wtorek, 21 lutego 2017

Egzorcysta dla ubogich

The Amityville Exorcism

Rok: 2017
Gatunek: horror
Kraj: USA

Czy zastanawialiście się kiedyś ile powstało filmów o Amityville? Ja też nie. Bazując na zbiorach imdb okazuje się, że dwudziesty pełnometrażowy obraz traktujący o najpopularniejszym nawiedzonym domu trafi na ekrany kin 30 czerwca 2017. Produkcja będzie zatytułowana "Amityville: The Awakening" i nie zapowiada się na nic dobrego (cóż za niespodzianka). Jednak mój tekst będzie dotyczył dziewiętnastego w kolejności filmu, czyli "The Amityville Exorcism". To produkcja, za którą stoi wytwórnia Polonia Brothers Entertainment. Na stołku reżysera zasiadł Mark Polonia (chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego), a za scenariusz odpowiedzialny został Billy D'Amato (i szybko ostudzę Wasz entuzjazm, nie ma on nic wspólnego z Joe D'Amato). Szykuje się intrygująca produkcja prawda?

Amy i jej "piękne" lalki (czy tylko mi się wydaje, że są wyciągnięte ze śmietnika?).
[tekst będzie zawierał spojlery, ale nie oszukujmy się i tak byście nie obejrzeli tego filmu]

Amy Dukane nie prowadzi szczęśliwego życia. Jej matka niedawno zginęła w wypadku samochodowym, a ojciec po tym wydarzeniu wpadł w ciąg alkoholowy. Dziewczyna ciągle trzyma się jakby na uboczu i jedyną odskocznią od szarej rzeczywistości są dla niej kontakty z przyjacielem o imieniu Robby. Jej kiepski żywot w niedługim czasie ma stać się jeszcze gorszy, a wszystko to za sprawą przesiąkniętych złem desek pochodzących z nawiedzonego domu z Amityville. Na szczęście o całej sytuacji dowiaduje się duchowny, ojciec Benna specjalizujący się w egzorcyzmach. Ksiądz przy delikatnej pomocy ojca Amy postanawia pomóc dziewczynie, która jest nawiedzana przez tajemniczą postać przyobleczoną w szkarłat.

Sprawcy wszelkiego zła - opętane deski.

Czas na relaks.

Takie kadrowanie podczas dialogów to standard w "The Amityville Exorcism".

"The Amityville Exorcism" jest tak złą produkcją, że aż nie wiem od czego zacząć. Dawno nie miałem sennych koszmarów po obejrzeniu filmu, ale w końcu się pojawiły. Po zaśnięciu śniło mi się, że nadal oglądam "The Amityville Horror". W tym momencie nie jestem w stanie wyobrazić sobie większego koszmaru. Podczas projekcji filmu Marka Polonii miałem wrażenie, że ten w swojej pracy wzoruje się na niedoścignionym Franku Ściurbie ("Smak Zła"). W produkcji praktycznie nic się dzieje, dlatego reżyser zdecydował się na stosowanie prostej sztuczki, która miała nadać obrazowi dynamiki. Kolejne scenki pojawiające się na ekranie polegają na tym, że któryś z bohaterów gdzieś tam sobie idzie - dajmy na to ojciec Bennen. Idzie sobie niespiesznym krokiem i kiedy już powieki widza samoczynnie zaczynają się przymykać na ekran wstępują jakieś błyski, przebitki innych obrazów, jakieś czaszki złożone ze światła, a z głośników dobiegają głośne potępieńcze jęki. Można sobie wtedy pomyśleć: ileż się dzieje w tym filmie! I pewnie, gdyby Polonia zastosował to raz, no może dwa, to jeszcze można by było to puścić płazem. Ale te scenki pojawiają się w "The Amityville Exorcism" niemal na każdym kroku. Te psychodeliczne posunięcia kojarzą mi się z nieodżałowanym "Visions Of Suffering". Są to przeważnie obrazki pozbawione sensu, kompletnie nie mające nic wspólnego z fabułą filmu.

Lalki na usługach samego szatana...złowieszczo siedzą.

Święcenia nadszedł czas.

To tylko standardowa reakcja opętanej na święcenie domu.
W "The Amityville Exorcism" z każdej scenki sączy się jad amatorszczyzny. I jasne, nie raz miałem masę zabawy oglądając filmy, w których twórcy będący pasjonatami kina, ale pozbawionymi jakichkolwiek umiejętności związanych z tym kierunkiem próbowali swoich sił. I faktycznie ich nieporadność była po prostu śmieszna, a im bardziej się starali tym efekty były zabawniejsze. Niestety tego nie ma w przypadku "The Amityville Exorcism". Tutaj od pierwszej do ostatniej sceny widać, że nikt, dosłownie nikt się nie przykładał do wypełniania powierzonego mu zadania. Operator kamery przy dialogach ciągle działa na zoomie, a jak kręci czyjś spacer to trzęsie kamerą ile wlezie. Gość odpowiedzialny za muzykę wrzuca "melodyjki" kompletnie niepasujące do tego, co dzieje się na ekranie. Aktorzy wygłaszają swoje kwestie, jakby je czytali z promptera...i to tak, jakby je widzieli po raz pierwszy na oczy. I co ciekawe, w "The Amityville Exorcism" zagrało tylko dwanaście osób, z czego tylko cztery osoby przebywają na ekranie sensowną ilość czasu. Dobra, wiem, że są produkcje, w który gra jeszcze mniej aktorów (np. "Carnage", czy "Locke"), ale tam grają AKTORZY. A tutaj mamy ludzi, którzy nie powinni się pojawić nawet jako statyści w reklamie telewizyjnej (nawet będąc składową tłumu). W "The Amityville Exorcism" nic się nie zgadza. Zaraz, zaraz, o kimś chyba zapomniałem. No tak, przecież jest jeszcze scenarzysta, który chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W efekcie czego mamy tutaj motywy z serii "Amityville" oraz "Egzorcysty" i na deser jeszcze gościa z "The Masque Of The Red Death", bo dlaczego nie? Naprawdę dawno nie widziałem produkcji z głupszą fabułą. Nawiedzone deski sprawiają, że dziewczyna zostaje opętana przez jakiegoś typa ubranego w czerwoną pelerynę i chowającego gębę za czerwoną maską. Mam wrażenie, że głupszego motywu nie dało się już wymyślić. Jeszcze byłoby to do przełknięcia, gdyby "The Amityville Exorcism" był komedią, ale nią nie jest.

Chyba jakiś zagorzały fan filmu "The Masque Of The Red Death" zaplątał się na planie zdjęciowym.

Podejrzany brodacz robiący Amy zdjęcia z ukrycia wcale nie jest zbokiem, w końcu sam o tym zapewnia.
Dajmy w filmie lekkie nawiązanie do "Night of the Living Dead", niech fani się cieszą!
I żeby uzmysłowić Wam skalę idiotyzmu, jakiej dopuszczają się twórcy tej produkcji muszę przywołać pewną krótką i w sumie małą istotną scenkę. Otóż po osiedlu, gdzie Amy mieszka ze swoim ojcem krząta się złodziej. Normalnie w ciągu dnia. Ogląda domy i wykonuje ich szkice, które przypominają robotę dziecka w wieku przedszkolnym (czyli mega dokładne). Kiedy zapada zmrok gość z kominiarką na łbie wraca w miejsce, które wcześniej oglądał. Patrzy, w oknie pali się światło...no i zaczyna się włamywać. Ok, widać, że niezły z niego desperat. Ale niech będzie. Włazi do środka, pierwsze kroki kieruje do piwnicy. Bo przecież wiadomo, że to właśnie tam ludzie trzymają swoje najcenniejsze skarby, prawda? Wyciąga zwykły worek na śmieci (taki standardowy czarny) i pakuje tam cokolwiek, co nawinie mu się pod rękę. Żeby było śmieszniej kiedy schodzi do piwnicy to zdejmuje kominiarkę. Może po to, żeby lepiej widzieć, albo po prostu jest mu w niej zbyt gorąco. Jednak zanim gość wybiegnie szczęśliwy z workiem na śmieci...pełnym śmieci umiera w piwnicy zabity przez "czerwonego ducha", bo tak. Jaki jest sens tej sceny? Żaden.

Żona nawet po śmierci ma pretensje do swojego męża.

Egzorcyzmy czas zacząć!

To chyba coś poszło nie tak...opętana zyskała potężnego sojusznika?

"The Amityville Exorcism" to połączenie wszystkich najgorszych filmów, jakie miałem do tej pory okazję zobaczyć. Znajdzie się tutaj coś dla wielbicieli "Smaku Zła", "Visions Of Suffering""The Death Factory: Bloodletting", czy "Invasion Of The Pod People". Jeżeli jakimś cudem istnieją na świecie fani tych produkcji, to na pewno podczas projekcji filmu Marka Polonii będą się świetnie bawić. Pozostali mogą nabawić się choroby psychicznej, bezsenności, ewentualnie mogą nawiedzać ich koszmary, w których bez końca będą obcować z "The Amityville Exorcism". Ten film to czysta tortura dla oczu. Amatorszczyzna i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Ewidentnie żadna z osób pracujących na planie nie przykładała się do powierzonego mu zadania i to niestety doskonale widać w każdej scenie. I nie dajcie zwieść zwiastunowi tej produkcji, to chyba najlepszy element związany z "The Amityville Exorcism" i nie oddający nawet w 1% tego całego gówna, które zacznie wylewać się z ekranu, jeżeli już zdecydujecie się na odpalenie tego filmu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz