niedziela, 11 grudnia 2016

Sobotnie kino - odcinek 13

Nie będę ukrywał, że lubię porąbane azjatyckie filmy. Dobrych parę lat temu po odkryciu "Shaolin Soccer" katowałem się wszystkimi możliwymi produkcjami, w których w obsadzie znajdował się Stephen Chow. Jednak te nie były jeszcze wystarczająco nienormalne, owszem odznaczały się specyficznym humorem, którego sporo było również w chińskich filmach z Jackiem Chanem. I żyłem sobie w błogiej nieświadomości, dlaczego niektórzy widzowie wręcz panicznie uciekają od azjatyckiego kina. W końcu natrafiłem na fragmenty "Tokyo Gore Police" i nagle zacząłem rozumieć. Piszę o tym dlatego, że w tym odcinku "Sobotniego kina" złapałem się za trzy japońskie produkcje, które nawiązują nieco humorem do produkcji ze Stephenem Chow, ale również nie stronią od stylistyki zwanej splatter bądź gore.


Helldriver

Rok: 2010
Gatunek: horror/sci-fi/splatter
Kraj: Japonia

Od tej produkcji zacząłem swój maraton i szybko zauważyłem, że szybko rzuciłem się na głęboką wodę. "Helldriver" to typowe kino splatter, w którym głównym punktem są hektolitry bryzgającej krwi, rozczłonkowywanie ciał oraz zmutowane osobniki tylko zarysem przypominające ludzi. Tak przynajmniej odbieram kino splatter, w którym specjalizują się Japończycy. To nie jest zwykłe gore, to jest zwielokrotnione gore z całą masą makabrycznych dodatków. I już w tym miejscu mogę przestrzec, że "Helldriver" nie jest filmem przeznaczonym dla ludzi o słabych nerwach, czy wrażliwych na krew.

Fabuła "Helldriver" sprawia wrażenie prostej, ale szybko się w niej pogubiłem, więc po obejrzeniu filmu musiałem skorzystać z pomocy naukowej, jaką była notka wydawcy znajdująca się na tyle wydania dvd. Przedstawia się ona następująco: Japonia została zaatakowana przez tajemniczy wirus, który sprawiał, że ludziom wyrastał dziwaczny róg, a ci zamieniali się w bezmyślne i żądane krwi monstra. W związku z tym rząd oddzielił zdrowych obywateli od zarażonych za pomocą wielkiego muru, na którego szczycie znajdowali się strażnicy. Główną bohaterką "Helldriver" jest Kika, zwykła dziewczyna, której oszalała matka stała się władczynią zombie. Ta w przypływie szału wyrywa córce serce, jednak jej ciało trafia do rządowego laboratorium, gdzie Kika staje się cyborgiem wyposażonym w niezniszczalną zbroję i miecz samurajski z dodatkiem piły mechanicznej. Tak przygotowana bohaterka wyrusza na krwawą krucjatę, której zwieńczeniem ma być zemsta na jej matce i ratunek Japonii od plagi zombie.


Projekcja "Helldriver" była dla mnie ciężkim przeżyciem. Chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że reżyserem tego filmu jest Yoshihiro Nishimura, czyli gość odpowiedzialny między innymi za "Tokyo Gore Police". Mimo tego czułem się zaskoczony bardzo dziwną formą produkcji tego filmu. Całkiem niezłe sceny gore mieszają się tutaj z amatorsko wyglądającymi efektami. Absurdalność niektórych wątków wydała mi się wręcz głupia i niepotrzebnie przesadzona. Co ciekawe już miałem do czynienia z krótkim metrażem Nishimury, który wyprodukował jeden z epizodów kompilacji "The ABCs Of Death", gdzie znajdowało się 26 krótkich filmów, a jego "Z is for Zetsumetsu" uważam za jeden z najciekawszych. Tymczasem "Helldriver" jest po prostu dziwaczny do granic możliwości. Nawet w momentach, w których można by w prosty sposób poprowadzić akcję Nishimura wszystko komplikuje i wstawia jakąś absurdalną scenkę (chociaż niektóre są naprawdę zabawne - np. pojedynek samochodu z samurajem zombie). Dla równowagi muszę przyznać, że trafiają się tutaj humorystyczne wstawki, które wypadają naprawdę dobrze (np. instruktaż odnośnie kontaktu z zombie, albo odezwa grupy traktującej zombie jako równych ludziom).


Kluczowym elementem tej produkcji są walki, w których ilość przelanej krwi można liczyć w hektolitrach, a ciała są ćwiartowane z prawdziwym namaszczeniem. Niestety nie oznacza to, że te pojedynki są ciekawe, wręcz przeciwnie. Te ciągłe potyczki wydały mi się właśnie najnudniejszą częścią filmu. Ciągną się w nieskończoność. Po obejrzeniu "Helldriver" raczej nie czuję się gotowy na sięgnięcie po kolejne produkcje Nishimury. Jako ciekawostkę dodam, że w rolę matki Kiki wcieliła się Eihi Shiina, aktorka znana z "Tokyo Gore Police", ale również z "Audition" wyreżyserowanego przez Takashiego Miike.









Yakuza Weapon

Rok: 2011
Gatunek: akcja/sci-fi/komedia
Kraj: Japonia

Niespecjalnie zachęcony przez "Helldrive" do dalszej eksploracji nowych zdobyczy jednak skusiłem się na odpalenie "Yakuza Weapon". I już od pierwszych scen wiedziałem, że będzie to kino znacznie lżejsze gatunkowo. Za reżyserię "Yakuza Weapon" odpowiadają dwie osoby: Tak Sakaguchi (gra również główną rolę) oraz Yudai Yamaguchi.

Głównym bohaterem jest Shozo Iwaka. Niezrównany twardziel podrzynający wrogom gardła za pomocą patyka. Shozo jest najemnikiem walczącym w amazońskiej dżungli, ale również synem szefa yakuzy. Gdy trafia do niego wiadomość o tragicznej śmierci jego ojca ten postanawia wrócić do Japonii i zemścić się na oprawcach. Tutaj jednak czeka na niego nie tylko odwieczny wróg, ale również pozostawiona narzeczona. Podczas walki z lokalnym szefem yakuzy Shozo zostaje poważnie ranny. Traci prawą rękę oraz lewą nogę. Tajni wysłannicy rządu ratując życie naszego twardziela udoskonalają jego ciało wyposażając je w karabin Gatlinga zamiast ręki i wyrzutnię rakiet zamiast nogi. Tak zmodyfikowany wojownik wyrusza, żeby ziścić swój plan i uratować narzeczoną ze szponów wroga.


Już po pierwszych scenach "Yakuza Weapon" miałem podejrzenia, że jest to aktorska wersja anime bądź ekranizacja mangi. Okazało się, że to ekranizacja mangi zatytułowanej "Gokudō Heiki", którą stworzył Ken Ishikawa. W filmie zaprezentowane jest bardzo specyficzne poczucie humoru, które króluje w mangach i jest to bardzo mocny punkt tej produkcji. Zresztą podobnie jest z kreacją postaci, które są niezwykle barwne i wyraziste, już po pierwszych scenach można odgadnąć ich charakter. Podejrzewam, że widzom nieobytym z tego typu komedią ciężko będzie przejść przez początkowe kilkanaście minut "Yakuza Weapon", ale szybko się można do tego przyzwyczaić. Ja jednak czułem się jak ryba w wodzie. Nie bez znaczenia był dla mnie również fakt, że w roli głównej występuje Tak Sakaguchi, którego bardzo lubię za świetny "Death Trance", gdzie grał rolę samuraja ciągnącego trumnę. Ten świetnie sprawdza się w rolach nieogarniętych twardzieli niestroniących od humorystycznych zagrywek. I tak też jest tutaj. 


Absurd wylewa się tutaj niemalże z każdej sceny. Jednak jest on podany z niesamowitą lekkością, nie tak jak w "Helldriver". Sceny walki są wyolbrzymione i też ociekają humorem. "Yakuza Weapon" to zabawa konwencją nie tylko jednego gatunku filmowego. Twórcy śmieją się zarówno z kina samurajskiego, gangsterskiego, jaki i produkcji sci-fi. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Warstwa fabularna "Yakuza Weapon" nie należy może do szczególnie nowatorskich, czy interesujących, ale film nadrabia świetnym humorem, umiejętną grą absurdem i świetnymi scenami walki.








Deadball

Rok: 2011
Gatunek: komedia/horror/sportowy
Kraj: Japonia

Przed rozpoczęciem tego maratonu przeczytałem na serwisie imdb.com w jednej z opinii, że "Deadball" to rozszerzenie tematu podjętego przez "Shaolin Soccer". Jako, że uwielbiam ten film to produkcję wyreżyserowaną przez Yudai Yamaguchiego postanowiłem zostawić sobie na deser. Od razu warto zauważyć, że część obsady w "Deadball" pokrywa się z "Yakuza Weapon". Ponownie główna rola przypadła Sakaguchiemu.

Jûbei Yakyû po tym, jak przypadkowo podczas gry w baseball zabił swojego ojca postanowił porzucić ten sport na zawsze. Zdecydował się zostać mścicielem, który bezlitośnie zabijał różnej maści bandziorów. Jednak w końcu mając 17 lat został złapany przez policję i wysłany do poprawczaka Pterodaktyl. Ten przybytek okazał się naprawdę niezwykły. Jego dyrektorka, pani Ishihara okazała się być potomkinią nazistów i zdradzała niezdrową fascynację tą zbrodniczą ideologią. Poprawczak brał udział w mistrzostwa w baseballu. Dyrektor Ishihara wszelkimi możliwymi sposobami starała się wciągnąć do drużyny utalentowanego miotacza, jakim był Jûbei. Po skompletowaniu składu rozpoczynają się zawody, które tylko z pozoru przypominają mecz baseballa. Faktycznie są śmiertelną grą, w której krew leje się strumieniami.


"Deadball" trochę przypomina mi serię gier Kunio Kun (u nas znaną jako "Goal 3" lub "River City Ransom"). Każdy z zawodników ma tutaj swoje specjalne zdolności, które wykorzystuje w meczu. Przemoc jest tutaj na porządku dziennym. Różnorodność postaci występujących w tym filmie jest naprawdę spora i aż szkoda, że do tej pory nikt nie pokusił się o zmontowanie drugiej części. Bo fabuła "Deadball" wykorzystuje w niewielkim procencie potencjał zaprezentowanych tu indywiduów. Owszem, mamy naszego głównego bohatera, który jest mrocznym twardzielem ukształtowanym przez równie mroczną przeszłość. A z drugiej strony mamy nazistowską dyrektorkę, która na mecz zaprasza jakichś nazistowskich dygnitarzy. Niestety ten motyw nie jest kompletnie rozwinięty. Mam wrażenie, że ten film jest wręcz zbyt krótki. Jeżeli myślicie, że dostaniecie tutaj pełen wachlarz dziwacznych drużyn grający w krwawy baseball to srogo się rozczarujecie. Film niestety obejmuje tylko jeden mecz, gdzie drużyna poprawczaka Pterodaktyl gra z dziewczynami z poprawczaka im. Czarnej Dalii.


No dobra, ale już wymieniłem sporo minusów (które można też odczytywać jako plusy), ale film bardzo mi się podobał, więc czas na plusy. Na pierwszą linię frontu wysuwa się humor, który faktycznie może kojarzyć się z "Shaolin Soccer" (a nawet z "Lawyer, Lawyer"). Co prawda tutaj jest bardziej krwawo i momentami do głosu dochodzi gore, ale to jednak humor stoi na pierwszym miejscu. Absurd goni absurd. Ale wykorzystywanie tych elementów ma tutaj zastosowanie podobne jak w "Yakuza Weapon", czyli świetnie wpasowują się humorystyczną otoczkę historii. Naprawdę dobrze wyglądają tutaj efekty specjalne, które momentami przechodzą w format bliski do animowanego. Jeżeli chodzi o warstwę fabularną to nie mam jej nic do zarzucenia, jednak sprawia wrażenie przydługiego wstępu do konkretniejszej historii. I naprawdę bardzo boleję na tym, że do tej pory Yudai Yamaguchi nie nakręcił drugiej części tego filmu, bo fabuła aż się o nią prosi.








3 komentarze:

  1. same dobre kino i dziewczyny są niezłe xDD liczne nawiązania do filmów azjatyckich i anime od sukeban deka po kekko kamen (ostatni)a z filmów black cat czy samurai princess (ten ostatni to nawet plakat ma jak helldriver)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano niezłe, a do tego bardzo niebezpieczne ;-) Podejrzewam, że tych nawiązań w każdym z tych trzech filmów jest cała masa, ale nie siedzę za mocno w anime, więc ciężko mi je wyciągnąć. W każdym razie każdą z tych produkcji mogę polecić - o ile lubi się tego rodzaju kino i przede wszystkim, jeżeli lubi się ten specyficzny humor, który jest tak bardzo różny od standardów europejskich, czy amerykańskich.

      Usuń
    2. ano humor jest specyficzny ale idzie się przyzwyczaić a nawet polubić w ilu amerykańskich produkcjach przeszedł by np.taki dowcip(włączyć dźwięk) https://j.gifs.com/mZWRBO.gif ;-) choć amerykanie też umieli absurd pokazać jak tu https://j.gifs.com/yPNZZn.gif :)

      Usuń