niedziela, 8 kwietnia 2012

The Innkeepers (2011)

The Innkeepers
(Karczmarze)

Rok: 2011
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Ti West jeszcze nie jest zbyt znanym reżyserem, do tej pory jego osobę kojarzyłem tylko za sprawą filmu "Cabin Fever 2" - czyli zgrabnej kontynuacji horroru o śmiertelnej gorączce. Na podstawie tej jednej produkcji mógłbym śmiało powiedzieć, że to reżyser nie przebierający w środkach i pokazujący wszelkie obrzydliwości bez chwili zawahania. Tymczasem "The Innkeepers" miało być zwykłym horrorem o nawiedzonym domu, zagubionych duszach i przede wszystkim miała to produkcja garściami czerpiąca z klasycznego schematu "ghost story".



"Yankee Pedlar Inn" to upadający hotel. Nie znajdziemy w nim zbyt wielu gości, zresztą nie bardzo byłoby ich gdzie pomieścić - duża część budynku jest już nieczynna. Sam przybytek ma zostać zamknięty za dwa dni. Tymczasem dwójka pracowników hotelu - Claire i Luke - mają dopilnować, żeby przez te dwa ostatnie dni działalności "Yankee Pedlar Inn" wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Zarówno Claire jak i Luke wydają się być znudzeni życiem, przytłacza ich praca w hotelu, w którym nic się nie dzieje. Ich wspólną pasją jest poszukiwanie duchów. Te dwa ostatnie dni działalności hotelu mają zamiar poświęcić na odszukanie ducha Madelyn O'Malley, który ponoć krąży po hotelu i w poszukiwaniu swojego kochanka.

Ewidentnie widać, że Ti West nie dysponował zbyt dużym budżetem - w ogóle oglądając ten film zastanawiałem się czy w ogóle jakimś dysponował. Zatrudnieni przez niego aktorzy nie są znani (no dobra, Claire można znać z "Nocy Rekinów"), a jednak widać, że dają z siebie wszystko. Sam pomysł na film mimo tego, że ograny i wyświechtany do granic możliwości jednak zdaje egzamin. W końcu efekty specjalne - tych nie ma za wiele. Ti West naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył, bo postanowił straszyć widza nie jump scenami, czy ciągłym pokazywaniem duchów, ale klimatem. W filmie co chwila trafiają się sytuacje, w których aż prosi się o wstawienie jump sceny, ale West ich nie wstawia. Kiedy się o tym czyta to może to się wydawać idiotyczne, można mieć wrażenie, że West postanowił być na siłę oryginalny. Jednak kiedy oglądałem ten film byłem naprawdę pod dużym wrażeniem tego unikania jump scen. Jest zdecydowanie bardziej zaskakujące, wręcz niebywałe. Dzięki temu film od początku do końca trzyma dość specyficzny klimat - niby nie ma tutaj atmosfery osaczenia, widz jedynie czeka na moment aż duch zacznie "psocić". Struktura "The Innkeepers" też jest bardzo ciekawa, akcja filmu nie rozwija się jak w zwykłym horrorze. Tutaj praktycznie przez cały czas trwa sielanka, zwykłe hotelowe życie poprzetykane dość nietypowymi wstawkami. Wielbicielom ciągłej akcji, czy jump scen horror Ti Westa na pewno się nie spodoba - nie ma tutaj klasycznej akcji, czy wyskakujących z każdego zakamarka duchów, czy potworów. Tutaj jest tajemnica z przeszłości, ciekawy klimat trzymający w napięciu i naprawdę dobra gra aktorska.

Ti West mocno mnie zaskoczył "The Innkeepers". Spodziewałem się horroru o duchach wypakowanego jump scenami, a dostałem film, w którym liczy się przede wszystkim klimat. Straszenie widza odbywa się na zupełnie innej płaszczyźnie niż w większości filmów grozy. West serwuje przede wszystkim tajemnice, straszy tym czego nie widać. Uruchamia wyobraźnię widza i skłania do myślenia. "The Innkeepers" to dowód na to, że można zrobić świetny horror przy niewielkich nakładach finansowych. Zdecydowanie polecam wielbicielom klimatycznych filmów grozy. Tym, którzy od horroru oczekują bombastycznych efektów specjalnych, miliona jump scen, czy krwi lejącej się po ścianach - zdecydowanie odradzam, tylko się wynudzicie i będziecie marudzić.

Ocena: 7,5/10

2 komentarze:

  1. Obejrzałem to niedawno i podobało mi się, daje mu podobna ocenę jak ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam jeszcze "The House Of The Devil". Też w reżyserii Ti Westa, ale jeszcze bardziej oldschoolowy.
      https://www.youtube.com/watch?v=6SOur3WwZvM

      Usuń