poniedziałek, 28 marca 2011

Skynet story...

Terminator

Rok: 1984, 1991, 2003, 2009
Gatunek: sci-fi/akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Est



Terminator (1984)

...bzzzz...niedaleka przeszłość. Dokładnie rok 1984, Los Angeles. 

Terminator T-800 dotarł na miejsce. Zlikwidować cel: Connor, Sarah.

Rees, Kyle dotarł na miejsce. Cel: uratować Sarę Connor. 

I tak mniej więcej przedstawia się fabuła pierwszego filmu o Terminatorach. Oczywiście samo tło, a raczej historia, która stanowi tło dla tego, co dzieje się na ekranie prezentuje się już dużo bardziej okazale. System Skynet po uruchomieniu doprowadza do nuklearnej zagłady ogromnej rzeszy ludzkości, a niedobitków ściga za pomocą wyspecjalizowanych cyborgów, myśliwców zabójców, ogromnych czołgo-podobnych  machin. Z drugiej strony mamy ruch oporu, na którego czele stoi John Connor (syn Sary Connor). Kolejne wiadomości ze świata przyszłości (dokładnie z 2029 roku) otrzymujemy przy okazji kolejnych części filmu. Pierwszy "Terminator" to zaledwie zarys, wprowadzenie do kolejnych obrazów o walce ludzi z systemem Skynet. Pierwszy film sprawił, że seria nierozerwalnie złączyła się z postacią Arnolda Schwarzeneggera wcielającego się w rolę cyborga - "austriacki dąb" pojawiał się później w każdej części (niestety w ostatniej generowany był komputerowo). Pierwszą część serii stawiam na drugim miejscu w całej quatrologii - jedyna co naprawdę przeszkadza w tym filmie to muzyka, która ociera się o straszną szmirę, próby elektronicznego grania nie okazały się zbyt szczęśliwe (oczywiście nie mam na myśli głównego motywu). Ponadto Arnold Schwarzenegger nie do końca pasuje mi do roli czarnego charakteru. Poza tym film bardzo dobry i wypada wręcz świetnie na tle współczesnych filmów sci-fi.
Notka: 8/10


Terminator 2 - Judgement Day (1991)

Drugi film o cyborgach z przyszłości trafił na ekrany kin w 1991 roku i wylansował nową, młodą gwiazdę kina - Edwarda Furlonga, dla którego był to debiut na ekranie.

Po nieudanym zamachu na Sarze Connor system Skynet ponownie wysłał cyborga, który tym razem miał zlikwidować jej 13-letniego syna, Johna Connora. Najnowszy model cyborga, T-1000 był zupełnie inny niż T-800. T-1000 składał się z płynnej stali, mógł dowolnie zmieniać swój wygląd, a nawet zamieniać się w przedmioty o podobnych do ludzkich gabarytach. Ponadto posiadał całkowitą zdolność samoregeneracji, umiejętność zmiany głosu, oraz niesamowitą siłę (podobnie jak T-800). Na ratunek przyszłemu przywódcy ruchu oporu wyrusza znany z pierwszej części T-800, w którego rolę wcielił się ponownie Arnold Schwarzenegger. Tymczasem Sarah Connor przebywa w szpitalu dla psychicznie chorych, a jej syn jest wychowywany przez rodzinę zastępcza.

Drugi film rozwija historię, która zostaje zaprezentowana widzowi w pierwszej części, ale też ją znacząco zmienia, co jest efektem działań głównych bohaterów, którzy za wszelką cenę chcą zapobiec przyszłej katastrofie i uniemożliwić Skynetowi przejęcie kontroli nad maszynami. Arnold w końcu został obsadzony w odpowiedniej roli - niemalże ojcuje młodemu Connorowi, ale pozostaje przy tym niezwykle skuteczną bronią do zabijania. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę na postać T-1000 - niby zwykły cyborg, ale idealnie wtapiający się w realia, w których przyszło mu wypełniać misję. Nie jest już tak bezmyślną bronią do zabijania jak T-800, ale jest myślącą maszyną, która potrafi zdobywać informacje od "ludności tubylczej" i wykorzystywać je by osiągnąć ostateczny cel. Był to przełom, który miał wpływ na kolejne części serii. Dla mnie "Dzień Sądu" jest najlepszym filmem z cyborgami w roli głównej.
Notka: 9/10


Terminator 3 - Rise Of The Machines (2003)

Jest 2003 rok - 23-letni John Connor tuła się po Stanach Zjednoczonych. Zostawiony przez matkę, która zmarła w 1997 roku żyje z dnia na dzień przytłoczony czekającym go przeznaczeniem. Tymczasem Skynet wysłał swojego kolejnego cyborga, którego celem było zlikwidowanie Johna Connora i jego przyszłych współpracowników. Tym razem do przeszłości został przeniesiony T-X - żeński cyborg, który był bliższy budową T-800, niż T-1000. Szkielet T-X przypominał T-800, ale nowy cyborg posiadał zdolność regeneracji podobną do T-1000. Nowy model został wzbogacony w rozwiązania nano-technologiczne - potrafił kierować zdalnie innymi maszynami, o mniej zaawansowanej technologii. Ponadto posiadał wbudowaną broń większego rażenia niż jakakolwiek broń ręczna.

Na ratunek Johnowi Connorowi i Kate Brewster (przyszłej współpracowniczce Connora) wyrusza wysłużony T-800. Dzień przepowiadany w pierwszej części przez Kyle'a Reese'a zbliża się wielkimi krokami. W sieci pojawia się potężny wirus, który dostał się już do systemów obronnych Stanów Zjednoczonych. Rząd musi podjąć decyzję, czy aktywować wciąż niepewny system Skynet, który w mgnieniu oka zmiażdży panoszącego się wirusa. Wszystko spoczywa w rękach Roberta Brewstera, który ma ostatecznie zadecydować czy system Skynet zostanie uruchomiony. Tymczasem w jego kierunku zmierzają John Connor, Kate Brewster, T-800 i ścigający ich T-X.

"Bunt Maszyn" jest zdecydowanie najsłabszą odsłoną historii o terminatorach. Reżyserią filmu nie zajął się tym razem James Cameron, który tworzył dwie pierwsze części serii - był zarówno reżyserem, jak i scenarzystą. W części trzeciej na krześle reżyserskim zasiadł nieznany mi Jonathan Mostow, który jednak nie podołał powierzonej mu roli. Sam scenariusz również pozostawia wiele do życzenia, a żeńska forma cyborga nie sprawdziła się tak, jak to zapewne miało mieć miejsce według twórców filmu. Owszem, Kristinna Loken jest urodziwa i próbuje grać tak sztucznie jak to tylko możliwe - ale nie może się równać z Robertem Patrickiem, który wcielił się w rolę T-1000 w "Dniu Sądu". Arnold Schwarzenegger też sprawia wrażenie jakiegoś zgaszonego, po sympatycznym, ale i zabójczym cyborgu z części drugiej niewiele zostało. Ale jak sam wspomina - jest tylko kolejną wersją T-800. Sam film sprawia wrażenie filmu klasy B, który dziwnym trafem zyskał  zdecydowanie za duży budżet.
Notka: 5/10


Terminator 4 - Salvation (2009)

Po krótkim wstępie, w którym poznajemy skruszonego zbrodniarza o imieniu Marcus, akcja przenosi się do roku 2018. Widz zostaje wrzucony w środek akcji, gdzie jednostka specjalna rusza do jednej z baz wroga, żeby zebrać informacje niezbędne do zniszczenia Skynetu. Jednym z członków grupy uderzeniowej jest John Connor (Christian Bale). Rebelianci zdobywają poszukiwane informacje, ale natrafiają również na plany, według których Skynet szykuje kolejny model cyborga T-800, ale doskonalszego niż ten, z którym Connor miał styczność w przeszłości. Wróg zauważa obecność szpiegów w swojej bazie i dokonuje samozniszczenia za pomocą bomby wodorowej, z misji cało uchodzi wyłącznie John Connor, który wcześniej opuścił wrogi teren. Równocześnie z wybuchem ze snu budzi się Marcus Wright, który za cel upatrzył sobie dotarcie do centrali Skynet, ale na swojej drodze spotyka młody, dwuosobowy oddział rebeliantów - jednym z nich jest młody Kyle Reese. Marcus postanawia pomóc Kyle'owi dotrzeć do głównej bazy rebeliantów.

Tym razem twórcy poszli zdecydowanie dalej niż miało to miejsce w poprzednich częściach. Zamiast kopiować utarty już schemat polegający na "jeden cyborg wysłany w przeszłość przez Skynet próbuje zabić Johna Connora, a drugi wysłany przez rebeliantów próbuje go uratować" poszli o kilka kroków do przodu. Przenieśli akcję filmu do niedalekiej przyszłości, do roku 2019, w którym John Connor jeszcze nie jest przywódcą rebeliantów, ale czeka na sądny dzień, w którym spotka swoje przeznaczenie. Cała akcja filmu toczy się w post-apokaliptycznym świecie, w którym na każdym kroku można spotkać T-600, myśliwce lub ogromne transoformersowate roboty (po co to było?). Jak już wspominałem wcześniej w filmie nie zobaczymy Arnolda Schwarzeneggera, a jedynie jego komputerowo generowaną kopię, która nieudolnie próbuje udawać oryginał. Ponadto brakuje mi tutaj głównego antagonisty, w końcu w każdej części był jeden zły cyborg, który dążył do zabicia Johna Connora. Tutaj jest cała armia cyborgów, jest system Skynet, jest niezwykle ludzki T-800, ale brakuje głównego "złola", który przewijałby się przez cały film, a na końcu stoczyłby finałową walkę. Za to nowej części nie można odmówić klimatu, świetnych efektów specjalnych i całkiem niezłego aktorstwa - w końcu Christian Bale to nie byle kto. Cała historia jednak jest jakaś spłycona i ogranicza się wyłącznie do tego, żeby być kolejnym pomostem łączącym poprzednie części z kolejnymi (bo ten na pewno powstaną, prędzej czy później). Czegoś mi tutaj brakuje.
Notka: 7/10


Podsumowując - cała seria "Terminator" jest jak najbardziej godna polecenia. Rzadko bywa tak, żeby w serii liczącej aż cztery filmy nie pojawił się chociaż jeden słaby film - tutaj mamy przykład "Buntu maszyn". Sam pomysł na serię jest genialny w swojej prostocie, trzy pierwsze części opierają się niemalże na tym samym, ale dostarczają historii dodatkowych wątków, które łączą się z powstaniem Skynetu. Dopiero czwarty film zrywa z dotychczasowym schematem, który jak się okazało przy części trzeciej faktycznie nie miał już racji bytu. Szkoda, że serię opuścił James Cameron, bo mógł nie dopuścić do "Buntu maszyn", ale z drugiej strony czy miałby na tyle odwagę, żeby przenieść akcję filmu do przeszłości, o której aż huczy od pierwszej odsłony "Terminatora"? Można gdybać. Ważne, że seria zaliczyła już swoją wpadkę i oby limit wpadek został już wyczerpany. Dotychczas ostatni film z serii zwiastuje dobrą kontynuację, czy tak faktycznie będzie? Jeszcze przyjdzie nam się o tym przekonać. Na pewno trzeba będzie jakoś nadrobić brak ikony tej serii, jaką stał się Arnold Schwarzenegger.



Terminator (1984)

Terminator 2 - Judgement Day (1991)

Terminator 3 - Rise Of The Machines (2003)

Terminator 4 - Salvation (2009)

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie część pierwsza (jak mój post na tym blogu:)

    Co do muzyki - kwestia gustu. Moim zdaniem dobrana jest niemal perfekcyjnie. Popis orkiestry symfonicznej byłby lekkim nietaktem :) Co do wyśmienitego głównego Theme - do "Ostatniego Mohikanina" podjazdu jednak brak :)

    BTW: do dziś nie udało mi się namierzyć utworu (tytuł/wykonawca), który leci podczas sceny w music barze gdy Arnold "wpada" na dyskotekę po Sare Connor...

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i masz rację, ale tą elektronikę można by zrobić lepiej. Mogli chociażby poprosić Kraftwerk o zrobienie ścieżki dźwiękowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i warto w tym miejscu nadmienić o roli życia Michaela Biehna :) Nigdy później nie zasłynął w innej poważnej roli. No chyba, że za takową traktować rolę kaprala w Obcym - decydujące starcie. Albo w Tombstone...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza część zdecydowanie najlepsza - niesamowity klimat. Muzyka nie mogłaby być lepsza.

    @Amaranth

    Tahnee Cain & Tryanglz
    "Burnin' In The Third Degree"

    You've got me burninnnnnnnn
    You've got me burninnnnnnnn

    http://youtu.be/PkyiiamZZew

    OdpowiedzUsuń