niedziela, 24 lipca 2011

Day Of The Dead (2008)

Day Of The Dead
(Dzień żywych trupów)
Rok: 2008
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Każdy wielbiciel filmów o zombie doskonale zna nazwisko Romero - czy gdyby nie ten człowiek to dane nam by było obejrzeć w kinie filmy o ożywieńcach? Chyba nie i choć filmy Romero już się nieco zestarzały, to jednak nadal są wzorem dla młodszych twórców, którzy parają się kręceniem filmów o żywych trupach. Co prawda już dawno za nami wielki boom na zombie, ale nadal pojawiają się ciekawe produkcje traktujące o tematyce zombie - chociażby komiks i serial "Walking Dead", który jest kolejną rewolucją w świecie opanowanym przez zombiaki. W każdym razie obok takich gniotów jak dwie części "House Of The Dead" powstają również filmy, które jednak warto zobaczyć, żeby zweryfikować jak zmieniło się patrzenie na żywe trupy na przestrzeni lat. Takim obrazem jest na pewno "Day Of The Dead".



Film Steve'a Minera to przedstawiciel schematycznych historii o zombie. Fabuła każdej z tych produkcji przedstawia się podobnie - w niewielkim amerykańskim miasteczku wybucha epidemia, którą rząd z pomocą wojska chce ukryć przed światem. Z początku epidemia wydaje się łatwa do opanowania, ale z czasem okazuje się, że siła zarazy jest zbyt wielka i coraz większa populacja zaczyna chorować. Jedynie niewielka grupka niezakażonych stawia opór hordom nieumarłych broniąc się na wszelkie możliwe sposoby, jednocześnie szukając bezpiecznego schronienia. W filmie "The Day Of The Dead" jest podobnie - Sarah (Mena Suvari) wraz ze swoim oddziałem trafia do niewielkiego miasteczka przeprowadzając "próbną" kwarantannę na mieszkańcach. Odcięci od reszty świata ludzie zaczynają się buntować, ale z czasem ustępują i wracają do swojej miejscowości. Tymczasem coraz więcej osób zaczyna mieć dziwne objawy przypominające grypę - jednak w nocy wszyscy chorzy zamieniają się w żywe trupy łaknące ludzkiego mięsa. Kilku osobowa grupa pod wodzą Sary musi przeżyć i znaleźć bezpieczne schronienie przed krwiożerczymi potworami.

Fabuła standardowa - wszak to bardzo luźny remake filmu o tym samym tytule z 1985 roku. A dlaczego luźny? Bo tak naprawdę niewiele je ze sobą łączy. Ale wracając do filmu Minera - twórcy nie udało się do końca stworzyć dobrego filmu o zombie. Przede wszystkim w oczy rzuca się zbyt wiele humorystycznych akcentów, które mogą wydawać się żenujące (jak chociażby wegetariański zombiak). Ponadto pamiętam jak tylko pojawił się film "28 Days Later" - wówczas ogromne oburzenie wywołał fakt, że ożywieńcy biegali, podczas gdy w starych filmach żywe trupy w ślimaczym tempie powłóczyły nogami z wielkim trudem przemieszczając się w kierunku "jedzenia". Tutaj zombie biegają jeszcze szybciej niż w "28 Days Later", do tego wykrzywiają się w dziwaczny sposób. Ale to by było jeszcze do przeżycia, gdyby nie to, że zastosowane tutaj zostały dziwne techniki jakby przyspieszające sceny, w których ożywieńcy się poruszają. Wygląda to tak, jakby ktoś przewijał te fragmenty filmu. Z czasem te sceny zaczynają być irytujące. Na pewno jedną z największych zalet tego obrazu jest wygląd zombiaków - ludzie zamieniający się w żywe trupy momentalnie gniją i przypominają porządnie zleżałe zwłoki. Charakteryzacja jest na naprawdę wysokim poziomie. Dla mnie dużym plusem jest również obecność w tym filmie Meny Suvari - ta aktorka od czasu "American Beauty" nie straciła nic ze swojego uroku, choć muszę przyznać, że nie do końca mi pasuje do roli żołnierza. Niewątpliwie zaletą "Day Of The Dead" jest ciągła akcja, tutaj nie można się nudzić, cały czas coś się dzieje, nie ma nawet chwili wytchnienia. Zombiaki są wszędzie i są zdecydowanie bardziej inteligentne niż ich kuzyni z filmów Romero. Warto też nadmienić, że muzykę do obrazu Minera robił nie byle kto - Tyler Bates. Chociaż nie był tutaj jeszcze tak znany jak po filmie "300", to jego muzyka bardzo dobrze pasuje do produkcji Steve'a Minera, chociaż o rewelacji nie ma mowy. To co na pewno kole w oczy to finał filmu, który wydaje się być sklecony na szybko, jakby twórca nie miał pomysłu na jakieś ciekawe i zaskakujące zakończenie.

"Day Of The Dead" to standardowy film o zombie, który nie wnosi nic nowego do produkcji traktujących o pladze żywych trupów (to wszystko już było). Steve Miner stworzył przyzwoite kino, które może nie zadowoli każdego wielbiciela historii o ożywiencach, ale na pewno skłoni do dyskusji, czy formuła przyjęta kilka lat temu przez Romeru już się zużyła, czy chwyty, które stosują młodzi twórcy są na pewno potrzebne? Czy faktycznie trzeba zmieniać ociężałe zombie w niezwykle groźnych drapieżców, którzy niczym dzikie zwierzęta dopadają swoich ofiar? Czy faktycznie potrzebna jest rewolucja w świecie żywych trupów, żeby stworzyć interesujący obraz? Wydaje mi się, że nie, chociaż Miner swoim filmem chyba stoi po drugiej strony barykady.

Ocena: 5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz