wtorek, 13 września 2016

Luźno o "The Purge: Anarchy" i jego inspiracjach


Zabierając się za "The Purge: Anarchy" nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Może dlatego, że pierwsza część z 2013 roku kompletnie do mnie nie trafiła. Mam wrażenie, że po usłyszeniu zarysu fabuły "The Purge" w głowie ułożyłem sobie dużo ciekawszą historię niż to, co finalnie czekało mnie na ekranie. Moje wygórowane oczekiwania szybko zostały zweryfikowane przez rzeczywistość. I zamiast naprawdę ciekawego i jednocześnie niepokojącego filmu o niezbyt światłej przyszłości rodzaju ludzkiego dostałem coś na wzór "The Strangers" z 2008 roku. Różnica polegała wyłącznie na tym, że w filmie Bryana Bertino zabójcami byli jacyś zwyrodnialcy, a w "The Purge" każdy, nawet najbardziej niepozorny obywatel mógł na tę jedną noc stać się takim zwyrodnialcem rozkoszującym się cierpieniem innych.

I ta subtelna różnica nie sprawiła, że nagle "The Purge" w moich oczach stawał się lepszą produkcją niż "The Strangers". Nie chcę nawet przywoływać tutaj "Funny Games", na którym również musieli się wzorować twórcy "Nocy oczyszczenia". W końcu pomiędzy "Funny Games" i "The Strangers" zbyt wielkie rozrzutu nie ma. Co prawda ten pierwszy film przeraża o wiele bardziej, w końcu jest taki niepozorny. A przynajmniej takie wrażenie sprawia oryginalna austriacka wersja z 1997 roku. W każdym razie pierwszy "The Purge" kompletnie mnie nie zachwycił, odebrałem go jako typowego średniaka, w którym dobry pomysł został jedynie delikatnie szturchnięty patykiem. Po takim niespecjalnym filmie nie spodziewałem się, że będzie mi jeszcze dane usłyszeć o "Nocy oczyszczenia", a tu niespodzianka! W 2014 roku, czyli zaledwie rok po premierze części pierwszej, do kin trafia kontynuacja zatytułowana "The Purge: Anarchy". I przyznam od razu, że nie wierzyłem w sukces tego filmu. Jeżeli już mogłem się czegoś spodziewać to kontynuacji tej serii w formie "straight to dvd". A tu niespodzianka, bo film wylądował w kinie. Niespecjalnie paliłem się do tego, żeby ponownie zagłębić się w wydmuszkę jaką przypuszczałem, że jest "The Purge: Anarchy". I tak to odwlekałem, aż w końcu w tym roku do kin trafiła część trzecia. Ostatecznie zdecydowałem, że sprawdzę produkcję z 2014 roku, będę miał spokój i wreszcie będę mógł finalnie skreślić tę serię.

I może miałem bardzo niskie oczekiwania odnośnie "The Purge: Anarchy", a może tym razem twórcy przestali jedynie szturchać naprawdę obiecujący pomysł, a zaczęli go w dużym stopniu realizować? A może po prostu obydwa te elementy zbiegły się przy okazji obrazu z 2014 roku. Tymczasem okazuje się, że "The Purge: Anarchy" w przeciwieństwie do swojego poprzednika to po prostu zlepek różnych pomysłów ze znanych i lubianych produkcji. I mogę tutaj przywołać kilka filmów, którymi twórcy kontynuacji "The Purge" na pewno się inspirowali (żeby nie powiedzieć, że kopiowali konkretne elementy). Przede wszystkim tego typu produkcje momentalnie kojarzą mi się z "Battle Royale" w reżyserii Kinji Fukasaku. Co prawda tam zasady "gry" były inne, ale chodziło mniej więcej o to samo. Zresztą sama produkcja miała podobny główny motyw - pokazanie, jak niewiele trzeba, żeby człowiek w mgnieniu oka z istoty inteligentnej zamienił się w myśliwego polującego na swoich bliskich. A skoro już o polowaniach mowa, to przecież nie można w tym miejscu nie wspomnieć o "Turkey Shot" z 1982 roku. I element niezwykle mocno kojarzący się z tym filmem również znajdziemy w "The Purge: Anarchy". Wszak w "Turkey Shot" bogacze urządzają sobie polowania na biedotę, a w drugiej "Nocy oczyszczenia" bogacze licytują wyłapaną biedotę, żeby później urządzić sobie na nią polowanie. Różnica jest niewielka, bo w filmie z 1982 roku "zwierzyna" ma dużo większe szanse na przeżycie, w końcu ma do dyspozycji całą wyspę, natomiast w "The Purge: Anarchy" wszystko odbywa się w ciemnym magazynie, gdzie dosłownie wszystko sprzyja myśliwym.

A skoro o rozgrywkach o życie mowa, to przecież nie można też pominąć niezapomnianego filmu z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, czyli "The Running Man" z 1987 roku. Chociaż tutaj mordobicie przybiera formę niezwykle popularnego programu telewizyjnego organizowanego ku uciesze gawiedzi. Ciężka sytuacja biednego społeczeństwa, a rząd w jakiś sposób musi odciągnąć obywateli od zajęcia się istotnymi sprawami. A wiadomo, czego chcą ludzie, zgodnie ze starą, ale wciąż aktualną zasadą - chleba i igrzysk. Co prawda chleba nie dostają, ale igrzyska w mocno uwspółcześnionej, a raczej futurystycznej formie jednak dostają. I jeżeli jesteście fanami serii "The Hunger Games" to pamiętajcie, żeby rzucić okiem na "The Running Man". Tak, to film, który już nie wygląda zbyt dobrze, ale tylko patrząc pod kątem współczesnego kina przepakowanego efektami CGI. Tutaj wszystko jest plastikowe, krzykliwe i kolorowe, czyli zrobione zgodnie z zasadami panującymi w kinie czysto rozrywkowym z lat 80-tych. No i jest Arnold, a byłego gubernatora Kaliforni po prostu nie da się nie lubić. Warto też zauważyć, że jest to film oparty na opowiadaniu Stephena Kinga, który pisał "The Running Man" pod pseudonimem "Richard Bachman".

Ale jednak twórcy "The Purge: Anarchy" poszli trochę do przodu i tym razem przygotowali film nie ograniczający akcji do wyłącznie kilku pomieszczeń. Główni bohaterowie pod dowództwem swoistego Punishera (Frankowi Grillo brakuje tylko białej czaszki na koszulce) przemierzają kolejne ulice, żeby nie natknąć się na "myśliwych". I tutaj twórcy drugiej części "The Purge" mogliby się zapierać ile sił w płucach, ale nie da się nie skojarzyć tego elementu z filmem "Judgement Night" z 1993 roku. W którym to czterech kumpli (w tym Cuba Gooding Jr. i Emilio Estevez) próbując ominąć korek wjeżdżają do niezbyt przyjaznej dzielnicy, gdzie stają się świadkami morderstwa. Jak łatwo się domyślić przez dalszą część filmu uciekają ile sił w nogach przed goniącymi ich gangsterami. Oczywiście nie brakuje tutaj łażenia po ciemnych zaułkach, chowania się w budynkach, skakania po dachach, itp. Czyli dostajemy niemalże to samo, co w "The Purge: Anarchy", tylko główny motyw jest zupełnie inny. A skoro o łażeniu przez niebezpieczne dzielnice mowa, to warto też wspomnieć o niesamowitym filmie, jakim jest "The Warriors" z 1979 roku. Tutaj jeden z młodzieżowych gangów zostaje oskarżony o zabójstwo mentora, który zamierzał zjednoczyć wszystkie grupy. Od tej pory grupka zwana The Warriors przemierza niebezpieczne ulice Nowego Jorku, gdzie za każdym rogiem mogą czekać na nich członkowie wrogich gangów. W tym momencie mógłbym też przytoczyć jakąś produkcję z zombie, gdzie licząca kilka osób grupa próbuje się gdzieś przedostać i jednocześnie skryć przed krwiożerczymi truposzami. Jednak tego jest taka masa, że ciężko wymienić jeden tytuł, który można by odnieść bezpośrednio do filmu Jamesa DeMonaco.

I mimo tego, że "The Purge: Anarchy" wygląda niczym zlepek różnych pomysłów zaczerpniętych ze znanych filmów to w moich oczach wypada zdecydowanie lepiej niż część pierwsza. Przede wszystkim wreszcie widać tę psychozę, widać podział społeczeństwa na "czyścicieli" i tych, którzy po prostu chcą przeżyć. Bohaterowie wreszcie są jacyś, a nie kompletnie bezbarwni. W końcu mamy tą podróbkę Punishera, młodą dziewczynę wierzącą w nadchodzącą rewolucję, jej matkę starającą się walczyć o życie córki i parę, która w nieszczęśliwych okolicznościach nie zdołała dotrzeć do swojego "bunkra" i nagle znalazła się na samym dnie łańcucha pokarmowego. Ale to nie pozytywni bohaterowie są tutaj siłą, ale ci "czyściciele", którzy wyglądają i zachowują się naprawdę przekonująco. Grupka łowców w maskach przypomina jakieś postaci z horrorów, a konkretnie slasherów. Jakby ci wszyscy zwyrodnialcy się skrzyknęli, uformowali jedną drużynę i po prostu zaczęli jeździć po mieście i wyrzynać ludność. Drugą część "Nocy oczyszczenia" ogląda się naprawdę dobrze, chociaż podczas projekcji zamiast przejmować się losem bohaterów starałem się kojarzyć produkcje, z których James DeMonaco pożyczał poszczególne elementy...ale to też fajna zabawa.

Jeszcze nie miałem okazji zobaczyć "The Purge: Election Year", ale podejrzewam, że w "The Purge: Anarchy" zostało już powiedziane i pokazane dosłownie wszystko, co można było wyciągnąć z tego pomysłu. Teraz można "Noc oczyszczenia" przenosić na inne społeczeństwa, organizować ją na większą skalę, ale to już będzie powielanie schematu. Chociaż chciałbym się mylić.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz