niedziela, 27 marca 2011

American Cyborg - Steel Warrior (1993)

American Cyborg - Steel Warrior
(Amerykański cyborg)

Rok: 1993
Gatunek: sci-fi/akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Lata 80-te i 90-te to chyba najlepszy czas dla filmów klasy B. Nie chodzi bynajmniej wyłącznie o tanie horrory przygotowywane na rynek VHS, który to w Polsce w latach 90-tych przeżywał swój rozkwit (a wypożyczalnie kaset wideo pełne różnych filmów wyrastały jak grzyby po deszczu), ale przede wszystkim filmy akcji łączone z różnymi innymi gatunkami. Jako dzieciak wybierałem głównie filmy z gatunku sci-fi/akcja, jeśli nie było żadnych interesujących mnie komedii. Właśnie mieszanka sci-fi/akcji była dla mnie najciekawsza - nie dość, że można było się naoglądać robotów, to jeszcze trafiał się jakiś heros przyszłości, który te roboty rozwalał bez wielkich problemów.



Ale nie w każdym filmie roboty wyglądały jak Tranformersy, i nie w każdym filmie w ogóle pojawiały się roboty - dużo większą popularnością cieszyły się cyborgi. Dlaczego? Myślę, że głównie chodziło o zmniejszenie kosztów produkcji, cyborgiem mógł być każdy aktor pojawiający się w filmie. Wracając do tematu filmu "American Cyborg - Steel Warrior" - świat po wojnie nuklearnej został opanowany przez "System", na którego straszy stoją cyborgi. Od razu widać, że na dawnym terenie Stanów Zjednoczonych zaczął panować system totalitarny (Europa jest tutaj ukazana jako główna siedziba rebelii, teren, na którym ma dopiero rozpocząć się rewolucja). Ponadto ludzkość w wyniku promieniowania straciła zdolności rozrodcze. Co sprawia, że za kilka lat człowiek może stać się gatunkiem wymarłym. Tutaj pojawia się Mary, która jako jedyna zaszła w ciążę i teraz przechowuje swój płód w tajemniczym pojemniku o kształcie walce. Mała grupa rebeliantów postanawia przetransportować kobietę wraz z płodem do Europy, ale żeby tego dokonać muszą w ciągu 30 godzin dotrzeć na wybrzeże - niestety do siedziby ruchu oporu trafia jeden z cyborgów patrolujących ulicę. Skoro już trafił do siedziby rebelii to postanawia wszystkich wyrżnąć. Traf chciał, że Mary z płodem w plecaku umyka morderczej maszynie i przypadkiem wpada na swojego przyszłego obrońcę - Austina. Mężczyzna przypominający skrzyżowanie Tarzana/Robin Hooda z JVCD po otrzymaniu obietnicy uzyskania na miejscu dużej ilości tabletek RZB (najprawdopodobniej służyły jako pokarm) postanawia towarzyszyć Mary w jej ciężkiej podróży. A wyprawa nie jest łatwa - bohaterowie muszą nie tylko uważać na ścigającego ich samo-regenerującego się cyborga, ale również na bandy dziwolągów zamieszkujące popromienne terytoria. Przyszłość całej ludzkości zależy od powodzenia misji Mary i Austina.

Film na tle produkcji powstałych w latach 90-tych prezentuje się naprawdę nieźle. Może sam pomysł na fabułę (w tym momencie) nie był zbyt odkrywczy, bo można powiedzieć, że to takie połączenie "Ludzkich dzieci" z "Terminatorem" i jakimś filmem drogi (niekoniecznie "Władcą Pierścieni"), ale w latach 90-tych pomysł mógł być naprawdę ciekawy. Akcja tego obrazu skupia się w dużej mierze na kolejnych potyczkach Austina ze ścigającym Marię cyborgiem, ale są tutaj również poboczne wątki. Jednak szkoda, że większość z nich została potraktowana skrótowo - chociażby wizyta u "radioaktywnych kanibali", czy spotkanie z przyjaciółką Austina. Zdecydowanie numerem jeden w tym filmie są sceny akcji i to na nich głównie opiera się podróż w kierunku wybrzeża. Efektów specjalnych praktycznie tutaj nie ma - kilka zwykłych strzelanin, odrobina krwi (w przypadku cyborga krew ma biały kolor) i dużo scen walki wręcz. W "American Cyborg" nie brakuje też dramatyzmu, czy prób romantycznego związania głównych bohaterów - próba bardzo nieudolna, która prędzej wywoła uśmiech politowania niż wzruszy do łez, ale nie można mieć wszystkiego. Wracając do postaci Austina - oglądając ten film cały czas miałem wrażenie, że aktor wcielający się w tą postać byłby wręcz idealny do roli Tarzana, zwłaszcza patrząc na jego ruchy. Jak się okazuje Joe Lara wcielił się w postać Tarzana w serialu z 1996 roku - nie widziałem żadnego odcinka, ale wierzę, że idealnie wpasował się w rolę.

Podsumowując muszę przyznać, że "Amerykański cyborg" chociaż może wydawać się zabawny to ma ten niesamowity urok produkcji z lat 90-tych. Na to na co warto zwrócić uwagę to przede wszystkim scenografia, tereny, po których poruszają się główni bohaterowie faktycznie wyglądają na niegościnne, zniszczone i są przesiąknięte różnego rodzaju elementem (chociażby gang wyglądający na sfrustrowanych transwestytów pojawiający się na początku filmu, czy już wspominani "radioaktywni kanibale"). Pomysł na świat był naprawdę niezły, ale zabrakło tutaj jakiegoś głębszego potraktowania fabuły. Widać, że miał być to głównie film akcji, w którym fabuła stanowi wyłącznie tło. Mimo tego uważam, że jest naprawdę czarujący i niejednego do siebie przekona.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz