wtorek, 11 października 2016

Filmy za "Dychę": Krwawy kwiaciarz

Brutal
(Oprawca)

Rok: 2007
Gatunek: horror/kryminalny
Kraj: USA

"Oprawca" to kolejny film zakupiony przeze mnie za całe 5 zł! I pewnie mógłbym sobie zadać pytanie, czy na pewno było warto? Ale już patrząc po obsadzie tej produkcji mogłem w ciemno potwierdzić, że "Oprawca" to film godny wydania tej okrągłej sumy. A kogóż tu mamy? Jeffrey'a Combsa, czyli aktora znanego przede wszystkim z serii "Re-Animator", ale też z wielu innych produkcji bazujących na prozie H.P. Lovecrafta. Jest też Sarah Thompson, do której wzdychał niejeden nastolatek oglądający "Cruel Intentions 2". I na sam koniec mamy prawdziwą ikonę horroru, Michaela Berrymana, który wystąpił w wielu produkcjach grozy, fantasy i sci-fi. Jednak mi w pamięć zapadł przede wszystkim jako Pluto z serii "The Hills Have Eyes". Natomiast za scenariusz i reżyserię odpowiada Ethan Wiley. Filmowiec nie posiadający wielkiego doświadczenia, ale jednak odpowiadał za skrypty do dwóch części horroru "House", sequel nawet wyreżyserował. I odpowiadał za powstanie "Children Of The Corn V"...no cóż, to akurat nie wymaga komentarza. W każdym razie zestaw głównych aktorów sugerował przynajmniej przyzwoitą produkcję. A hasło umieszczone na dole okładki obiecywało zdecydowanie więcej.

Mordercza mieszanka Milczenia Owiec w Hostelu.
-Independent Film Quarterly          


W małym amerykańskim miasteczku następuje seria morderstw. Sprawą zajmuje się szeryf Jimmy (Jeffrey Combs) i jego zastępczyni Zoe (Sarah Thompson). Morderca na zmasakrowanych ciałach swoich ofiar zostawia kwiaty. Tymczasem okazuje się, że Jimmy'ego i Zoe łączy coś więcej niż tylko wspólna praca. Para policjantów w cieniu śledztwa próbuje rozwikłać swoje uczuciowe rozterki. Podczas, gdy Jimmy nie bardzo chce rozwiązać zagadkę morderstw wstrząsających miejscową ludnością, Zoe próbuje wszelkich sposobów, żeby dotrzeć do odkrycia tożsamości zabójcy.



"Oprawca" to nie jest film tragicznie zły. Jest po prostu bardzo chaotyczny. Mam wrażenie, że Ethan Wiley nie bardzo wiedział, co chce pokazać w tej produkcji. Obserwując wydarzenia pojawiające się na ekranie szybko można wywnioskować, że jego koncepcja prowadzenia akcji zmieniała się wielokrotnie w trakcie trwania "Oprawcy". Przede wszystkim tożsamość mordercy jest od razu znana widzowi. Chyba jeszcze przed dziesiątą minutą filmu kamera z pełną szczegółowością pokazuje jak grany przez Erica Lange'a morderca rozczłonkowuje swoją ofiarę. Czyli łatwo zrozumieć, że ten efekt kryminalnej zagadki szybko znika, w sumie znika zanim zdążył się w ogóle pojawić. 



Jednak ciekawa jest postać samego zabójcy. Ten jest sztywny niczym kij od szczotki, otępiałym wzrokiem wpatruje się w swoje przyszłe ofiary i ciężko nie brać go za potencjalnego psychopatę. Ten gość już przy pierwszym pojawianiu się na ekranie sprawia wrażenie jakiegoś dewianta. Chociaż stara się zachowywać normalnie i nawet kulturalnie, to jego oczy mówią zupełnie coś innego. Tylko szkoda, że reżyser w przypadku mordercy od razu odkrył wszystkie karty. I prawdę mówiąc oglądając "Oprawcę" bardziej byłem zaciekawiony jak zakończy się romans pomiędzy Jimmym, wyglądającym niczym wyliniały Tom Selleck, a młodszą od niego o jakieś 20 lat Zoe. Serio, to jest dużo ciekawsze niż rozwiązywanie kryminalnej zagadki. Samo śledztwo przestało być interesujące w momencie, w którym dowiedziałem się kto i jak zabija. Za to muszę pochwalić efekty gore, e wypadają naprawdę nieźle. Może nie wszystkie, ale jest kilka mordów, które wyglądają w miarę realistycznie i efektownie zarazem. 



Dość zaskakującą rolę w tej produkcji gra Michael Berryman. Aktor, który zwykle wcielał się w psychopatów, bandziorów, zwyrodniałych morderców, tutaj jest potulnym niczym baranek treserem psów myśliwskich cierpiącym na nerwicę natręctw. Jest sympatycznym typem o szkaradnym obliczu, który bezinteresownie postanawia pomóc Zoe w wytropieniu zabójcy i położeniu kresu fali morderstw.



Mimo całkiem ciekawych postaci nic się w "Oprawcy" nie klei. Tak jak wspomniałem dominuje tu chaos, który z każdą kolejną sceną rozpędza się coraz bardziej. I nie jest to chaos wywołany celowo, wszystko sprawia tu wrażenie zupełnego przypadku. Tak, jakby reżyser nakręcił scenę, którą w głowie widział zupełnie inaczej, ale mimo to nie robił dubla, bo nie ma czasu/pieniędzy/chęci i niech będzie jak wyszło. I pewnie można by tu mówić o jakimś konflikcie pomiędzy reżyserem i scenarzystą, że ten pierwszy nie potrafił zrealizować wizji tego drugiego. Ale przecież za scenariusz i reżyserię odpowiada ta sama osoba, czyli Ethan Wiley. Ciężko jest do tego chaosu przywyknąć i przez to "Oprawca" jest produkcją dość ciężką w odbiorze. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to tani film, ale z drugiej strony zebrał obsadę, jakiej nie powstydziłaby się średnia produkcja klasy B.



Co prawda "Oprawca" to nie jest dobry film, ale jednak znacząco podnosi poziom cyklu "Filmy za dychę", chociaż kosztował mnie zaledwie 5 zł. Produkcja Wiley'a zdecydowanie przewyższa te niedoróbki ze stajni Syfy, czy innego Asylum, ale pozostaje daleko w tyle za takim "Red", które mam wrażenie, że zupełnie przypadkiem zostało wydane przez Carisma na dvd. "Oprawca" to film wyglądający nieźle, ale przepełniony chaosem w każdym możliwym aspekcie. Mimo tego, że produkcja stylizowana jest na połączenie horroru i kryminału, to ten drugi gatunek niemal błyskawicznie schodzi ze sceny. Nie ma tutaj rozwiązywania sprawy, na wszystkie rozwiązania Zoe wpada przypadkiem, a Jimmy w ogóle nie jest zainteresowany prowadzeniem śledztwa. Jedynym światełkiem w tunelu jest treser psów grany przez Michaela Berrymana. Zabójca wygląda bardziej na pedofila niż na wielbiciela rzeźnickich rozrywek z użyciem piły mechanicznej. Mimo tego chaosu, niekonsekwencji w budowaniu historii, czy rozwijaniu bohaterów, to jednak "Oprawca" wypada w miarę przyzwoicie i da się go obejrzeć bez zgrzytania zębami.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz