poniedziałek, 10 stycznia 2011

Megamind (2010)

Megamind
(Megamocny)

Rok: 2010
Gatunek: animowany/komedia
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Superbohaterowie są w ostatnich latach bardzo modni, może nie tyle w komiksach, (w których są obecni od wielu, wielu, wielu lat) ale w kinie. Cała ta plaga rozpoczęła się kilka lat temu kiedy to największe studia filmowe Hollywood wzięły się za luźne ekranizacje przygód komiksowych herosów. Całego tego zalewu nie zaczął Batman, a przecież filmy o detektywie z Gotham City można było zobaczyć już pod koniec lat 80-tych (mam na myśli produkcje wysokobudżetowe). Tym, który podłożył iskrę pod wielkie ognisko był "Spider-Man" Sama Raimiego, to od tego filmu studio Marvel falowo zalewało kina kolejnymi produkcjami aktorskimi przygód superbohaterów ze swojej stajni (DC nadal poczyna sobie dość nieśmiało), a na dvd animowanymi filmami pełnometrażowymi. Pierwszym poważnym filmem w grafice 3D traktującym o życiu współczesnych herosów był obraz "Iniemamocni" ("The Incredibles") z 2004, który powstał przy współpracy studia Walt Disney z Pixar. W tym roku uderzyła konkurencja Pixar, czyli Dreamworks ze swoim "Megamind" ("Megamocny"). Widząc zwiastun tego obrazu wiedziałem, że muszę się wybrać na ten film do kina...



Sam zwiastun już pokazuje, czego mniej więcej można się spodziewać - takiego originu Metromana i Megamocnego - czyli dwóch odwiecznych wrogów, których los ze sobą zetknął już na początku. Jak mówi narrator (w postaci Megamocnego) ich odwieczna rywalizacja zaczęła się już w okresie niemowlęctwa. Obydwaj nadludzcy jegomoście pochodzą z kosmosu i w wyniku wybuchu ich planet trafiają na Ziemię. Los chciał, że Metroman trafia do bogatego domu, a Megamocny do więzienia. Obydwaj są przez lata kształtowani w wybranym przez los środowisku. W pewnym momencie odtrącany i wyśmiewany Megamocny dochodzi do wniosku, że jego przeznaczeniem jest bycie złym, czarnym charakterem, który toczy niekończące się boje ze swoim nemesis, czyli Metromanem. Obydwaj osiedlają się w Metro City, w niezliczonych potyczkach Megamocny odnosi porażki, ale w pewnym momencie ma miejsce cud...okazuje się, że niezniszczalny Metroman posiada słabość, którą jego odwieczny wróg zupełnie przypadkowo wykorzystał. Następuje koniec superbohatera. W tym momencie kończy się historia dla dzieci, a film zdobywa pewną głębię. Bo czymże jest super-złoczyńca bez swojego pogromcy? Czymże jest zło bez dobra? Właśnie takie pytania stawia ten obraz, który może i wygląda jak barwna bajka dla dzieci, ale faktycznie jest czymś więcej.

Film jest w kinach pokazywany w formie 3D - niestety samych efektów trójwymiarowych jest jak na lekarstwo. Przez całe 90 minut projekcji naliczyłem około 3-4 takich momentów. Sam film można było równie dobrze pokazać w standardowej formie i nic by na tym nie stracił, może część widzów spragnionych "nowoczesnej" techniki by odpadła, ale to chyba niewielki odsetek.

Czy warto obejrzeć film "Megamocny"? Ze swojej strony mogę powiedzieć, że nawet trzeba - zwłaszcza, jeśli jest się wielbicielem komiksów i filmów o superbohaterach. Nie ma co się sugerować trailerem, ten obraz to nie jest wyłącznie kolorowa i efektowna bajka dla dzieci, to również ciekawy i pouczający film dla dorosłych. Do tego warto wspomnieć o świetnej ścieżce dźwiękowej - w czasie projekcji usłyszymy Guns'n'Roses, Ozzy'ego Osbourne'a, AC/DC, Michaela Jacksona i Elvisa Presleya. Ponadto motywem przewodnim jest "Bad To The Bone". Polecam wybrać się na ten film, nie tylko z dzieckiem pod pachą.

Ocena: 8,5/10

BTW plakat, który wybrałem jest parodią plakatu wyborczego Baracka Obamy z kampanii prezydenckiej.

Trailer "Megamind"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz