać miała duże znaczenie, tak tutaj postać Malcoma jest spychana na plan dalszy i bagatelizowana. Po zwiastunach można by pomyśleć, że taką najważniejszą ludzką postacią będzie Dreyfus grany przez Oldmana, ale jak widać tak nie jest.

      Usuń
  2. bardzo dobry film który już gdzie indziej skomentowałem jednym zdaniem co się polepszy to się popieprzy :) widać tu działające fatum które uniemożliwia porozumienie

    OdpowiedzUsuń