środa, 27 listopada 2013

Sobotnie kino - odcinek 3

Cykl "Sobotnie Kino" powraca specjalnie z okazji niedawno odbywającej siódmej edycji Festiwalu 5 Smaków, czyli przeglądu kina azjatyckiego. W tym roku zdecydowanie najczęściej prezentowane były produkcje Johnniego To - mistrza gangsterskich porachunków. Ale nie brakowało też obrazów osadzonych w zupełnie innych klimatach. W pierwszej z trzech odsłon "sobotniego kina" poświęconego filmom prezentowanym na wspomnianym powyżej festiwalu przyjrzę się bliżej trzem produkcjom pokazującym różnorodność azjatyckiego kina.

- The Grandmaster (Wielki Mistrz; 2013)
- Confessions (Wyznania; 2010)
- Drug War (Kartel; 2012)



The Grandmaster 
(Wielki Mistrz)

Rok: 2013
Gatunek: dramat/biograficzny/akcja
Kraj: Hong Kong/Chiny

Autor recenzji: Est

"The Grandmaster" został ogłoszony najważniejszym filmem 7 Festiwalu 5 Smaków. I nic dziwnego - przede wszystkim jest to produkcja jednego najbardziej cenionych reżyserów azjatyckich (Wong Kar-Wai), ponadto jest to kandydat do Oscara w kategorii film zagraniczny. Do tego należy dodać pełną salę kinową i dość zachęcającą prelekcję wygłoszoną przed filmem. W niej jednak pojawiło się słowo "efektowna wydmuszka", które według jednego z polskich krytyków miało określać ten film. Ale czy "efektowna wydmuszka" mogłaby zostać kandydatem do Oscara? Musiałem przekonać się na własne oczy.

Pierwsze starcie Ip Mana i Gong Er bardziej przypomina misternie przygotowany taniec niż walkę.
Jest rok 1936. Chiny stają w obliczu japońskiej inwazji. Niewiele brakuje do załamania się nastrojów społecznych. W tych trudnych okolicznościach w miejscowości Foshan spotyka się dwóch mistrzów sztuk walki - Ip Man (Tony Leung Chiu Wai) oraz Gong Er (Ziyi Zhang). Starcie to nie kończy się krwawą walką, ale zwykłym pokazem sił. Gong Er będąca córką tytułowego Wielkiego Mistrza stara się za wszelką cenę być godną spuścizny swojej rodziny. Natomiast Ip Man poprzez swoje działania próbuje poznać sztukę walki, którą potrafi tylko Wielki Mistrz i jak się okazuje również jego córka. Starcie Gong Er i Ip Mana stanowi zalążek opowieści, która jest dość mocno zawoalowaną historią miłosną, ale też pięknym pokazem sztuk walki.
Ip Man w początkowej scenie w strugach deszczu w efektowny sposób pokonuje tabuny przeciwników.
Oglądając "The Grandmaster" czułem się jakbym miał przed oczami cudownie wyglądającą produkcję, ale chaotyczną i nudną w swojej treści. Walki w tym filmie faktycznie wyglądają niesamowicie, cała choreografia została mistrzowsko przygotowana i prezentuje się nadzwyczaj efektownie. Już pierwsze starcie pojawiające się na samym początku "Wielkiego Mistrza" zrobiło na mnie duże wrażenie. Ip Man w rzęsistym deszczu rozprawiający się w widowiskowy sposób z losowymi bandziorami wygląda naprawdę rewelacyjnie. Natomiast jak tylko kończą się walki to zaczyna się nuda. Chaos wkracza na pierwszy plan. Na ekranie pojawiają się kolejni bohaterowie, którzy nie odgrywają jakiejś ważniejszej roli w samej historii, a jednak poświęcone zostaje im dobre kilkanaście minut filmu.

Ip Man zanim spotka się z Gong Er musi pokonać wielu innych mistrzów.
Zdjęcia w "The Grandmaster" są perfekcyjne, chociaż zbyt długie ujęcia i milczenie głównych bohaterów momentami staje się irytujące. Reżyser z pewnością chciał pokazać piękno chwili, powoli rozwijające się uczucie, ale efekt jest zgoła inny. Nuda, po prostu nuda. Aktorstwo w tej produkcji jest tak samo perfekcyjne jak walki, czy zdjęcia - ale to nie ratuje tej produkcji. "The Grandmaster" trwa aż 130 minut przez co przez większość czasu wieje nudą. Piękne ujęcia, krótkie, ale efektowne walki to zaledwie ułamek całego filmu Wong Kar-Waia. Niestety prawdziwym okazuje się stwierdzenie, że "Wielki Mistrz" to nic więcej jak "efektowna wydmuszka".

Ocena: 5/10



Confessions 
(Wyznania)

Rok: 2010
Gatunek: dramat/thriller
Kraj: Japonia

Autor recenzji: Est

We współczesnej kulturze japońskiej bardzo modna jest tematyka szkolna. Mangi, których akcja toczy się w szkole można by wymieniać bez końca. Podobnie jest z filmami - wystarczy wspomnieć szokujący "Battle Royale", który był ekranizacją powieści Koushuna Takamiego oraz ukazującą się w latach 2000-2005 mangę skierowaną wyłącznie do widzów dorosłych (manga trafiła również do Polski i jest wydawana przez Waneko). Obojętnie, po które medium sięgniemy "Battle Royale" pokazuje ciągle to samo - w Japonii rośnie strach przed młodzieżą szkolną, jej niepoprawnymi i często niezgodnymi z ogólnie przyjętymi zasadami działaniami. Ponadto w Japonii to głównie na szkole leży ciężar wychowania młodego obywatela. To miejsce gdzie chowane do tej pory pod kloszem dziecko trafia na swoich rówieśników i zaczyna przeżywać prawdziwe dramaty. Uczy się życia i niejednokrotnie płacąc za to wysoką cenę.

Niby zwykła klasa...a jednak pod płaszczykiem niewinności kryje się coś więcej.
Yuko Moriguchi (Takako Matsu) jest młodą nauczycielką i matką samotnie wychowującą czteroletnią córkę. Jest również wychowawczynią jednej z klas gimnazjalnych - jednak tragedia, która ma miejsce w szkole sprawia, że musi zostawić swoich podopiecznych i zrezygnować z pracy w szkole. Jej czteroletnia córka zostaje znaleziona martwa w basenie należącym do gimnazjum. Śmierć dziewczynki zostaje uznana za nieszczęśliwy wypadek, jednak Yuko swoimi sposobami dochodzi do prawdziwych sprawców tej tragedii. Od tej pory knując misterny plan zatruwa życie oprawcom swojej córki.

Nowy, bardzo energiczny i zaangażowany wychowawca próbuje rozruszać swoich wychowanków.
"Confessions" jest jednym z najnowszych filmów Tetsuyi Nakashimy, reżysera odpowiedzialnego za dość oryginalnie prezentujące się produkcje takie jak "Kamikaze Girls" (2004) czy "Memories of Matsuko" (2006). Tym razem jednak zamiast kolorowych i wesołych obrazków prezentuje szarość, smutek, złość i zagubienie. Wszystko to oczywiście osadzone w murach szkoły, w której dzieci zdobywają nie tylko nową wiedzę, ale też uczą się żyć w gronie rówieśników. Nakashima pokazuje nie tylko jak niewiele brakuje do linczu po wyjściu na jaw prawdy, ale też nikczemne, choć niezwykle skuteczne działania nauczycielki szukającej zemsty na oprawcach swojej córki. Film jest pełen gorzkiej prawdy o młodzieży szukającej nowych wzorców do naśladowania (niekoniecznie tych dobrych), ale też jest próbą rozliczenia się ze społecznością dorosłych, na których spoczywać powinien ciężar wprowadzania dzieci w dorosłość. Nakashima ubrał cały ten lęk w bardzo atrakcyjną i trzymającą do końca w napięciu formę, dzięki czemu "Confessions" ogląda się wyśmienicie. Młodzi aktorzy prezentują się świetnie i to głównie na nich skupia się cała historia. Życie szkoły jest ograniczone do minimum, a historia skupia się wyłącznie na wychowankach Tuko oraz na oprawcach, którzy powoli stają się ofiarami.

Działania Yuko doprowadziłyby niejednego do szaleństwa.
"Confessions" był zdecydowanie najlepszym filmem jaki zobaczyłem na 7 Festiwalu 5 Smaków. Mroczny i bardzo sugestywny obraz pokazujący w pełnej krasie lęki społeczeństwa japońskiego przed ich własną młodzieżą. Obraz Nakashimy to jedna z tych produkcji, która na długo pozostaje w głowie. Zdecydowanie polecam wielbicielom kina trzymającego w napięciu od początku do samego końca. I pamiętajcie - pijcie mleko!

Ocena: 8,5/10



Drug War
(Kartel)

Rok: 2012
Gatunek: kryminalny
Kraj: Chiny/Hong Kong

Autor recenzji: Est

Johnnie To jest przede wszystkim reżyserem kina gangsterskiego, ale w jego filmografii znaleźć można też sporo komedii romantycznych. Te drugiej pozwalają mu zarabiać pieniądze (mimo tego, że w większości nie wychodzą poza kontynent azjatycki), a te pierwsze robi z pasji. "Drug War" to pierwszy film Johnniego To zrealizowany za chińskie pieniądze. Oczywiście ma to swoje odzwierciedlenie w samej produkcji. To skutkuje również tym, że "Kartel" jest filmem nieco propagandowym, choć odważnym jak na chińskie standardy.
Detektyw Lei Zhang i jego złowroga mina - niejednokrotnie będzie skuteczniejsza niż naładowany pistolet.
Chemik Tian-Ming Cai (Louis Koo) współpracujący z największym kartelem narkotykowym w Chinach po spowodowaniu wypadku samochodowego trafia w ręce policji. Sprawą gangu zajmuje się bohaterski i niezłomny detektyw Lei Zhang (Honglei Sun). Niewiele mu potrzeba, żeby skłonić Tian-Minga do współpracy - oczywiście co chwilę okazując mu brak zaufania i szukając podstępu w każdym ruchu chemika. Nowa wtyka policji ma za zadanie doprowadzić detektywa Leia Zhanga oraz jego ludzi do najważniejszych kontrahentów z Hong Kongu. Rozpracowanie całego gangu oczywiście nie obywa się bez strzelanin, ofiar, ale też dobrze zrealizowanego planu.

Tian-Ming i brat Ha-Ha - zdecydowanie najbardziej pozytywny gangster.
Przede wszystkim "Drug War" jest jakby puszczaniem oka do widza - po stronie dobrych (policji) mamy samych chińskich aktorów, natomiast w tych złych (handlarzy narkotyków, gangsterów) wcielają się aktorzy z Hong Kongu. Zaskakujące prawda? Co ciekawe to ma też swoje konsekwencje w tej produkcji. Policjanci są niezwykle sztywni, a bandyci sprawiają wrażenie bardziej ludzkich. Z jednej strony mamy sztucznych stróżów prawa, którzy tak naprawdę niewiele sobą reprezentują, a z drugiej handlarzy narkotyków, którzy mają zwykłe, ludzkie problemy i są zdecydowanie bardziej naturalni. Ponadto chińska policja posiłkuje się wszystkimi możliwymi najświeższymi nowinkami technicznymi i oczywiście jest bohaterska. Momentami propagandowy wydźwięk w tym filmie jest tak wyraźny, że aż nie chciało mi się wierzyć, że taki obraz został przepuszczony przez chińską cenzurę. Co prawda nie ma tutaj mowy o wyśmiewaniu się z Chin w żywe oczy, ale jest kilka scen, które ewidentnie sugerują, że Johnnie To nie sprzedał się Chińczykom. Wystarczy wspomnieć scenę, w której niezłomny detektyw Lei Zhang wciąga dwie kreski narkotyku i niemalże umiera na miejscu. Podobnie zabawnych scen w "Drug War" nie brakuje. Sporym minusem tej produkcji jest chaos, nad którym Johnnie To chyba nie do końca zapanował. Trudno też podczas projekcji dojść do wniosku, o czym tak naprawdę jest "Kartel". Niby prosta sprawa - w końcu mamy walkę policji z gangsterami handlującymi narkotykami...ale to samo można zobaczyć w setce innych filmów.
Detektyw Lei Zhang kulom się nie kłania.
"Drug War" to całkiem niezłe kino kryminalne, z którym warto się zapoznać chociażby po to, żeby zobaczyć na własne oczy jak wygląda chińska propaganda antynarkotykowa i sam pokaz sił ich wymiaru sprawiedliwości. Niestety z uwagi na chaos panujący w samej warstwie fabularnej dość ciężko ogląda się "Kartel". Do tego należy też dodać gdzieniegdzie wkradającą się nudę. Do plusów nie można również zaliczyć samego głównego bohater, detektywa Leia Zhanga, który jest sztuczny do granic możliwości, chociaż nie brakuje mu ciekawych pomysłów. Jednak polotu filmowi dodają takie postaci jak chociażby brat Ha-Ha, czy milczący bracia.

Ocena: 6,5/10

1 komentarz:

  1. Filmu "The Grandmaster" nie oglądałam, ale po obejrzeniu zwiastuna mam wrażenie, że ktoś próbował go na siłę stworzyć w hołdzie..tego prawdziwego Wielkiego Mistrza. Niestety mam wrażenie, że filmy o Kung-Fu umarły wraz z Brucem Lee. Mało kto potrafi oddać ten sam klimat, bez posługiwania się nadmiarem tandetnych efektów komputerowych, które oddają nierealność ciosów i zaprzeczają prawom grawitacji. To moim zdaniem dziedzina kinematografii, która psuje ten typ filmów. Nie ma prawdziwych wojowników, tylko zastępujemy ich wiszącym na sznurkach ludzikiem z wyprostowaną nogą, a potem obrabiamy... Smutne. Bo nie taki powinien być cel. Coraz mniej dba się o ciekawą fabułę i realność. Choć może kiedyś zmarnuję chwilę czasu i sprawdzę, czy z tym filmem też tak jest.

    Jedyny film widziany przeze mnie z tej trójki to "Kokuhaku 告白". Choć nadałabym mu chyba tytuł "Zemsta". Najlepiej oddaje to charakter działań nauczycielki. Myślę, że na młodzież można narzekać nie tylko w Japonii. I moim zdaniem nie jest ona święta w swoich poczynaniach i nie usprawiedliwiają one niczego, bo okazała się nie lepsza od tego dzieciaka.
    Tego chłopaka mi nawet żal. Odepchnięty przez matkę, chciał za wszelką cenę spełnić jej oczekiwania. Jej chore ambicje, przez które go opuściła. Szkoda, że w tak chory sposób.
    Fakt, pełen emocji film.

    OdpowiedzUsuń