czwartek, 14 lipca 2011

X-Men: First Class (2011)

X-Men: First Class
(X-Men: Pierwsza klasa)
Rok: 2011
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Marvel ostatnio radzi sobie słabo jeśli chodzi o filmy - tym bardziej, że w ostatnich latach roi się wręcz od ekranizacji komiksów. Co prawda w 2010 roku swoją premierę miał "Kick-Ass", który okazał się bardzo dobrym filmem - choć nie tak dobrym jak jego pierwowzór. W każdym razy nie była to historia typowo marvelowska, w której udział biorą najbardziej rozpoznawalni superbohaterowie tego wydawnictwa (a raczej powinienem napisać "firmy"), którzy ratują świat przed (tutaj wstawić pseudonim super złoczyńcy). Tymczasem typowych marvelowskich filmów w ostatnich latach powstało bardzo dużo - dwie części "Iron Mana", "Wolverine: Origin" czy "Thor". Ale mając niedosyt po "X-Men: Ostatni Bastion" liczyłem na rychłe spotkanie z mutantami (tym bardziej, że wspomniany spin-off z Wolverinem w roli główniej nie był zbyt powalający). W sieci huczało o tym, że przygotowywany jest spin-off o Magneto - ów obraz miał przedstawiać jego początki i wyjaśnić wszelkie tajemnice z jego przeszłości. Jak się jednak okazało nie chodziło o spin-off o Magneto, ale o początki X-Men, a dokładniej o "X-Men: First Class".



Oglądając filmy o X-Menach trzeba być przygotowanym na to, że twórcy raczej odcinają się od pozostałych filmów i nie wszystko tutaj łączy się w jedną, spójną całość. Ale do tego można było się przyzwyczaić znając już trzy części "X-Men" i oglądając "Wolverine: Origin" - niekonsekwencja twórców? Raczej próby naprawienia błędów przeszłości. Ale wracając do najnowszej odsłony mutantów Marvela - w filmie otrzymujemy prawdziwy zastrzyk informacji odnośnie początków dwóch kluczowych homo superior - Charlesa Xaviera i Erika Lehnsherra (Magneto). Oczywiście nic tutaj nie trzyma się komiksowego pierwowzoru - poza samymi postaciami. Xavier wałęsający się z młodą Mystique może wzbudzać oburzenie fanów komiksów Marvela, ale polecam podejść do tego filmu, jak do oddzielnej historii o X-Menach nie odnoszącej się do realiów komiksowych. W każdym razie mutanci zostają odkryci (dosłownie) przez CIA i zostają zaangażowani do walki z potężnym wrogiem, spiskowcem o nazwisku Sebastian Shaw, którego główną bazą jest HellFire Club. Jego marzeniem jest wywołanie nuklearnej wojny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR (akcja filmu toczy się w latach 60-tych). Oczywiście rolą nowo ukształtowanej grupy super bohaterów jest nie dopuszczenie do wybuchy trzeciego zbrojnego konfliktu o zasięgu międzynarodowym. Pierwszym zadaniem Charlesa i Erika jest skompletowanie swojej drużyny składającej się z młodych, ale potężnych mutantów, którzy po odpowiednim szkoleniu będą w stanie bronić ludzkości.

Fabuła niezbyt interesująca? Nie do końca. Jest nieco podobna do głównego wątku, który towarzyszył bohaterom "The Watchman" - tam oczywiście akcja toczy się w późniejszych latach, ale też najważniejszym zadaniem jest niedopuszczenie do wybuchu konfliktu zbrojnego między USA i ZSRR. Na tym podobieństwa obydwu filmów się kończą. Marvel od zawsze robił filmy, które w dużej mierze bazowały na efektach specjalnych, ale bez nich nie da się zrobić widowiskowego spektaklu z superbohaterami w roli głównej. W "X-Men: First Class" jest naprawdę czym cieszyć oczy. Ewidentnie twórcy postarali się, żeby wielbiciele X-Menów mogli zobaczyć swoich ulubieńców w spektakularnych akcjach. Przy okazji nie ominięto kilku wpadek - jak chociażby używanie mocy przez Havoca - za to wszystko nadrabia obecność Banshee i zaprezentowanie jego mutacyjnych zdolności (jego soniczny krzyk robi wrażenie). W filmie jest dużo różnic względem komiksu, ale to jak już wspomniałem nie jest nowość jeśli chodzi o filmy marvelowskie. Mam wrażenie, że twórcy już przy kręceniu pierwszego "Spider-Mana" zdecydowali, że tworzą zupełnie nowe uniwersum, które nijak się ma do komiksowego. Z takim też założeniem podchodzę do każdego kolejnego filmu oznaczonego logo Marvela. Dlatego nie będę się tutaj rozpisywał o nieścisłościach, braku konsekwencji ze strony twórców, itp. Przyznam, że przed obejrzeniem pierwszego zwiastuna byłem pełen obaw co do "X-Men: First Class" - głównie dlatego, że początkowe historie komiksowe z mutantami nie należały do szczególnie porywających. Natomiast kiedy zobaczyłem zwiastun, już byłem pewien, że szykuje się prawdziwy hit kinowy, który (mam nadzieję) rozpocznie nową sagę o X-Menach. Oglądając ten film z minuty na minutę czułem się coraz bardziej usatysfakcjonowany. Nie chciało mi się wierzyć hasłom w stylu "najlepszy film o X-Men", a jednak ten slogan okazał się być szczerą prawdą.

Najnowszy film o mutantach Marvela okazał się według mnie strzałem w 10. Chociaż początkowo skazywałem go na sromotną porażkę i umiejscowienie nawet za pierwszą częścią sagi o X-Menach, to film okazał się prawdziwym hitem - świetne efekty specjalne, wciągająca historia, dobre dobranie aktorów i mnóstwo smaczków, które fani Marvela na pewno docenią. Do tego dobra gra aktorska i naprawdę udany dobór postaci (chociaż początkowo mogło się wydawać, że nie można zrobić filmu o X-Men bez Wolverine'a). Prawdziwa uczta dla wielbicieli mutantów Marvela, ale myślę, że ten film zadowoli również wielu fanów kina sci-fi/akcji. Mam nadzieję, że twórcy zdecydują się na kręcenie kolejnych części, bo szkoda marnować taki dobry początek.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz