czwartek, 2 lutego 2012

The House On Haunted Hill (1959)

The House On Haunted Hill
(Dom na przeklętym wzgórzu)

Rok: 1959
Gatunek: horror
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

William Castle to zaprawiony w bojach twórca filmowych horrorów i thrillerów - dwa z nich doczekały się później swoich "świeższych wersji", czyli remaków. Odświeżony został film "13 Ghosts" w 2001, ale wcześniej pojawiła się nowa, uwspółcześniona wersja "House On Haunted Hill". Wówczas reżyserem został raczej średniej klasy specjalista William Malone, a głównymi gwiazdami byli Geoffrey Rush i Famke Janssen - premiera remaku miała miejsce w 1999 roku. No tak, ale pierwowzór miał właśnie Williama Castle i Vincenta Price'a.



Ekscentryczny milioner, Frederrick Loren (grany przez Vincenta Price'a), postanawia spełnić kaprys swojej młodej żony. Postanawia ona zorganizować dość oryginalne przyjęcie. Dlaczego oryginalne? Bo za miejsce spotkania wybiera sobie nawiedzony dom, w którym w tajemniczych okolicznościach zginęło kilka osób. Jej mąż zaprasza dość specyficznych gości - każdy z gości potrzebuje pieniędzy, a Loren za noc spędzoną w nawiedzonym domu płaci 10 tysięcy dolarów. Na przyjęcie przybywa pilot, doktor psychologii, młoda kobieta, która pracuje w firmie Lorena, spadkobierca nawiedzonego domu i dziennikarkę - gości jest pięcioro, żadne z nich dotychczas się nie znało. Każde z nich otrzymuje broń i ma strzelać w przypadku niebezpieczeństwa. Tylko czy w domu faktycznie straszy? Czy to ktoś tym wszystkim steruje?

"House On Haunted Hill" to film stary, ale jary. Nie chodzi tutaj wyłącznie o to, że główną rolę zagrał Vincent Price. Ten film to zdecydowanie coś więcej. Kiedy oglądałem wersję Malone'a, to mniej więcej w połowie czasu projekcji zaczynałem się wiercić z nudów, czegoś takiego nie odczułem oglądając film Castle'a. Oryginał jest zdecydowanie bardziej mroczny, jakiś taki duszny. Może ma kilka niedociągnięć i śmiesznostek (jak np. zbiornik z jakimś dziwnym kwasem, który znajduje się w piwnicy). Sam dom też nie wygląda szczególnie przerażająco - pokoje, jak i korytarz przypominają raczej dobrze wyposażony hotel niż nawiedzony dom. Ale to wszystko wina późniejszych filmów, które mnie rozpieściły, więc teraz nawiedzony dom musi być koniecznie drewniany, wszystkie deski muszą skrzypieć przy najmniejszym podmuchu wiatru, okna muszą same się otwierać, a wnętrze musi być spowite gęstymi pajęczynami, itd. No właśnie, tego w filmie "House On Haunted Hill" nie ma. Co prawda bohaterowie co chwila skarżą się na dużą ilość kurzu, ale nawiedzony dom naprawdę wygląda na nadzwyczaj zadbany. Ostatecznie film też nie straszy - no może jest kilka scen, które mogą sprawić, że poczujemy lekki dreszcz, ale jest ich zdecydowanie za mało. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że jest to produkcja z 1959 roku, więc wówczas co innego straszyło potencjalnego widza. W końcu aktorstwo - to stoi na wysokim poziomie. Gra niektórych aktorów (zwłaszcza Elishy Cooka Jr., który wciela się w postać spadkobiercy) bywa niekiedy przerysowana, ale widocznie takie były założenia reżysera. Sam Vincent Price gra na swoim standardowym poziomie, czyli bardzo dobrze. Zresztą kto, jeśli nie ten aktor mógł przyciągnąć widzów do obejrzenia tego filmu? 

Finalnie uważam, że "House On Haunted Hill" to bardzo dobra, leciwa już produkcja, która jednak może pokazać współczesnemu wielbicielowi horrorów, że jakieś 50 lat temu nawiedzony dom nie musiał wcale spełniać miliona założeń, żeby można go było uznać za faktycznie nawiedzony. Poziom straszenia też był zupełnie inny (chociaż nie aż tak bardzo odbiegający od współczesnego). I co najważniejsze można zobaczyć oryginalną historię, która później posłużyła do nakręcenia remaku, jak i kilku różnych sequeli. W końcu warto też spojrzeć na kolejną kreację aktorską Vincenta Price'a.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz