sobota, 7 maja 2011

The Lost Future (2010)

The Lost Future
(Zagubiona przyszłość)

Rok: 2010
Gatunek: przygodowy/sci-fi
Kraj: USA/Niemcy/RPA

Autor recenzji: Est

Produkcje telewizyjne często pozostawią wiele do życzenia. Część z nich jest wręcz niebywale amatorska i skutecznie zniechęca do sięgania po kolejne filmy produkowane (dosłownie) na rynek telewizyjny. Z czego słyną takie obrazy? Przede wszystkim z niskiego budżetu, który zapewne można przyrównać do tego, czym dysponują filmowcy spod szyldu Asylum. Ale czy pieniądze są aż tak ważne, żeby nakręcić dobry film? Jak się okazuje niestety tak. Niski budżet = słabe efekty specjalne + słaby scenariusz + słabe (niekiedy wręcz żenujące) aktorstwo. Nie w każdej telewizyjnej produkcji znajdują się wszystkie te elementy, ale wystarczy, żeby pojawił się chociaż jeden, żeby skutecznie zepsuć odbiór. Z kategorii „filmy telewizyjne” ostatnio sięgnąłem po „The Lost Future” – a to głównie za sprawą aktora, który pojawia się we wspomnianej produkcji – chodzi o Seana Beana znanego zarówno z „Władcy Pierścieni” (Boromir), jak i najnowszego serialu HBO na motywach powieści George'a Martina „Gra o tron” (Eddard Stark).



Świat po naszej cywilizacji. Nieznany wirus zdziesiątkował ludzkość zamieniając niemalże całą jej populację w krwiożercze potwory. Nauka została całkowicie zapomniana, wszelkie zdobycze ludzkości  zostały stracone. Ludzkość cofnęła się niemalże do epoki kamienia łupanego. Garstka osób osiedliła się na Szarej Skale, na której zbudowali niewielką społeczność żyjącą z dala od zmutowanych napastników. Ta niewielka grupka jest przekonana, że są ostatnimi ludźmi na Ziemi. Niestety w okolicy mieściny zabrakło zwierzyny łownej i myśliwi ostrożnie opuścili bezpieczne terytorium - po upolowaniu ogromnego leniwca zwracają na siebie uwagę mutantów, którzy atakują dotąd bezpieczne schronienie plemienia. Część ludzi podczas szturmu schroniła się do pobliskiej jaskini, a trójka współplemieńców, która znalazła się poza jaskinią i wydostała się z atakowanego terytorium wyrusza na poszukiwanie pomocy. Trafiają na Amala, który znał ojca Kaleba (jednego z ocalałej trójki) - postanawia ściągnąć posiłki, pomóc ocalić wioskę i powstrzymać chorobę, która zmienia ludzi w krwiożerce mutanty - ale będzie do tego potrzebował pomocy Kaleba.

Sam pomysł na osadzenie filmu w realiach upadku cywilizacji jest dość ciekawy, tym bardziej, że nie jest to typowy obraz post-apokaliptyczny, gdzie dominujący jest pustynny krajobraz. Tutaj natura wygrała z cywilizacją - w związku z tym obrazy jakie pojawiają się na ekranie przypominają nieco te znane z serii dokumentów "Życie po ludziach", z tymże ludzie nie wyginęli, ale są już gatunkiem zagrożonym. Sama historia jednak nie należy do szczególnie porywających. Momentami miałem wrażenie, że ten film zostanie podzielony na dwie lub więcej części, bo akcja w niektórych momentach tak zwalniała, że nie chciało mi się wierzyć, żeby rozwiązanie problemu zostało podane w ciągu 90 minut. Jak się jednak okazuje scenarzysta pominął wiele wątków, które zostały rozpoczęte podczas podróży bohaterów i spłycił wszystko tak, żeby jednak udało się wszystko zmieścić w 90 minutach. Przez to film wiele traci - ale też dzięki tego nie można mu zarzucić, żeby się dłużył. Efekty specjalne są tutaj całkiem niezłe - wspomniany leniwiec z początkowych scen filmu wygląda przyzwoicie i widać, że graficy się przyłożyli. Scenerie również są ciekawe - od zniszczonego gmachu jakiejś świątyni, poprzez zrujnowaną wieżę, a kończąc na mieście, z którym natura postanowiła zrobić porządek. Wszystko wygląda naprawdę ładnie i nie ma się do czego przyczepić. Co innego aktorstwo - to pozostawia wiele do życzenia. I obsady nie ratuje nawet obecność Beana, który gra przyzwoicie, ale też niespecjalnie przyłożył się do odegrania powierzonej mu roli. Grę pozostałych aktorów czuć amatorszczyzną i prawdę mówiąc niespecjalnie mnie to dziwi. Pozostały jeszcze mutanty - te wyglądają jak pomieszanie orków z "Władcy Pierścieni" i krugów z "Dungeon Siege" (filmu Uwe Bolla). W każdym razie nikt specjalnie się nie wysilał nad wyglądem tych postaci.

"The Lost Future" to typowa produkcja telewizyjna posiadająca niski budżet, w której większość pieniędzy została wydana na zatrudnienie Seana Beana i wykonanie scenografii. Pozostała część pieniędzy zapewne trafiła do kieszeni scenarzysty i została wydana na kostiumy, które wielkiego wrażenia nie robią. Największym minusem tego obrazu jest scenariusz - nie wiem, czy został specjalnie sztucznie skrócony, czy już w wersji pierwotnej przedstawiał się tak słabo. Po prostu oglądając ten film widać, że pomysłów na poprowadzenie fabuły było wiele, ale z powodu ograniczenia czasowego skrócono wszystko do minimum. To wyszło oczywiście na minus. Ciężko mi powiedzieć, czy warto obejrzeć "The Lost Future" - chyba jednak lepiej poświęcić ten czas na projekcję dokumentu "Życie po ludziach".

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz