wtorek, 17 maja 2016

Baśnowi Mściciele

Avengers Grimm

Rok: 2015
Gatunek: akcja/fantasy
Kraj: USA

Jeszcze kilka lat temu wyczekiwałem tych wszystkich produkcji, które łączyły klasyczne baśnie z kinem akcji. Wysokobudżetowe filmy fantasy, które miały oferować niezwykłe widowisko i przyciągać ludzi za sprawą nostalgii. Przecież każdy zna przygodę Jasia i Małgosi, królewny Śnieżki, czy chłopaczka od zaczarowanej fasoli. Pewnie już coraz mniej ludzi pamięta o takiej produkcji jak "Nieustraszeni Bracia Grimm" z 2005 roku, w której nie brakowało nawiązań do klasycznych baśni. Po tym wielkim bumie okazało się, że zdecydowana większość tych filmów nadaje się co najwyżej do kosza. Przepełnione efektami specjalnymi i widowiskowymi pojedynkami zdawały się nie mieć ani grama treści. Ale Asylum poszło o krok dalej...


Zły do szpiku kości Rumpestiltskin (Casper Van Dien) zabija męża Śnieżki, dzięki czemu zdobywa ogromną moc pozwalającą mu na kontrolę wojska. Niegodziwiec jednak ma ofertę dla królowej, chce, żeby ta za pomocą lustra przeniosła go do innego świata, do świata bez magii, gdzie Rumpestiltskin mógłby stać się bogiem. W wyniku szamotaniny Śnieżka i jej przeciwnik trafiają do naszego świata, w ślad za nią podążają Śpiąca Królewna, Roszpunka, Kopciuszek i Czerwony Kapturek. Okazuje się, że Rumpestiltskin miał rację, dzięki swojej magii szybko zdobywa władzę w realnym świecie. Staje się burmistrzem jednego z miast i podporządkowuje sobie wszystkie służby. Księżniczki jednoczą siły, żeby odnaleźć Śnieżkę i podjąć walkę z Rumpelstiltskinem.


Do "Avengers Grimm" podchodziłem kilka razy i dopiero za trzecim udało mi się obejrzeć ten film od początku do końca. Doskonale wiedziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć, bo mam już obejrzaną całkiem pokaźną ilość produkcji ze stajni Asylum. I widać po raz kolejny, że ta wytwórnia ma coraz większe pieniądze na realizację swoich produkcji. Efekty specjalne wyglądają coraz lepiej, praca kamery jest zauważalnie lepsza niż za czasów "Inwazji zabójczych klonów" (2007). Nawet udaje im się zatrudnić w miarę znanych aktorów - Casper Van Dien i Lou Ferrigno. No dobra, może nie aktorów, ale osób znanych z filmów z lat 80-tych i 90-tych. Ale czy to znaczy, że "Avengers Grimm" to dobra produkcja? Oczywiście, że nie. 


Poza elementami, które wymieniłem wszystko jest na tragicznym poziomie. Co z tego, że do ról głównych bohaterek wybrano urodziwe kobiety, skoro nie mają one za grosz umiejętności aktorskich? Jasne, fajnie zobaczyć Roszpunkę walczącą za pomocą swoich długaśnych warkoczy, ale kiedy walka się kończy okazuje się, że ta aktorka nie potrafi nic zagrać. Niestety podobne umiejętności prezentują jej koleżanki. Żeby dodatkowo dobić poziom aktorstwa do roli Złego Wilka został zatrudniony zawodnik MMA Kimo Leopoldo. Czy muszę coś pisać o jego umiejętnościach grania? To już lepiej od niego wypadł Kimbo Slice w "Królu Skorpionie 3". Z tymże Leopoldo nie ma za bardzo możliwości pokazać chociażby namiastki swoich umiejętności MMA, więc jego rola opiera się głównie na tym, że chodzi i warczy. Ewidentnie najbardziej stara się tutaj Casper Van Dien, któremu też została powierzona najbardziej skomplikowana rola (?). Bycie głównym złym to nie przelewki i na tym polu Van Dien wypadł znośnie. No dobra, ale gra aktorska to nie wszystko, żeby było co grać potrzebny jest też dobry scenariusz, a tu nie było chyba żadnego (nie tylko dobrego). Reżyserem i zarazem scenarzystą "Avengers Grimm" jest Jeremy M. Inman, dla którego jest to póki co największe przedsięwzięcie w karierze filmowej. To chyba wiele tłumaczy.


Kiedy bohaterki walczą (co nie zdarza się zbyt często) to jest jeszcze ok, ale jak dochodzi do dialogów, to uwidacznia się prawdziwy dramat tej produkcji. A wspomnę tylko, że dialogi stanowią zdecydowaną większość "Avengers Grimm" i to właśnie one sprawiały, że dwa razy usypiałem podczas projekcji. Najgorsze jest to, że główne bohaterki lubią organizować narady przed pójściem na akcję, co jest tak koszmarnie nudne, że ciężko to wytrzymać. Wrócę jeszcze na chwilę do głównych bohaterek tej produkcji. O ile tych złych jest tylko trzech - Rumpelstiltskin (który kojarzy mi się głównie z tym gościem), Zły Wilk i Iron John (w tej roli Lou Ferrigno) - tak głównych bohaterek jest pięć i przez większość czasu zastanawiałem się, jakie to są bohaterki baśni braci Grimm i która z nich jest którą (wszystko jest wyjaśnione w zwiastunie, ale ten zobaczyłem po filmie). Każda z księżniczek używa magicznych mocy, ale dopiero pod koniec produkcji zorientowałem się, że jedną z nich jest Kopciuszek. A dlaczego? Bo potrafiła zamrażać i chodziła w wielkich buciorach. Z kolei Śnieżka potrafiła znikąd wyczarować sople lodu i machała nimi niczym sztyletami. Tylko dwie z księżniczek wyglądem przypominają swoje baśniowe pierwowzory, są nimi Czerwony Kapturek (bo chodzi w czerwonym kapturze) i Roszpunka (bo ma długaśne włosy). Nie dość, że w scenariuszu od początku do końca trwa chaos, to jeszcze zamiast skupiać się na nieskomplikowanej linii fabularnej to przez większość czasu trzeba się zastanawiać, kim są główne bohaterki. O ile wizualnie "Avengers Grimm" wstydu Asylum nie przynosi, to pod każdym innym względem już niedomaga.


"Avengers Grimm" to jedna z tych produkcji Asylum, która wygląda przyzwoicie i nic poza tym. Linia fabularna jest nudna, dialogi słabe, gry aktorskiej praktycznie nie ma. Za to nie mogę przyczepić się do zdjęć (no przynajmniej w większości przypadków) i efektów specjalnych, te jak na standardy Asylum są naprawdę przyzwoite. Bardzo ładnie prezentują się dziewczyny wcielające się w główne bohaterki, szkoda tylko, że nie mają za grosz talentu aktorskiego. Nawet jeżeli lubujecie się w koszmarkach ze stajni Asylum to może być Wam ciężko przebrnąć przez "Avengers Grimm", głównie dlatego, że jest to okropnie nudny film i nawet nie bardzo jest się z czego śmiać.





2 komentarze:

  1. o to lou jestem hulk jeszcze żyję ?? nie tylko żyje ale i występuje w filmach??jestem w szoku ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Występuje to jest bardzo dobre określenie :-)

      Usuń