poniedziałek, 30 września 2013

Wiejskie porachunki Renegata

Snake Eater
(Zjadacz Węży)

Rok: 1989
Gatunek: akcja
Kraj: USA

Autor recenzji: Est

Lorenzo Lamas jest zdecydowanie jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd kina akcji klasy B lat 90-tych. Ale każdy kiedyś zaczynał - można powiedzieć, że seria "Snake Eater" była tym dla Lamasa, czym "Terminator" dla Schwarzeneggera, czy "Rambo" dla Stallone'a. Dzięki tej serii, na którą składają się trzy filmy (dwa z 1989 i jeden z 1992) aktor trafił do B klasy światka filmów akcji. I nic dziwnego, już pierwsza część może być dawana za przykład typowego vhs-owego kina kopanego, którego pełno było w wypożyczalniach wideo.

Tajniak i dwóch gliniarzy.
Lorenzo Lamas wciela się w postać byłego żołnierza sił specjalnych, których członkami byli najtwardsi wojownicy nazywani zjadaczami węży. Lorenzo jest teraz tajniakiem w policji i prowadzi wojnę z kartelami narkotykowymi. Dość nieoczekiwanie w barze dla harley'owców dowiaduje się o tym, że jego rodzina zginęła podczas rejsu prywatnym statkiem - ciała matki i ojca zostały odnalezione, ale cały czas istnieje szansa na odnalezieniem jego siostry. Lamas wkracza na niegościnne ziemie zajmowane przez typowych "rednecków", z którymi przyjdzie mu się zmierzyć. 

Przeciwnicy Zjadacza Węży nie należą do najbystrzejszych.
Ten film to przede wszystkim mnóstwo nieśmiesznych gagów, trochę kopów, dużo strzelania i goła klata Lorenzo Lamasa przewijająca się przez cały film. Do tego koszulka w stylu Billy'ego Blanksa z logo "Zjadaczy Węży". Już sam początek filmu sugeruje, że nie jest to dobra produkcja - no może goła scena chociażby w niewielkim stopniu może przyczynić się do skupienia uwagi na "Snake Eater" (np. w oczekiwaniu na kolejne tego typu chwyty). Jednakże największymi "atutami" tej produkcji są słaby humor, kompletnie nieciekawe postaci, czy niezbyt efektowne potyczki (a przede wszystkim kretyńskie zachowanie niektórych złoli, które graniczy z komedią). Za to sympatię mogą budzić dwaj policjanci współpracujący z naszym super-twardzielem. Ich nieśmieszne żarty są niczym dowcipy otwierające każdy odcinek "Familiady". Do tego dochodzą jeszcze źli wieśniacy, którzy za wszelkie swoje zbrodnie próbują obwiniać lokalnie buszujące niedźwiedzie. Jednak po obejrzeniu pierwszego "Zjadacza Węży" jestem bardzo pozytywnie nastawiony do tej serii - w końcu to typowy akcyjniak klasy B skierowany na rynek wideo, czyli to co lubię najbardziej (oczywiście pomijając zaskakujące adaptacje "Draculi" Stokera).

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz