wtorek, 10 kwietnia 2012

Clownhouse (1989)

Clownhouse
(Dom Klaunów)

Rok:1989
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Bobson

Koulrofobia jest to strach przed klaunami, który jest tak potężny, ze doczekał się swojej własnej odmiany fobii. Będąc jednak szczerym, czy można się dziwić? Oto mamy dorosłego mężczyznę, którego twarz jest pokryta farbą, jego prawdziwe emocje zakrywa namalowany uśmiech. Nigdy do samego końca nie dowiesz się o czym myśli ten człowiek, wykonując kolejną sztuczkę ku Twej uciesze. Na tym właśnie strachu bazuje film autorstwa Victora Salvy, który nie tylko zasiadł na stołku reżyserskim, ale był także odpowiedzialny za sam pomysł.



Historia przedstawia losy trzech chłopców będących braćmi, którzy mieszkają na jednym z sennych amerykańskich przedmieść, gdzie jak to zwykle bywa, aż do tej chwili nic się nigdy nie działo. Tak więc, gdy w ich okolicy pojawia się cyrk, młodzieńcy są bardziej niż zachwyceni. No może z wyjątkiem jednego z nich, który czuję ogromną niechęć do prezentowanej tam atrakcji, z której słynie ów kolorowy namiot - występu klaunów. Nie zważając jednak na protesty najmłodszego z trójki, cała grupa wybiera się na show przyjezdnych artystów. Takowy wybór podyktowany jest również tym, że jako alternatywa na spędzenie wieczoru pozostaje im pilnowanie pustego domu, gdyż ich rodzicie wybywają „gdzieś tam” i ktoś musi pozostać na gospodarstwie podczas ich nieobecności. W celu umilenia sobie czasu, chłopcy wykupują karnet i zasiadają w pierwszym rzędzie, racząc się płynącą z estrady rozrywką. Traf chce, że w tym samym momencie pobliskim szpitalu psychiatrycznym dochodzi do buntu, podczas którego trzem najniebezpieczniejszym pensjonariuszom udaje się uciec w mrok nocy. Długo nie trwa zanim zwabieni kolorowymi światełkami i głośną muzyką, wykolejeńcy trafiają na cyrkowy namiot, gdzie po zakończonym show artystów, wkradają się do garderoby klaunów i mordując wszystkich tam napotkanych, przywdziewają stroje kolorowych błaznów, by wyruszyć w stronę miasteczka i siać śmierć i zniszczenie z uśmiechem na twarzy. Morderczy klauni oczywiście bez trudu natrafiają na pozbawiony dorosłych dom, w którym mieszkają nasi trzej mali bohaterowie. Zaczyna się więc gra w kotka i myszkę, a chłopcy muszą szybko nauczyć się ze sobą współpracować, bo stawką jest ich życie…

Osobiście muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do tego filmu. Jego twórca wyszedł z bardzo dobrego pomysłu i oprawił go odpowiednim klimatem – oto banda zwyrodnialców, nieprzystosowanych do społeczeństwa wyrzutków, grasuję po okolicy i morduje wszystko co wpadnie w ich łapska. Na domiar złego, każdy z nich odziany w strój klauna. Samo w sobie budzi to pewien lęk i powoduje ciarki na plecach. Pomysł stary jak świat, ale nadal skuteczny - czerpiemy z symboli, które kojarzyć nam się powinny z czymś dobrym, szczęśliwym i oprawiamy je w strach i ból. Na domiar złego tymi, którzy maja stawić czoła potworom są niewinne dzieci, zamknięte w wielkim domu. Jestem pewien, że gdy Salva doszedł do tego momentu w pisaniu swojej historii, uśmiechnął się sam do siebie w samouwielbieniu. Tu jednak zaczęły się dla niego schody, co widać w końcowym efekcie na filmie. Otóż, gdyby potraktować historię całkiem na serio – jak każe traktować nam to jej twórca – psychopatyczni klauni wdarliby się do domu, rozszarpaliby dzieciaki na kawałki, obrzucając przy tym prawdopodobnie pół posesji ich wnętrznościami i pognaliby dalej, szukać kolejnych ofiar. Na to jednak reżyser najwyraźniej nie mógł sobie pozwolić i znacznie spuścił z tonu. W efekcie im dłużej trwał film, tym bardziej podnosić zaczęła się mi brew w geście poirytowania. Widząc bowiem dorosłych mężczyzn, mających już kilka brutalnych morderstw na swoim koncie, nie mogących sobie poradzić ze złapaniem trzech małych chłopców, zacząłem zastanawiać się, czy to nadal horror oglądam, czy bardziej dziwną odmianę „The Goonies” klasy B z dreszczykiem? Nie zrozumcie mnie źle, ani nie oczekiwałem od tego filmu masakry młodocianych bohaterów, ani też czarnej komedii z ich udziałem – spodziewałem się raczej tego, co moim zdaniem Salva próbował osiągnąć, a mu się nie udało, gdyż gdzieś po drodze pogubił proporcje poszczególnych emocji, które film serwuje nam z ekranu – horroru trzymającego w napięciu, traktującego swojego widza nie jak naiwne dziecko, któremu można wepchnąć na siłę karnet do cyrku i na pewno będzie się cieszyć (że nie wspomnę o miałkim wątku przezwyciężenia swoich własnych leków względem klaunów i bla bla bla).

To nie znaczy, że nie polecam tego filmu. Jestem przekonany, że niektórym z Was podejdzie do gustu, mimo tych kilku niepochlebności z mojej strony na jego temat:
A. Jeżeli ktoś z Was cierpi na koulrofobie, gwarantuje, że nie dotrwacie do końca seansu, poziom strachu przyczyni się do szybkiej zmiany bielizny na czystą :-)
B. Jest kilka naprawdę kilka niezłych scen, trzymających w napięciu i pomimo upływu czasu nadal robią robotę w zakresie potęgowania ciar na plecach.
C. Reżyserem jest Victor Salva, czyli gość, który zasłynął z dwóch części „Smakosz”, tego, że jest nieustannie promowany przez samego Coppolę (który tak na marginesie był producentem tegoż dzieła) i ostatnio z tego, że został oskarżony o pedofilię :-)
D. No i na koniec, jeżeli ktoś chcę zobaczyć młodziutkiego Sama Rockwella, który gra tu jedną z głównych ról, też powinien włączyć „play”.
E. No i najważniejsze – jeżeli kochacie niezapomniany klimat horrorów z lat 80, które oglądało się na zjechanych VHSach, to ta pozycja też powinna Was usatysfakcjonować.

Ocena: 6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz