poniedziałek, 20 czerwca 2011

Film za "Dychę": Street Zombies (1993)

Street Zombies (aka Ozone)
(Ulice Zombie)

Rok: 1993
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Od razu chciałbym sprostować - ten film nie kosztował "dychy", ale 5 zł. Wrzucając taki film do sklepowego koszyka od razu wiem, że będzie to niezapomniany seans. Co ciekawe nie do końca wiadomo, kiedy tak naprawdę powstał film "Ozone" - różne źródła podają różne daty. Na Imdb widnieje rok 1995, na Filmwebie ktoś upiera się przy 2003, natomiast dystrybutor opatrzył film cyferkami 1993. Liczę na to, że dystrybutor najlepiej wie, jaki film rozpowszechnia, dlatego przyjął datę podaną przez IDG. Na okładce "Ulic Zombie" widnieje kilka zachęcających opinii w stylu "Klasyka horroru w najlepszym wydaniu", "Jeden z najlepszych horrorów o zombie w ostatnich latach" czy "Egzorcysta niezależnego kina grozy" - czy któreś z tych zdań w ogóle pasuje do "Ozone"?



Detektywi Eddie Boone i Mike Wietz próbują dorwać gangstera rozprowadzającego prochy na ulicach. - a raczej za jego sprawą dorwać Sama Bebartolo (szefa lokalnej mafii). Dzięki swojej wtyczce są blisko rozwiązania sprawy, ale okazuje się, że na narkotykowym rynku rozprowadzany jest nowy specyfik, które zostaje potraktowany Eddie. Tajemnicze, puste ampułki z napisem "Ozone" pojawiają się praktycznie na każdym kroku, a partner Boone'a znika w niewyjaśnionych okolicznościach - ostatnio był widziany podczas pościgu za handlarzem narkotyków. Od momentu ostatniej akcji Eddie dziwnie się zachowuje, ma jakieś zwidy - widzi własną śmierć. Postanawia poszukać swojego partnera, w końcu trafia na trop - znajduje odznakę Mike'a, która leżała przed opuszczonym budynkiem. W środku trafia na zombie-podobnych osobników, którzy nazywają go bratem. Chaotyczne wizje Eddiego wzmagają się, w końcu przestaje rozpoznawać co jest prawdą, a co koszmarem. Mutacja spowodowana wstrzyknięciem specyfiku postępuje, a Eddie jest bliższy złapania Sama Berbatolo i rozwikłania zagadki "Ozone" niż kiedykolwiek wcześniej.

Fabuła filmu może nie jest taka zła, natomiast wykonanie to 100% kina niskobudżetowego. Według Imdb budżet "Ozone" to zaledwie 3500 $. Przyznam, że jak na taką kasę to widać, że większość pieniędzy została wydana na charakteryzację i kostiumy - co do gry aktorskiej, to wiadomo czego można oczekiwać po takich filmach. Bida z nędzą i tyle, natomiast dystrybutor chwali się na okładce, że James Black (Eddie Boone) gra w tym filmie główną rolę - ów aktor kilka razy pojawił się w serialu "CSI". Prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak trafił do tego serialu, bo chyba twórcy nie brali pod uwagę jego występu w "Street Zombies".  Pozostali aktorzy chyba nie pojawiali się w żadnym innym filmie czy serialu. Oczywiście obrzydliwych scen w tym filmie nie brakuje - pulsujące bąble, zakrwawione trupy, seks jakichś zmutowanych glutów i praktycznie żadnych zombie. Tak naprawdę żywe trupy to tylko slogan, który pojawia się tylko w tytule filmu (tak naprawdę "Street Zombies" to drugi tytuł). Pojawiające się tutaj postaci więcej mają wspólnego z mutantami niż z zombie, więc wielbiciele kina w stylu Romero będą zawiedzeni. A kto będzie zadowolony po seansie? Na pewno fani kina klasy B, Tromy i innych tanich horrorów, które z założenia są po prostu "złe". "Ozone" to film, który kompletnie nie straszy - wręcz trzeba go rozpatrywać jako brzydką komedię.W związku z tym, że "Street Zombies" to ewidentnie tanie kino z wszelkimi tego konsekwencjami ocena będzie raczej mocno zawyżona - no i jest to na pewno obraz, który zyskuje podczas oglądania go w gronie znajomych.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz