czwartek, 30 maja 2013

12 Rounds 2: Reloaded (2013)

12 Rounds 2: Reloaded

Rok: 2013
Gatunek: akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Nie jest chyba dla nikogo niespodzianką, że WWE (czyli World Wrestling Entertainment) produkuje własne filmy (współpracując przy tym z 20th Century Fox). W ten sposób ta najbardziej znana federacja wrestlingowa stara się promować swoich zapaśników. Nie będzie też dla nikogo niespodzianką, że filmy z wrestlerami w rolach głównych nie są nowością - wszak wszyscy chyba pamiętają komedię "Pan Niania" z Hulkiem Hoganem w roli tytułowej, czy "Króla Skorpiona" z The Rockiem (również w roli tytułowej). Ostatnio coraz większa rzesza zawodowych zapaśników realizuje się poprzez występowanie w filmach - stosunkowo niedawno do grona "aktorów" dołączyli między innymi John Cena, Dave Batista, czy The Miz. W przypadku filmów z wrestlerami w rolach głównych można trafić na straszne kaszany (np. "House Of The Rising Sun"), ale też można się bardzo pozytywnie rozczarować - w końcu może się okazać, że z góry skreślony przez nas film okazuje się być nie tylko przyzwoity, ale nawet dobry (chociażby "12 Rounds" z Johnem Ceną). W końcu do grona "grających wrestlerów" dołączył Randy Orton (jeden z moich ulubionych zawodowych zapaśników).



Nick Malloy (Randy Orton) jest ratownikiem medycznym, pewnej nocy staje się świadkiem wypadku samochodowego - oczywiście czuje się w obowiązku pomóc poszkodowanym. Niestety nie wszyscy ze stłuczki wychodzą cało. Rok później Nick otrzymuje zaskakujący telefon od nieznajomego, który proponuje mu udział w grze, ratownik ma wykonać dwanaście zadań, w przeciwnym razie jego żona zginie.

Fabuła "12 Rounds 2" jest prosta i niezbyt zaskakująca - zwłaszcza, jeśli pamięta się film z 2009 roku, którego gwiazdą był John Cena. Jednakże produkcji z Randym Ortonem nie można traktować jako kontynuacji "12 Rounds" - nie ma tutaj ani jednego bohatera, który pojawił się w pierwszej części. Sama linia fabularna poza schematem akcji nie ma nic wspólnego z wcześniejszym filmem. To tak jakby zupełnie oddzielna produkcja korzystająca z takiego samego szablonu. Randy Orton naprawdę nieźle wypada w swoim pierwszoplanowym debiucie - jak widać te "przegadane" gale WWE w jakimś stopniu przygotowują wrestlerów do udziału w filmach. Oczywiście nie można też odmówić Ortonowi talentu - wypadł zdecydowanie lepiej niż przeważnie w filmach wypada Paul Levesque (Triple H), czy Dave Batista (a mimo wszystko jego kariera nabiera rozpędu). Jestem ciekaw, czy sama federacja WWE będzie wypychała Randy'ego do swoich kolejnych produkcji filmowych. Jednak samo "12 Rounds 2" wypada co najwyżej średnio - jest to zwykłe kino akcji. Niczym kompletnie nie wyróżnia się na tle innych tego typu produkcji - no oczywiście poza faktem, że główną rolę odgrywa tutaj zawodowy zapaśnik. Co jednak najgorsze film wypada gorzej niż produkcja z Johnem Ceną z 2009 roku. Mam wrażenie, że główną winą za to należy obarczyć scenarzystę (David Benullo), który w swoim skrypcie nie zawarł niczego ponad program. Do tego można dołożyć reżysera (Roel Reiné), którego produkcji raczej do dobrych nie można zaliczyć (oczywiście z niewielkimi wyjątkami). Chyba WWE musi zacząć zatrudniać lepszych filmowców do kręcenia kolejnych produkcji. Wracając jednak do scenariusza - zadania przygotowane dla Nicka Malloy'a już nie są tak ciekawe, jak te, które musiał wypełniać Danny Fisher (John Cena). Cała akcja filmu ma miejsce w nocy - zapewne twórcy chcieli stworzyć mroczne kino akcji ocierające się o thriller, ale zrobili średni film akcji niezbyt wyróżniający się na tle innych produkcji utrzymanych w podobnych ramach gatunkowych. Sama produkcja jest też mniej widowiskowa niż ta z 2009 roku - szkoda, ale wygląda na to, że na realizację "12 Rounds 2" przeznaczonych zostało zdecydowanie mniej funduszy.

Jeśli komuś podobało się "12 Rounds" z 2009 roku to spokojnie możne sięgnąć po "12 Rounds 2". Ale jest to raczej produkcja dla wielbicieli wrestlingu, którzy kojarzą Randy'ego Ortona z ringu. Na pewno jest on największą siłą pociągową tego przedsięwzięcia - wszak sama fabuła (już nawet z opisów na portalach filmowych) nieznacznie tylko odbiega od tego co można było zobaczyć w filmie z 2009 roku. "12 Rounds 2" to nic innego jak średniej klasy film akcji z niezbyt ciekawym scenariuszem i podobnym wykonaniem. Tak naprawdę nie zawiódł tylko Randy Orton, który na swoich barkach stara się dźwigać cały ciężar tej produkcji. Oby dostał jeszcze wiele szans na zagranie w innych (oby lepszych) produkcjach. A "12 Rounds 2" można obejrzeć, ale nie trzeba - ta produkcja to mus jedynie dla fanów wrestlingu.

Ocena: 4,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz