środa, 11 grudnia 2013

Sobotnie kino - odcinek 4

W drugiej części "sobotniego kina" poświęconej VII Edycji Festiwalu 5 Smaków przyglądamy się dość niecodziennym filmom. Wśród wielbicieli kina jest zapewne sporo takich osób, które przypadkiem trafiając na jakiś "Machine Girl", czy inny "Story Of Ricky", przylepiają azjatyckiej kinematografii łatkę "dziwne filmy". Zapewne, gdyby ktoś, zupełnie przypadkiem, znalazł się w kinie na jednej z poniżej recenzowanych produkcji wyszedłby z podobnym przekonaniem. W końcu azjatyckie produkcje to nie tylko wu-xia, samurajskie dramaty, czy horrory czerpiące garściami z miejskich legend. Czas poznać nieco inną, tą bardziej pokręconą twarz kina z dalekiego wschodu.

- Running On Karma (2003)
- Bad Film (1995)


Running On Karma
Rok: 2003
Gatunek: akcja/dramat/thriller/komedia
Kraj: Hongkong

Autor recenzji: Est

Na siódmej edycji Festiwalu 5 Smaków zostało zaprezentowanych sporo filmów z dorobku reżysera Johnniego To. Urodzony w Hongkongu filmowiec na świecie wsławił się za sprawą swoich produkcji gangsterskich takich jak "Wybór Mafii", "Wybór Mafii 2", "Fulltime Killer", czy "Czas Ucieka". Ale Johnnie To jest nie tylko reżyserem gangsterskich filmów, ma na swoim koncie sporo komedii romantycznych oraz dość dziwacznych historii - np. "Atomowe Amazonki", czy właśnie "Running On Karma", który dane mi było zobaczyć jako pierwszy film na tej edycji Festiwalu 5 Smaków.

Big jest nie tylko byłym mnichem i striptizerem, startuje też w zawodach kulturystycznych.
Potężnie zbudowany striptizer Big (Andy Lau) staje się podejrzanym o publiczne obnażanie się - jego tropem podąża młoda policjantka Lee Fung Yee (Cecilia Cheung). Po dość brutalnym traktowaniu na posterunku policji Big zostaje zwolniony ze stawianych mu zarzutów. Ale miejscowi stróże prawa mają nie lada orzech do zgryzienia - w mieście pojawił się dość osobliwy morderca. Jest nim przybyły z Indii mężczyzna o niezwykle rozciągliwym ciele. Big okazuje się być byłym mnichem, który w przeszłości po przypadkowym zabiciu ptaka zaczął widzieć karmę ludzi i zwierząt. Patrząc na Lee Fung Yee muskularny striptizer widzi jej poprzednie wcielenie i zaczyna obawiać się o jej życie. Wszak w poprzednim życiu policjantka była bezwzględnym i brutalnym japońskim żołnierzem, za co w aktualnym wcieleniu musi ponieść karę. Big zaprzyjaźnia się z Lee Fung Yee i stara się zmienić jej przeznaczenie.

Big jeszcze we wdzianku mnicha...przypomina trochę Kuririna z Dragon Ball.
"Running On Karma" to prawdziwa mieszanka różnych gatunków filmowych. Mamy tutaj kino akcji w najlepszym wydaniu - Andy Lau rozprawiający się z bandziorami w niezwykle efektowny sposób. Jest też sporo elementów z komedii slapstickowej, ale też i dramatu. Do kotła z tymi wszystkimi pozornie rozbieżnymi gatunkami dorzucić należy szczyptę kina filozoficznego (oczywiście o ile takie istnieje) i kilka ziaren "superhero movie". W pełnej okazałości "Running On Karma" prezentuje się jako zlepek różnych elementów, ale finalnie świetnie do siebie pasujących. Dzięki tej różnorodności nie można mówić o nudzie podczas projekcji. Johnnie To jakby rozwinął cały wachlarz swoich możliwości, pomysłów i zamieścił w tej właśnie produkcji. 

"Running On Karma" to przede wszystkim film o przyjaźni Biga i Lee Fung Yee.
Sporym plusem "Running On Karma" jest sam Andy Lau przechadzający się niemalże przez cały film w kostiumie do złudzenia przypominającym ogromne mięśnie. Strój jest tak perfekcyjnie dopasowany, że po pewnym czasie przestaje się go zauważać. Ale film Johnniego To nie jest wyłącznie lekką rozrywką - każdy widz oswojony z azjatyckim kinem zdaje sobie sprawę, że prędzej, czy później przyjdzie czas na refleksję. I tej oczywiście nie zabrakło w tym obrazie. Zdecydowanie jest to produkcja, która nie przypasuje każdemu, ale jeśli lubi się kino azjatyckie i nieszablonowe rozwiązania to "Running On Karma" może się wydać idealnym filmem na wieczór.

Ocena: 8/10



Bad Film
(Zły Film)
Rok: 1995
Gatunek: akcja/kryminał/komedia/sci-fi
Kraj: Japonia

Autor recenzji: Luskan13

"Zły Film" to dziwny eksperyment jednego z najoryginalniejszych przedstawicieli undergroundowego kina japońskiego. Reżyserem jest Sion Sono, który swoją karierę zaczynał w latach 80-tych, a materiał do swojego filmu nagrywał w 1995 roku, przerwał jednak przez problemy realizatorskie. Dopiero w 2012 roku udało mu się powrócić do swojego niedokończonego działa i zmontować je na nowo. Obraz powstał przy udziale lub pomocy około 2000 osób, które tworzą kolektyw artystyczny Tokyo GAGAGA, założony przez samego reżysera w 1993 roku. Zobaczenie tego obrazu na ekranie kina to nie byle jaka okazja, która nie przytrafia się często. Film był puszczony ostatniego dnia Festiwalu 5 Smaków, czyli 11 listopada. Po wydarzeniach, jakie miały miejsce na ulicach Warszawy, fabuła nabrała dodatkowych walorów i odniesień do naszego "podwórka". Trzeba przyznać organizatorom, że dokonali bardzo trafnego wyboru terminu na emisję filmu.  

Na seans wpuszczali nas tacy oto Panowie.
Akcja dzieje się pod koniec XX wieku i jest to właściwie opowieść science-fiction. To historia dwóch gangów walczących ze sobą o terytorium na terenie Tokio. Jeden gang to japońscy nacjonaliści, drugi to chińscy imigranci. Gdzieś w tym całym zamieszaniu przewija się motyw lesbijskiej, niewinnej miłości. Niczym w opowieści o Romeo i Julii, członkinie dwóch przeciwnych gangów zakochują się w sobie, przez co prawie doprowadzają do końca wojny. Nie wszystkim jednak to w smak i sprawy się komplikują.

To tylko główny wątek historii opowiedzianej w filmie, przewija się w nim mnóstwo wątków pobocznych. Zamysł trochę skojarzył mi się z amerykańskim filmem "The Warriors" Waltera Hilla. Też porusza temat rywalizacji odmiennych subkultur i ideologii. Pełno tu dyskryminacji i nietolerancji wobec obcych. Pod względem realizatorskim film Sono bardzo kojarzy się z produkcjami wytwórni Troma. Przyświeca mu podobna idea i podejście do filmów. Mocna amatorszczyzna przewlekana jest filozoficznymi i egzystencjalnymi problemami i zagadnieniami. Jednak nie sposób ocenić gdzie kończy się parodia, a gdzie zaczyna krytyka społeczeństwa i czy możemy traktować wizje autora poważnie.

Większość scen była kręcona na mieście bez żadnych wcześniejszych przygotowań. 
Obraz jest pełen czarnego humoru, jest kuriozalny i groteskowy. Zachowanie bohaterów bywa absurdalne do granic możliwości, przez co staje się naprawdę zabawne. Wszędzie ukryte są wątki homoseksualne, męskie jak i żeńskie, przedstawione w dosyć paradny sposób. Kilka scen zostaje w pamięci na dłużej, jak na przykład ogarnianie swojego gangu przez szefa jednego z nich, którego, swoją drogą, jedyną miłością jest łeb prosiaka. W filmie są nawet sceny erotyczne, jak i romantyczne z owym łbem świniaka. Scena seksu dwójki gejów, jak i spontaniczne, gejowskie porywy serca są przekomiczne. Pojawia się także czarny homorynek, na którym można zakupić nielegalną broń, ale bez amunicji. Twórcy nie szczędzą też samych siebie i nabijają się ze swojej nieudolności. Sceny w filmie sprawiają wrażenie spontanicznych i nie dziwi, że na większość z nich filmowcy nie mieli pozwolenia. To w dużej mierze zabawa kamerą uprawiana przez pasjonatów. Film jest jednocześnie bardzo brutalny, trup ściele się gęsto a zakończenie jest dość pesymistyczne.
Szef w trakcie ogarniania swojego gangu.
Na pewno nie jest to film dla wszystkich, a właściwie tylko dla małego grona wielbicieli dziwnej sztuki filmowej. Jednak, jeśli ktoś idzie na film pod tytułem "Zły Film" nie może czuć się oszukany, że trafił na porąbaną amatorską historię bez ładu i składu. W końcu tytuł zobowiązuje. Jeśli nie jesteś w stanie wytrzymać kilkuminutowej sceny namiętnego całowania się z odciętą głową świni, to nie sięgaj po ten film. Jako całość, "Zły Film" okazuję się jednak całkiem niezłą produkcją, a już na pewno bardzo oryginalną i niegłupią. 

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz