piątek, 20 lipca 2012

The Amazing Spider-Man (2012) by Luskan13

The Amazing Spider-Man
(Niesamowity Spider-Man)

Rok: 2012
Gatunek: akcja/sci-fi
Kraj: USA

Autor recenzji: Luskan13

Minęło pięć lat odkąd Człowiek Pająk po raz ostatni zagościł na ekranach. Trzecia część trylogii Sama Raimiego była najgorsza z jego filmów o Pająku. Choć Raimi miał robić część czwartą, producenci zrezygnowali z kontynuacji i postanowili zrobić, jakże modny w ostatnich czasach, reboot. Powierzono to zadanie Marcowi Webbowi, młodemu reżyserowi, który na swoim koncie nie miał żadnej superprodukcji. To miał być jego debiut i szansa na odświeżenie serii. Szansa na nadanie jej nowej jakości. "The Amazing Spider-Man" jest planowany jako kolejna trylogia. Czy Webbowi się to udało?



Pierwsze wrażenie po seansie to niestety rozczarowanie. Coś mi się tu zgadza. Coś nie gra. Idąc do kina wiedziałem, że wizja Pająka według Marca Webba ma być urealniona. Że ma zrobić to ze Spider-Manem to, co Christopher Nolan zrobił z Batmanem. Byłem bardzo ciekaw tego zabiegu, bo uważam, że postać Człowieka Pająka dobrze się do tego nadaje i ma potencjał. Byłem nastawiony na to, że film odpowie na pytanie, co by było jakby dziś ktoś został super bohaterem jak Peter Parker. Jak bohater dojrzewa i zaczyna rozumieć, że wielka moc niesie ze sobą wielką odpowiedzialność.

Ale Po kolei.

Pierwsze 30 minut filmu niestety było nużące. Z niecierpliwością czekałem aż Parker zostanie tym Pająkiem i coś się zacznie dziać. Doskonale sobie zdawałem sprawę, że akcja ma być tutaj skierowana na co innego niż w poprzednich produkcjach. Nie na powstawanie bohatera tylko na jego wewnętrzne rozterki. Tylko, że wyszło to bezbarwnie i jałowo. Bez polotu. Niektóre żarty i sytuacje, które  miały śmieszyć irytowały. Czasami nie sposób było pokręcić głową z politowaniem.

Rewelacją tego filmu jest Andrew Garfield. Jako Spider-Man wypada bardzo dobrze. Może nawet lepiej niż Tobey Maguire w filmach Sama Raimiego. Nie przeszkadzały też nowe motywy. Wprowadzenie rodziców Petera i uzasadnienie wynalazków takich jak pajęcza sieć, czy powstanie napromieniowanych pająków. Ciekawą postacią okazał się wujek Ben, którego zagrał odgrzebany Martin Sheen. Niestety akcja filmu była poprowadzona jakoś nie do końca sprawnie. Nie wszystkie trybiki działały. Dużo elementów było pokazanych zbyt skrótowo. Rozwinięte były motywy znajomości Parkera i Gwen Stacy, ale jakoś po łebkach potraktowana została sprawa super mocy Spider-Mana. Co, jak dla mnie w takiej sytuacji jest minusem. Peter Parker jakby nic sobie nie robił z tego że ma nadludzkie moce. Przeszedł do porządku dziennego bardzo szybko. Trochę poćwiczył na desce i ot, to wszystko. Nie będę się rozpisywał nad każdym elementem filmu, który mi nie grał, ale pod koniec seansu  miałem wrażenie jakby postacie czytały scenariusz i wiedziały tyle, co widz a nie posiadały własne emocje i doświadczenia.

Film nabrał tempa dopiero po śmierci wujka Bena, ale był przerywany i psuty niekonsekwentnym postępowaniem bohaterów. Trzeba przyznać, że twórcy przypodobali się fanom komiksów stawiając na pierwszą dziewczynę Petera Parkera, czyli Gwen Stacy. Jednak Emma Stone w tej roli wypadła blado, chyba nawet gorzej niż wcześniej irytująca Kirsten Dunst w roli Mary Jane.

Duży plus należy się za sceny walki Pajączka i położony nacisk na różne sztuczki z używaniem sieci. Scen gdzie można było się rozkoszować lataniem po miejskiej dżungli było niestety jak kot napłakał. Miało tego nie zabraknąć. Jak dla mnie zabrakło. Pod względem wizualnym bez większych zarzutów. Bardzo miło się ogląda scenerię, a efekty cieszą oko. 3D w filmie nie jest nachalne i nie przeszkadza. Choć film był oczywiście konwertowany tak, jak inne produkcje ze stajni Marvela. Minusy jednak muszę rozdać i czepiać się będę scenariusza, który był dziurawy. Film mi nasuwa skojarzenie z najnowszym Conanem. Ok, był od niego lepszy, ale tak i tutaj główna rola wypada bardzo dobrze, ale warstwa fabularna zostawia niesmak. Jeden i drugi film robił młody i nieopierzony reżyser. Do głównego wroga Spideya nie mam zastrzeżeń. Lizarda (odgrywany przez Rhysa Ifansa) nie było jakoś dużo, ale sprawnie była pokazana rozterka dr Curta Connorsa który jest niczym dr Jackyl i mr Hyde. Myślę, że ten motyw i tak można by poprowadzić o wiele lepiej, a tak został potraktowany po macoszemu.

Nie jest to film który bym odradzał za wszelka cenę, a nawet myślę ze widz, który nie miał do czynienia z Niesamowitym Człowiekiem Pająckiem lub nie podeszły mu wcześniejsze wizje tego bohatera może mieć z filmu satysfakcje. Ja nie kupuję niestety takiej wizji Spider-Mana i bardziej odpowiadała mi, pomimo sporej ilości wad, wizja twórcy "Martwego Zła". Szkoda, że nie dali mu szansy na 4 cześć. Chciałbym zobaczyć Johna Malkovicha w roli Vultura. Miejmy nadzieje, że kolejna część będzie o wiele lepsza i twórcy wyciągną wnioski z błędów, które popełnili w pierwszej. Pozostaje nam czekać do wakacji 2014.

Aha no i najlepsza scena w całym filmie to scena ze Stanem Lee. Chyba najlepsza w jego karierze ;)

Ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz